Wirtualna Polska naprowadziła mnie na wywiad z wirusologiem, profesorem Pyrciem (https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-w-polsce-padaja-kolejne-rekordy-zakazen-wirusolog-prof-pyrc-nie-ma-dla-nas-dobrych-wiesci). Padają tam następujące słowa:
Najistotniejsze jest jednak to, że w lecie zmniejszyło się ryzyko wystąpienia koinfekcji, czyli zakażenia się kilkoma patogenami naraz, na przykład koronawirusem i innymi wirusami, grypą albo bakteriami. Takie współzakażenia mogą pogorszyć przebieg COVID-19 - opowiada wirusolog.
Wirusolog twierdzi też, że nic nie wskazuje, żeby wirus zmutował, co byłoby powodem obniżonej śmiertelności. Reasumując, jeśli wierzyć podanym tam informacjom, to najlepszym, co mogło nas spotkać, to było zachorować w lato, obniżając ryzyko ciężkiego przebiegu choroby w okresie późniejszym.
Czy w tej sytuacji nie należałoby ukarać ministra, który narzucił nam tak fatalną strategię, jeśli oczywiście wzrost śmiertelności będzie miał miejsce?
W języku polskim dorosłe osoby nieznajome zwracają się do siebie Pan/Pani. Przynajmniej na moim blogu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości