Anioły - sowa.website.pl
Lech Galicki.
( z prochu jesteś i w proch się obrócisz...)
Być albo też być
Wyjście w sytuacji ekstremalnej poza własne ciało (ang. Out of the Body Experience ). Przypadek własny OBE, którego doświadczyłem oraz wywiad z lekarzem postanowiłem upowszechnić. Materiały opisane możliwie najprzystepniej w formie artykułów opublikowanych w prasie lokalnej, a następnie ogólnopolskiej, a potem włączone zostały do mojej książki Jozajtis. Człowiek, który przeżył tego typu stan, za wszelka cenę pragnie usłyszeć od zasługujących na wiarygodność ludzi, że znalezli się w podobnej sytuacji. Tylko i aż to.
Zdecydowałem się opisać dziwny przypadek (choć nie wierzę w przypadki), który zdarzył się w trakcie zabiegu operacyjnego w Klinice Uniwersyteckiej Steglitz w Berlinie. Pacjentem byłem ja. Byłem bardzo osłabiony. Miałem ciężkie okaleczenia twarzy, pękniętą czaszkę oraz złamaną kość jarzmową. Natychmiast poddano mnie wielu badaniom lekarskim: rentgen, tomografia komputerowa, badania krwi, oczu i rozmaite rutynowe zabiegi. Bałem się operacji, gdyż nie wiedziałem, jakim zabiegom zostanę podany i jaki jest stopień ryzyka. Leżałem w izolatce i modliłem się. Odczuwałem wewnętrzną ciszę, a także inną niż zwykle formę koncentracji. W każdym razie byłem w pełni świadomy. Operacja. Ze względu na okaleczenia twarzy narkozę podano mi dożylnie. Odczuwałem chłód i niepewność. Nie wiem dokładnie, kiedy usnąłem. I nagle... To było niesamowite, nie do wiary!
Czułem, że moja świadomość opuszcza ciało. Jakby z niego uchodziła. Nie miałem żadnego ciała, byłem tylko myślą – zaszokowany i zdziwiony. Gdy leżałem na stole operacyjnym, ujrzałem wszystkich, którzy brali udział w operacji: pięć osób, a także moje ciało bokiem z góry. Lekarze zupełnie mnie nie interesowali. Mógłbym ich słyszeć, lecz nie to było dla mnie ważne. Niespodziewanie wkroczyłem do labiryntu świateł (inaczej nie jestem w stanie tego opisać): była to jakby przestrzeń świetlanych struktur.
Miałem wrażenie, że płynę przez rozmaite wymiary. Widziałem między nimi granice, ale nie potrafię ich opisać. To nie były materialne granice. Na dodatek ktoś pomagał mi w tej „podróży”. Była to postać ze światła. Stale miałem wrażenie, że trzyma mnie za rękę, choć ani ramion, ani rąk nie miałem. Nie miałem przecież ciała. Wymiary, w których przebywałem, zmieniały się, a świetlista istota nieprzerwanie do mnie mówiła. Nie pamiętam jej głosu. Wiem, że czasami odpowiadałem: „tak”. Czułem ją całym swoim jestestwem i świadomością, wszystko zaś było bardzo spokojne, jasne i przyjemne. Nie mogę powiedzieć, jak i kiedy wróciłem do ciała. W momencie przebudzenia zdawało mi się, że jestem po tamtej stronie. Mamrotałem pod nosem: – Chcę wrócić. Ale gdzie?
Rozmowa z dr med. Henriettą Uherek-Straszko, anestezjologiem:
– Czy zgłosił się do Pani chory, aby opowiedzieć o swoich dziwnych przeżyciach, które wystąpiły w trakcie operacji?
– Zawsze staram się, aby pacjent spał na tyle głęboko, żeby nie dopuścić do ewentualnej możliwości przeżywania procesu operacji. Nie, nikt spontanicznie nie przyszedł do mnie z takim problemem. Nawet po bardzo poważnej operacji lub zabiegu reanimacyjnym.
– A może ktoś z kolegów lekarzy przeprowadzał tego typu rozmowę?
– Nie przypominam sobie takiego zdarzenia. Natomiast sama raz wykazałam wielką ciekawość i próbowałam dowiedzieć się od jednego ze zreanimowanych pacjentów, co pamięta, co odczuwał podczas krótkiego okresu śmierci klinicznej (nie mogły nastąpić wówczas duże zmiany w mózgu). Orzekł, iż woziliśmy go szybką, bardzo oświetloną windą. Mówił, że bardzo prędko przemieszczał się do góry. W rzeczywistości leżał na podłodze, nie żył, był reanimowany i szybko powrócił do świadomości, podświadomości i dopiero te dwie nałożone na siebie części stanowią to, co nazywamy ciałem astralnym, z tym że matrycę między ciałem astralnym a ciałem fizycznym stanowi przypuszczalnie jeszcze ciało energetyczne. Ono też prawdopodobnie sprawia, że istnieje możliwość wymiany pomiędzy tymi dwoma ciałami i ich połączenie. Jest to teoria przemawiająca do wyobraźni, lecz podkreślam, że wiadomości tych nie wyniosłam z Akademii Medycznej. Są to absolutnie moje prywatne poglądy.
– Co wobec tego skłoniło Panią, lekarza, do zainteresowania się problemem życia po śmierci?
– Znajomość z panem Leszkiem Szumanem, dostęp do zagranicznej literatury parapsychologicznej i przede wszystkim własne przeżycia – widzenia, nazwijmy to, zjawy w momencie śmierci człowieka.
– A więc te spotkania z nieznanym zjawiskiem miały miejsce w szpitalu i były związane bezpośrednio z wykonywaną przez Panią pracą?
– Tak. Spotkałam się prawdopodobnie z przejawem pozafizycznej egzystencji człowieka cztery razy i zawsze w szpitalu, podczas dyżurów. Były to konkretne, zmarłe osoby.
– Czyli są to przykłady na możliwość życia po śmierci, lecz nie w opisie osoby przeżywającej na przykład śmierć kliniczną, jak to do tej pory przedstawiano w literaturze, ale człowieka stojącego obok – lekarza. Niesamowite.
– A to w dużym stopniu zmienia postać rzeczy i dlatego miałam wątpliwości, czy powinnam rozmawiać z Panem na ten temat.
– Skoro jednak dobrnęliśmy do najbardziej frapującego momentu, proszę o przykład spotkania z nieznanym zjawiskiem.
– Było to w Zakopanem. Miałam dyżur na czterech oddziałach. Odpoczywałam w dyżurce. Nagle ogarnęło mnie przemożne uczucie, że ktoś stoi w drzwiach. Leżałam w łóżku i nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Ciało było jak z ołowiu. Mimo to myślałam precyzyjnie i usiłowałam za wszelką cenę opanować moje ciało. Jednocześnie ta, jak to później określiłam, zjawa przekazywała mi, nie wiem, w jaki sposób, kim jest. Szukała pomocy. Myślę – koniecznie muszę biec na chirurgię, bo tam coś się dzieje. W tym czasie usłyszałam na schodach kroki. Zjawa znikła. Wbiegła pielęgniarka. Natychmiast trzeba iść na chirurgię, bo ktoś umiera. Pytam, czy chodzi o panią X. – A skąd Pani wie? – pyta zdumiona pielęgniarka. – Nie wiem, nie wiem! – krzyczę i biegnę na chirurgię. Niestety stwierdziłam zgon pacjentki X. Podkreślam, że nie była to osoba, z którą w jakiś sposób byłam uczuciowo, emocjonalnie związana. Po prostu pacjentka z jednego z czterech oddziałów. Był to nagły zgon w czasie snu, a przyczynę – rozległy zator tętnicy płucnej – ujawniono w trakcie sekcji. Kolejne trzy przypadki tego typu były równie, a może bardziej niezwykłe.
– Jakie jest Pani, lekarza, podejście do zjawisk nazywanych ogólnie „życiem po śmierci”?
– Na pewno istnieje dalsze trwanie, przynajmniej części osobowości człowieka. Nie wiem, w jakiej postaci. Poza przekonaniem, że z ciała fizycznego uwalnia się po śmierci widziane przeze mnie, nazwijmy to, ciało astralne – więcej nie wiem. Jakie są dalsze losy człowieka uwolnionego z fizycznej klatki, to zagadka. W tym względzie nie mam doświadczeń.
Żródło: książka Jozajtis, autor: Lech Galicki ( Wyd. PoNaD, Szczecin 1999)