Tego lata wypadło mi żyć w sposób wyjątkowo "niestacjonarny". Licznik mówi o 3,5 tys. km przejechanych po Polsce a to jeszcze nie koniec. Odwiedziłam miejsca ładne i brzydkie, ciekawe i nudne. Rozmawiałam z "moherami" i z MW z WM, z tymi z prawicy i z lewicy. No i jak to zwykle w podróży bywa, zebrałam dość pokaźny worek najróżniejszych widoków, obserwacji i przemyśleń. Teraz przyszła pora podzielić się nimi z Czytelnikami. Tych nastawionych bardziej na lirykę uprzedzam jednak, że nie będą to notki całkiem apolityczne.
A więc można się zgodzić z Premierem Tuskiem w 100%: Trzeba budować autostrady. I na tym oczywiście koniec, bo jeśli chodzi o sposób i czas wykonywania prac to już trudno się zgadzać. Mało tego, uprawnieni do głosowania w Wałbrzychu wprawdzie tego nie zrobili ale z pewnych faktów należy wyciągnąć wnioski. A stan mitycznych autostrad w III RP to bankructwo ideałów i nie tylko. Ale od początku.
Trasa z Łagowa Lubuskiego do Warszawy. Nie dość, że odcinek dość stresogenny, to płaci się potrójnie. Pierwszy koszt to stargane nerwy. Wyjeżdża więc człowiek z Łagowa - piękne miejsce zresztą - no i przez następne dziesiątki kilometrów wlecze się po dziurawych i rozkopanych drogach. TiR-y panoszą się a uspokoić i posilić się nie bardzo jest gdzie. Przydrożne lokale o nazwach w rodzaju "Texas Club", "California Beach" czy "New York Residence" stanowczo bardziej kojarzą się z zakamuflowanymi burdelami niż z gastronomią. Jakby na potwierdzenie tych domysłów po obydwu stronach trasy stoją prostytutki, częściowo dziewczyny są wyraźnie niepełnoletnie. Trudno uwierzyć, że lokalne władze "nic o tym nie wiedzą".
Nagle TiRy wyprzedzają się mimo zakazu i jeden z nich spycha mnie dosłownie na pobocze. Wjeżdżam w jakąś dziurę i muszę gwałtownie przyhamować. Od tego czasu w samochodzie coś dziwnie charczy no i jest pozycja nr dwa po stronie kosztów - po powrocie trzeba z samochodem do warsztatu. I znów kierowca wścieka się i klnie. Budują i budują te autostrady i mosty od lat. Ładnie budują, nie można się skarżyć... Dla porównania: W Chinach powstaje co roku 2 tys. km autostrad. Ale wiadomo, tam władza nieludzka, żadnych praw człowieka a o polityce miłości jak u nas mowy nawet nie ma.... To chyba dlatego te budowy im tak dobrze idą.
Po kilkudziesięciu kilometrach można odetchnąć - wjazd na Autostradę Wielkopolską. Ale co samochód się nieco rozpędzi (za bardzo nie może, bo po lubuskich dziurach charczy) to zaraz ograniczenie szybkości i buda o nazwie "Pobór opłat". No i pozycja nr 3 po stronie kosztów. W rytmicznych i zbyt krótkich interwałach szukam więc nerwowo drobnych po kieszeniach i portfelach. Monety rozsypują się po całym samochodzie, znów klnę a "Pobór opłat" chciwie wyciąga rękę. W końcu znajduję jakiś banknot, "Pobór opłat" wydaje resztę i kwit - chyba znów podwyższyli te opłaty ale nie mam czasu liczyć - już za mną trąbią i trzeba jechać dalej. W sumie "Pobór opłat" inkasuje opłaty cztery razy, wychodzi coś niecałe 60 zł za przejechanie kawałka w jedną stronę, w dwie powiedzmy 110zł. Motyw dla ministra ds. wykluczonych - ktoś z pensją np. nauczyciela czy pracownika muzeum na dobrodziejstwa autostrady nie bardzo może sobie pozwolić. Ale co tam - jak nie potrafił się zaczepić przy lepszym korycie - gdzieś przy rządzie albo jeszcze lepiej przy prywatyzowaniu czegoś tam, to niech dureń jeździ po dziurawych drogach. Wolność i liberalizm w końcu mamy.
Co jeszcze o Autostradzie Wielkopolskiej? Rozmawiałam z kilkoma mieszkańcami wielkopolskich miasteczek położonych w jej pobliżu. Wszyscy narzekają. "Z Warszawy do Poznania to ludzie szybko dojadą ale o nas, tych po drodze, nikt nie pomyślał." Albo: "Zjazdy za rzadko, dojazd do miast i wsi utrudniony, ci co pomiędzy Warszawą a Poznaniem nic z tego nie mają." Faktycznie, zjazdy są rzadko a lokale gastronomiczne przy samej autostradzie to albo globalne molochy w rodzaju McDonalda albo funkcjonują przy stacjach benzynowych, też w jakiejś sieci.
W innych regionach Polski jest jeszcze gorzej - trasa z Kielc do Krakowa czy z Warszawy do Katowic to już istny koszmar. Zielonym światłem na końcu tunelu wydaje się być odcinek między Skarżyskiem-Kamienną a Kielcami, jedzie się świetnie a do tego te cudowne świętokrzyskie widoki. Ten kawałek drogi wprawił nawet w zachwyt jadącą razem ze mną znajomą z Francji. Ale to tylko tyle. Dalej to już gehenna porównywalna do tej lubuskiej. Kulminacja to podkrakowskie budowy i korki. Do odcinka Zakopianki na południe od Myślenic wszelkie komentarze są zbędne, ci którzy trasę znają będą wiedzieć dlaczego. Ale wszędzie buduje się. Dużo, za długo i za drogo.
Co kierowcy mogą robić? Nic poza czekaniem na lepsze czasy i drogi no i oczywiście na lepszych gospodarzy. Rządowi niespełnionych autostrad mogą jeszcze jesienią pokazać czerwoną kartkę.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości