Miejscowość Zaleszczyki w naszym domu obecna była od zawsze - i to nie tylko jako symbol końca IIRP, jej ostatni przystanek i ostatni most na Dniestrze, za którym czekała już tylko tułaczka, nędza emigrancka i unicestwienie państwa wymarzonego przez tyle pokoleń. W dzieciństwie miejscowość kojarzyła mi się zawsze z winogronami. Uzdrowisko Zaleszczyki szlag trafił, szczepy winogron tam hodowanych też ale przetrwały u nas jeszcze długo po wojnie katalogi ogrodnicze z jakimiś szlachetnymi odmianami winogron, które mój Pradziadek sprowadzał właśnie stamtąd.
Moi Pradziadkowie uciekli cudem ratując życie z bolszewickiej Rosji i osiedlili się - powodowani chęcią utrzymania bezpiecznej odległości od rewolucyjnych dobrodziejstw - nie na Podolu czy na Wołyniu ale właśnie w Polsce centralnej. Tam, w zupełnie innych warunkch klimatycznych i glebowych, mój Pradziadek stworzył coś w rodzaju "małego Podola" i z pasją uprawiał w inspektach warzywa, o których wówczas w Polsce centralnej nawet się nie śniło - kukurydzę, karczochy, brokuły, bakłażany i paprykę. Były też melony i właśnie szlachetna winorośl z Zaleszczyk. Ponoć całkiem nieźle mu to nawet wychodziło a jak już wspomniałam - profesjonalne katalogi ogrodnicze z pięknymi kolorowymi rysunkami przewijały się przez moje dzieciństwo.
Stąd mam do tej miejscowości szczególny sentyment choć, niestety, nigdy tam jeszcze nie byłam. Zmożona wczoraj grypą odbyłam małą wirtualną podróż po Kresach (tych bliższych i dalszych) i oczywiście zahaczyłam o miejscowość znaną mi z dziedziństwa. To miejsce wyjątkowe - miasteczko położone w zakolu Dniestru, malownicze, jakby stworzone na uzdrowisko. W okresie II RP było ono też jednym z modniejszych kurortów, zwanym "polskim Meranem". Do Zaleszczyk jeździło się jak na południe Europy - po egzotykę, ciepło, słońce, wino i południowe owoce. Prawdziwą ozdobą miasteczka były cudowne plaże i kąpieliska pozakładane nad Dniestrem oraz domki letniskowe.
I tu kresowa sielanka zostanie zburzona i nastąpi część dużo mniej przyjemna, zapoczątkowana we wrześniu '39 roku. Co się stało z ludnością polską na Kresach wiadomo, nie będę więc o tym dalej pisać. Przy okazji napaści na Zaleszczyki przez wojska sowieckie szczególnie ciekawa jest inna historia. Otóż jednym z pierwszych niszczycielskich aktów po wkroczeniu wojsk sowieckich na teren tego sielskiego kurortu było zniszczenie i zasypanie plaż i kąpielisk - to jest zresztą opisane w wielu miejscach. Jeszcze bardziej niż celowe zniszczenie plaż i kąpielisk szokuje fakt, że Sowieci zniszczyli również plantacje melonów i owe słynne zaleszczyckie ogrody, pewnie i te, z których Pradziadek sprowadzał przed wojną katalogi i rośliny.
Z punktu widzenia władzy sowieckiej plaże i kąpieliska były niewątpliwie symbolem próżniaczego stylu życia "polskich Panów". Próżniacze życie jako niekompatybilne do bolszewickiego systemu należało zlikwidować, uprzednio zlikwidowawszy oczywiście "polskich Panów" i nie tylko "Panów". Ale dlaczego komunistycznej władzy przeszkadzały te ogrody i melony?
A naszej obecnej władzy, wystawiającej ostatnio bolszewikom wspaniałe pomniki, proponuję jeszcze wydać podręcznik dla szkół ogrodniczych, upamiętniający właśnie te i podobne cuda bolszewickiej gospodarki. Kto wie - patrząc na bezmyślną likwidację licznych hodowli i upraw w IIIRP - może się nawet do czegoś jeszcze przyda.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura