Na wstępie ostrzegam, że notka będzie wyjątkowo dość długa - inaczej się nie dało.
1.Nie byłam i nie widziałam manify antyfaszystów w rocznicę nocy kryształowej (Berlin) oraz przeciwko gettom ławkowym w latach 30-tych (Polska). Getta ławkowe to nieprzyjemny epizod z historii Polski międzywojennej - jak najbardziej wskazane, aby tą trudną sprawą zajmowali się historycy czy odpowiednie gremia polsko-żydowskie/polsko-izraelskie; mniej wskazane, aby robili to lewaccy ulicznicy. Noc kryształowa nie jest polską historią - łączenie tych dwóch wydarzeń na manifestacji w Warszawie jest głupie i nieodpowiedzialne. Z relacji świadków słyszałam, że było tam ok. tysiąca manifestujących i więcej policji niż antyfaszystów. Nawet zakładając lekką przesadę świadka nie warto tym wydarzeniem zajmować się dalej.
2.Byłam i widziałam ochody zorganizowane przez PiS oraz Kluby Gazety Polskiej w wigilię Dnia Niepodległości. Koncert Chóru Archikatedry Warszawskiej, msza, marsz pamięci oraz złożenie kwiatów pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego oraz przed Grobem Nieznanego Zołnierza w asyście wojskowej. Wszystko spokojnie, godnie, bez żadnych zadym. Doskonała organizacja i zapewnione bezpieczeństwo. Jakiekolwiek próby wykrzykiwania radykalnych haseł były natychmiast tłumione w zarodku przez samych uczestników. Spotkałam dawno niewidzianych znajomych - ku obopólnemu zaskoczeniu i radości, że spotykamy się w takim miejscu i że podobnie myślimy, o czym wcześniej nawet nie wiedzieliśmy.
3. Obchody oficjalne - trochę na pl.Piłsudskiego i trochę na Trakcie Królewskim. Na pl.Piłsudskiego jak zwykle sporo ludzi, dużo rodzin z dziećmi, wojsko i wszelkie atrakcje. I bardzo dobrze - zawsze to znak, że lewacka ideologia nie chwyta. Najwyraźniej na nic szydzenie z historii i tradycji, ludzie wolą chodzić pod pomnik Piłsudskiego niż pod tęczę. Po obchodach na Placu najwyraźniej większa część rozeszła się. Traktem Królewskim przechodziły - obok zwykłych ludzi - od czasu do czasu grupki ryczących zadymiarzy ale obyło się bez ekscesów. Na marsz prezydencki czekałam ze znajomą na Nowym Swiecie ale pochód gdzieś utknął i nie doczekałyśmy się. Uderzało wyjątkowo chamskie zachowanie żandarmerii wojskowej pilnującej porządku. Op... ali w wyjątkowo nieprzyjemny sposób każdego, kto wychylał się czy robił krok na ulicę, żeby coś widzieć. Słowa "proszę" w tej jednostce najwyraźniej nie znają a chamstwem dorównują straży miejskiej (policja jest pod tym względem na znacznie wyższym poziomie). W końcu nie doczekawszy się marszu, który tkwił w najlepsze gdzieś za ul.Swiętokrzyską, poszłyśmy zmarznięte na Pizzę.
4. Na obchodach organizowanych przez PiS i Kluby Gazety Polskiej w Krakowie nie byłam, podobno wypadły bardzo dobrze, podobnie jak uroczystości warszawskie 10.11.
5. Z Marszu Niepodległości widziałam początek, koniec i to, gdzie mogłam się dostać. Pod Pałacem Kultury oczekiwało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w większości zwykli ludzie, widoczne były jednak grupy osób o wyraźnie podwyższonym poziomie agresji. Część młodych ludzi w okolicy, gdzie przechodziłam nosiło znaczki "G...Wno czytasz - G...wno wiesz". Wokół miejsca zbiórki (stamtąd dochodziły odgłosy) wybuchały petardy. Organizatorzy zadali sobie w tym roku zdecydowanie więcej trudu niż w latach ubiegłych, było dużo własnych, przeszkolonych sił porządkowych. Na pytania odpowiadali uprzejmie. Po rozeznaniu się w sytuacji przed "Pekinem" (PKiN) udałam się na Marszałkowską, aby tam czekać na czoło pochodu. Marsz poprowadzili motocykliści, potem wszystko wyglądało nieco chaotycznie - wydawane były różne polecenia (nie jestem w stanie ocenić z czego to wynikało), gdzieś na czele pochodu mieszały się też emblematy różnych organizacji - i te chrześcijańskie i te pogańskie. Niezbyt utalentowany wokalnie zapiewajło (chyba z busu "Młodzieży Wszechpolskiej") intonował okrzyki i śpiewy. Widziałam flagi Jobbiku oraz włoskiej"Forza Nuova". Siły porządkowe były cały czas obecne w sporej ilości. Było trochę policji (w rozsądnych ilościach), byli funkcjonariusze przeszkoleni w zakresie deeskalacji konfliktów oraz sporo policji w cywilu. Tym niemniej co chwilę z marszu wyskakiwali w grupach zakapturzeni osobnicy o wysokim poziomie agresji, wyrywali się gdzieś na boki i próbowali wszczynać zadymy. Straż marszu próbowała ich odgradzać od manifestacji ale nie zawsze była skuteczna.
Ponieważ blisko mnie zaczęło wybuchać coraz więcej petard, postanowiłam ewakuować się w boczną uliczkę - i tak oto trafiłam prawie w sam środek zadymy przy ul.Skorupki. Nie widziałam początku akcji, widziałam tylko bójki i słyszałam wrzaski, potem przyjeżdżały wozy policyjne i strażackie oraz całe oddziały policjantów (i policjantek) w rynsztunku bojowym. Bez przerwy przegrupowywali się i przemieszczali w inne miejsca, na chodnikach i trawnikach stało trochę dziennikarzy i gapiów, stała pani z Fundacji Helsińskiej - wszyscy instynktownie schodzili policjantom z drogi, bo i wyglądali dość groźnie (mnie podobne widoki zawsze kojarzą się z latami 80-tymi).
- Pani spojrzy - to jakiś oddział kobiet! Okropne te uzbrojone baby, nie chciałbym od takiej dostać! - zagadał do mnie jakiś emeryt. Starsza kobiecina trochę dalej miała łzy w oczach i niemal płaczliwie komentowała "To straszne, żeby znów Polacy Polaków tak bili, to straszne...". Ogólny nastrój wśród gapiów był antydemonstracyjny, przeważały komentarze w rodzaju "Policja powinna im dopier...ić!" czy "Powybijać te łyse pały! Zadym im się tu zachciało!". Oberwałam (tylko słownie) przy okazji i ja. Gdy stwierdziłam, że zaczyna robić się zbyt groźnie, postanowiłam wycofać się podwórkami na Kruczą (jak przydatne okazały się godziny i dni spędzone w młodości na włóczeniu się po warszawskich ulicach!). Jeden dozorca sam zaproponował mi i stojącemu obok starszemu mężczyźnie, że nas przepuści, drugi natomiast (od bramy przy Kruczej), otoczony przez jakieś baby z kamienicy, najwyraźniej mniej uczynny od pierwszego, krzyknął do swego kolegi:
- Co ty robisz!!!??? Otwieraj bramę tylko policji a tego łysego bydła mi tu nie wpuszczaj!!!
Gdy pochwaliłam się cieciowi moimi półdługimi włosami i stwierdziłam, że "na łyse bydło to chyba ani ja ani ten pan nie wyglądamy", cieć przyznał mi łaskawie rację i bramę otworzył. Kruczą i Piękną dostałam się do pl.na Rozdrożu. Teraz atmosfera, akustyka oraz efekty świetlne jadących bez przerwy wozów policyjnych, strażackich oraz karetek przypominały już filmy wojenne. Gdy znalazłam się przy pomniku Dmowskiego i czekałam na dojście marszu, trwało tam jakieś przemówienie, któremu przysłuchiwała się garstka osób. Nie wiedziałam jeszcze - podobnie jak i wielu - że marsz został rozwiązany. Organizatorzy zaś, jak wiadomo, postanowili decyzję Ratusza - mówiąc kolokwialnie - olać. W trakcie oczekiwania znów było słychać petardy i dość bojowe odgłosy a od strony al.Ujazdowskich znów nadciągały całe uzbrojone oddziały policji - jak się później okazało było to związane z zadymą pod ambasadą FR.
W końcu marsz dotarł do murku, z którego wszystko obserwowałam. Dosłownie przy nas (była tam spora grupa gapiów, dziennikarzy, kamerzystów, itp.) znów wyskoczyli z niego agresywni osobnicy. Straż próbowała odgrodzić ich linami, na co kilka osób stojących na poboczu zaczęło szarpać liny i ochraniarzy. Zrobiła się szarpanina, osoby stojące obok ale najwyraźniej należące do marszu zaczęły krzyczeć do straży, żeby się z nimi nie szarpali, bo to prowokatorzy. Ochrona marszu tym razem poradziła sobie, zadymiarze zwiali na murek i zrobili trochę popłochu wśród ludzi, którzy tam stali. Jeden z nich krzyknął jeszcze "K... mać idę się odlać!", co zapewne i zrobił, potem na szczęście ulotnili się gdzieś.
Przed kolejną spektakularną zadymą zaczęła walczyć we mnie dusza wszędobylskiego i wścibskiego kronikarza z duszą (i ciałem) zmęczonej fizycznie kobiety w wieku średnim (przeszłam tego dnia w sumie chyba z 15km). W końcu zdecydowałam się opuścić "strefę zagrożenia", co wcale nie było proste. Kobieta na przystanku pod placem powiedziała, że nie wie, kiedy będzie coś chodzić ale stoi tu, bo boi się wejść na górę. Udało mi się przedostać na pl.Trzech Krzyży, potem w Aleje Jerozolimskie.
Wnioski z pktu 5.? Raczej smutne. Pierwszy konkretny - koniecznie powinien zostać rozwiązany problem zakapturzonych osobników wyskakujących z marszu i wzniecających zadymy (ale zwykle już poza trasą samego marszu). Drugi ogólny - przy wszystkich podziałach (obecnie wspólne świętowanie przez wszystkich nie jest raczej możliwe) to jednak smutne, że Marsz Niepodległości udało się zdegradować do zadymy.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka