Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
927
BLOG

Zupa piekielna (notka apolityczna)

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Rozmaitości Obserwuj notkę 24

       Notka jest do korzystania dla wszystkich, apolityczność gwarantuję, choć oczywiście tytuł może być nieco mylący - przyzwyczailiśmy się w ostatnich czasach do postrzegania polityki jako czegoś w rodzaju piekła, ewentualnie przedpiekła w najlepszym wypadku. Tym razem zapraszam jednak wszystkich niezależnie od światopoglądu, przede wszystkim zaś osoby dotknięte bakcylami, infekcjami, mikrobami i podobnymi świństwami, które w listopadzie tak bardzo lubią się wylęgać. Dopadło niestety i mnie i moją rodzinę i nie pozostało nic innego, jak sięgnąć do kreacji opracowanej przeze mnie w zeszłym roku właśnie na okoliczność jesienno-zimowych infekcji.

       Otóż jeśli chodzi o jesienno-zimowe infekcje, to nie wierzę zupełnie w antybiotyki przepisywane często lekkomyślnie przy okazji zwykłego kaszlu czy infekcji dróg oddechowych, uznaję je jedynie dla ratowania życia oraz w przypadku grożących ciężkich powikłań. Ponieważ już pewien czas temu odeszłam od homeopatii, chcąc nie chcąc jestem zdana głównie na wspaniałą apteczkę prosto z natury. Szukając czegoś, co przyśpieszyłoby kurację i postawiłoby człowieka jako tako na nogi stwierdziłam, że to coś musi być: bakteriobójcze, rozgrzewające, energetyzujące i pożywne. I tak zrodził się pomysł zupy, okrzykniętej przez część mojej roziny "zupą piekielną". Zaznaczam od razu, że zdanie na jej temat było podzielone - dokładnie połowa uznała ją za stanowczo zbyt ostrą, druga połowa natomiast stwierdziła, że jest super. Mnie samą "zupa piekielna" postawiła naprawdę na nogi i najwyraźniej posłużyła mi. Nie będę tutaj podawać laboratoryjnie dokładnych ilości, przedstawię tylko składniki i poszczególne kroki.

       A więc po pierwsze potrzebny jest porządny rosół, na który zapewne w każdym domu istnieje coś w rodzaju podstawowego przepisu (wywar gotuję zwykle na kurze czy kurczaku ale może być oczywiście i na wołowinie; zawsze z dużą ilością warzyw - marchewka, seler, pietruszka, natka pietruszki, kawałek kapusty włoskiej, cebula, czosnek - jeżeli jest pod ręką może być jeszcze kawałek kopru włoskiego oraz kilka gałązek świeżego lubczyku; przyprawy - oczywiście sól, ziarenka pieprzu, liście laurowe, ziele angielskie, ostatnio dodaję również ze dwie łyżki suszonych naturalnych warzyw - absolutnie należy natomiast unikać przypraw zawierających glutaminian sodu). Gotowy wywar odcedzam. Pod koniec gotowania można już przygotować warzywa do podsmażenia - cebulę pokroić w paski, czerwoną paprykę w drobną kostkę, można dodać trochę pora pokrojonego w talarki.

       W osobnym garnku rozgrzewam (nie za mocno) odrobinę oleju czy oliwki i dodaję: rozgnieciony czosnek, utarty świeży imbir i drobno posiekane papryczki chili. Chwilkę duszę ale nie za długo, aby przyprawy nie straciły aromatu, ostrości, itd. Pod koniec duszenia dodaję curry w proszku (tu trzeba uważać - wiele produktów dostępnych na polskim rynku zawiera glutaminian sodu), całą "mieszankę piekielną" mieszam w trakcie duszenia. "Piekielna papka" na dnie garnka powinna być półpłynna, nie za sucha (wtedy lepiej się rozprowadza). Proporcje należy ustalić wg własnych upodobań i tolerancji na ostre smaki - sama nie żałuję "piekielnych składników", gdyż chodzi mi o działanie wstrząsowe. "Papkę piekielną" należy zalać odcedzonym bulionem. Na patelni lekko podsmażyć przygotowane wcześniej warzywa (cebulę, czerwoną paprykę i ew.pora), gdy trochę zmiękną (nie powinny być jednak "przepichcone") wrzucić do zupy. Dodaję także paski mięsa z kurczaka (jeżeli wywar robiony był na kurczaku, kawałki wołowiny też będą się do tego nadawać), trochę startej marchewki z rosołu oraz makaron (dobrze komponują się z taką zupą także azjatyckie makarony). Gotową zupę można"okrasić" lekko przyprażonym sezamem i posypać posiekanym szczypiorkiem lub pietruszką naciową (zupa ma ze względu na dominujące aromaty nieco orientalny charakter).     

       Jak pisałam na wstępie część podziębionej rodziny była zachwycona, część uznała ją za zbyt ostrą i wolała pozostać przy tradycyjnym rosole. Mnie "zupa piekielna" rewelacyjnie postawiła na nogi, drogi oddechowe udrożniły się już po pierwszej porcji, chrypa w dużej mierze ustąpiła, poczułam się rozgrzana i doenergetyzowana. Nie namawiam do dania osób o wrażliwym układzie pokarmowym oraz tych, którzy po prostu nie lubią ostrych czy orientalnych potraw. Wszystkich innych zachęcam do eksperymentowania.

      

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Rozmaitości