Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2174
BLOG

Sejm wolny, czyli o matkach na spokojnie

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 132

       I wszyscy w końcu odetchnęli z ulgą, oczywiście wyjąwszy całkowicie apolitycznych organizatorów okupacji Sejmu i ich sojuszników. Nie ma wątpliwości, że następna zadyma już jest przygotowywana a „gorący romans” posła Pięty i pohukiwania brukowców, że skandal, bo „Poseł porzucił kochankę” (zawsze wszystko grzmiało, jak ”poseł/minister porzucił żonę” a teraz skandal, jak porzucił kochankę – co też się dzieje w naszej RP?) to jedynie mała przerwa przed kolejną burzą. Toteż należy skorzystać z chwili spokoju i opowiedzieć historię, co faktycznie myślą o tym wszystkim rodzice dzieci niepełnosprawnych.  

       Tak się złożyło mniej więcej z rok temu, że musiałam wykonać w domu i wokół domu kilka większych robót i nie byłam w stanie zrobić tego własnymi siłami. Dałam więc zlecenie odpowiedniej firmie a ta przysłała mi do wykonania robót młodą, mniej więcej trzydziestoletnią kobietę, choć to właściwie prace bardziej z gatunku męskich. Kobieta od razu zrobiła na mnie dobre wrażenie – silna, wysportowana, widać było, że da sobie radę. Po paru godzinach widząc, że bardzo się przykłada, poprosiłam, żeby zrobiła sobie zasłużony odpoczynek. Przygotowałam jakąś kawę czy herbatę i chwilę porozmawiałyśmy. 

        Opowiedziała mi, że przyjechała do Warszawy kilka lat temu ze Ściany Wschodniej i utrzymuje siebie i dzieci wykonując różne prace dorywcze (ma jakieś wykształcenie zawodowe ale niespecjalnie dziś przydatne). Jest ciężko ale na brak pracy nie narzeka więc jakoś wiąże koniec z końcem. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci, w tym jedno dość poważnie upośledzone umysłowo i w jakimś tam stopniu też fizycznie. Mąż, ojciec dzieci, rzucił już ją dość dawno temu więc faktycznie boryka się ze wszystkim sama. Jakiś czas temu na szczęście znalazła nowego, odpowiedzialnego partnera, z którym żyje. Też pracuje dorywczo więc nie jest lekko ale jakoś tam we dwójkę dają radę. W Warszawie udało im się załatwić niewielkie komunalne mieszkanie w odległej dzielnicy – zresztą budynek też próbowano „oczyścić” z „wkładki mięsnej” (tak tak, proszę Państwa, to określenie używane w Warszawie przez czyścicieli kamienic i ich beneficjentów, którzy ostatnio wykazywali nagle i zupełnie niespodziewanie tak wielkie serce wobec osób niepełnosprawnych) ale póki co sprawę wstrzymano. Oprócz tego uprawia od dzieciństwa sport – kiedyś wyczynowo, teraz jako amatorka ale – na ile jej czas i warunki pozwalają – robi to intensywnie (bierze udział w rozgrywkach, meczach, itp. – co zresztą na pewno też ma dobry wpływ na dzieci). Wypytałam ją dokładniej o niepełnosprawne dziecko i opowiedziała mi wiele rzeczy – widać było, że dba o nie, orientuje się we wszystkich sprawach i świetnie wie, jak się poruszać po wszystkich urzędach, ośrodkach rehabilitacjyjnych, itp. Muszę powiedzieć, że zaimponowała mi – jedna czy druga w jej sytuacji pewnie usiadłaby i jęczała (zresztą nawet trudno byłoby się dziwić) – a tu młoda kobieta, właściwie niespecjalnie wykształcona i z tzw.”głębokiej prowincji” i nie dość, że daje sobie sama radę z takimi przeciwnościami losu, to jeszcze ma czas na sport i przy ciężkiej, fizycznej pracy całkiem nieźle wygląda i jest pełna życia i wigoru.  

       Ośmielona naszą rozmową postanowiłam wyciągnąć z niej coś więcej i dowiedzieć się, co myślą ludzie jak ona o obecnej sytuacji, 500 plus, itp. Zadałam więc delikatne pytanie, mniej więcej – „A jak pani widzi sprawę tego programu 500 plus i w ogóle sytuacji teraz – no bo tam różnie o tym mówią…” – bez jakiejkolwiek pewności, jaka będzie odpowiedź, bo jednak nagonki medialne swoje robią. Nie sądzę przy tym, żeby ktoś taki jak moja rozmówczyni przedtem w jakikolwiek sposób angażował się w politykę. I na to kobieta – niewiele się zastanawiając – powiedziała mi, że ma tylko nadzieję, że to będzie jak najdłużej trwało i że nikt im tego szybko nie odbierze – tak radykalnie i na korzyść zmieniło się ich życie, odkąd korzystają z programu. W ich nie najciekawszej sytuacji bytowej/rodzinnej te dodatkowe 1000 zł miesięcznie oznacza dosłownie być albo nie być. Daje też po prostu szansę na godne życie. Odkąd mają do dyspozycji te pieniądze, mogą żyć jak normalni ludzie, zaplanować jakieś wydatki i kupić to czy tamto dla dzieci, na co przedtem nie było ich stać. I nie muszą drżeć, czy w tym miesiącu starczy do pierwszego czy nie starczy. Wreszcie umeblowali sobie normalną kuchnię – i tak prawie wszystko robili sami ale to czy tamto mogli dokupić. Mało tego – z otrzymywanej kwoty co miesiąc odkładali coś (to było już po jakimś czasie od wdrożenia programu) i w tym roku pojadą po raz pierwszy z dziećmi nad morze na odpoczynek. 

       I taka jest prawda usłyszana u źródła. I tak właśnie wygląda naprawdę sytuacja matek z dziećmi, także tych z dziećmi niepełnosprawnymi. Takich, które jeszcze niedawno przez salony RP określane były jako „hołota” czy „bydło” a których losem w ostatnich tygodniach te same salony tak nagle się wzruszyły. I właśnie to mniej więcej zwykli, normalni ludzie myślą „o sytuacji”. Ciekawe byłoby, co moja rozmówczyni powiedziałaby o zadymie w Sejmie, która miała doprowadzić do wywalenia tego rządu i jego programu w kosmos. W każdym razie ani jej ani kobiet podobnych do niej tam nie widziałam. 


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo