Czy we współczesnej debacie publicznej jest jeszcze miejsce dla kogoś, kto zachowuje dystans wobec dominujących w mediach opinii?
Funkcjonujemy w świecie biało-czarnym, w którym większości ludzi trudno przyjąć jakikolwiek odcień ideologicznej szarości. Najprościej widzieć świat przez pryzmat antagonizmów, zgodnie z zasadą: „Jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam”. Likwidacja „szarej strefy” wyklucza prowadzenie jakiejkolwiek dyskusji, a nawet prawo do posiadania wątpliwości.
Wiele procesów, które obecnie zachodzą, powoduje, że człowiek szukający logiki w tym zdezorganizowanym świecie czuje się całkowicie zdezorientowany. Ilość informacji, często wątpliwa co do swojego obiektywizmu, oraz natłok emocji, które niosą, sprawiają, że trudno mieć klarowny obraz sytuacji.
Takim zagadnieniem stała się sytuacja w Gazie. W gąszczu przekazów, tragicznych zdjęć i licznych opinii, szczególnie w mediach zagranicznych, trudniej uchwycić jasny obraz tego konfliktu.
Dlatego często można usłyszeć, że brak reakcji jest przyzwoleniem na zło. Abstrahując od szczerego współczucia dla wszystkich którzy cierpią z powodu tego konfliktu, trudno również mieć jednoznaczne stanowisko szczególnie obserwując poczynania środowisk lewicowych w tym temacie.
Naprawdę trudno zrozumieć wylew empatii wobec mieszkańców Gazy u ludzi, którzy na sztandarach niosą choćby temat aborcji. Oczywiście, można dyskutować, że środowiska te nie uznają płodu za dziecko, ale to temat na inne rozważania. Czy zatem można współczuć jednym, a nie odczuwać troski o tych jeszcze w łonach matek?
W sprawie kryzysu bliskowschodniego odezwą się zapewne głosy typu: „To jest zjednoczenie ponad podziałami w słusznej sprawie”, tylko czy dobro może być zbudowane na fundamencie braku logiki i spójności? W czym przejawia się ten brak spójności?
Otóż w ideologicznym zderzeniu dwóch światów., przykład: z jednej strony żarliwi muzułmanie jawnie życzą rychłego zgonu osobom homoseksualnym, a z drugiej środowiska queerowe wyrażają troskę o los Palestyńczyków.
Lewa strona przyciąga kolejne grupy, romantyzując je poprzez podkreślanie dyskryminacji, jakiej doświadczają w obecnym świecie. Czy chodzi o pomoc, czy o władzę? Jak wskazałam wyżej, często lewa strona nie zgadza się z ową grupą, a wręcz dochodzi między nimi do konfliktu ideologicznego.
Dlaczego ruchy pro-palestyńskie rodzą się głównie wśród środowisk akademickich, wśród studentów podatnych na indoktrynację? Dlaczego właściwie tylko oni wychodzą na ulice?
Inny aspekt, który budzi pytania, to fakt, że w demonstracjach często uczestniczą ludzie z zasłoniętymi twarzami. Czego się obawiają? Przed czym się kryją? Dlaczego nie chcą, by świat widział, że walczą o kwestie, w które wierzą? Zaopatrzą się w palestyńską flagę, kufiye oraz plakat z hasłem, ale z jakichś powodów często nie chcą pokazywać twarzy. Czy obawiają się władz uczelni, rodziny, a może przyszłego pracodawcy?
Głośne wydarzenie ostatnich dni, dostarczenie środków pierwszej potrzeby dla potrzebujących na Zachodnim Brzegu to piękna inicjatywa. Tylko fakt, jak zakończył się rejs, rodzi wiele pytań. Dlaczego po przejęciu statków nie informowano nic o załadunku? Dlaczego nie było silnego głosu uczestników flotylli mówiącego: „Zatrzymajcie nas, ale niech załadunek, który wieziemy, trafi do głodnych dzieci”? Zamiast tego informowano o trudnych warunkach, w jakich przebywali aktywiści. Po kilku dniach wszystkie media pokazały setki kamer i mikrofonów na lotnisku skierowane w stronę powracających obrońców praw mieszkańców Gazy. To na nich zwrócone były światła jupiterów.
Oczywiście pojawią się głosy: „Lepsze to niż siedzenie i nie robienie nic.” Szczerze życzę mieszkańcom Gazy, by wsparcie i pomoc, jaka do nich płynie, rodziła się z potrzeby ludzkich serc i szczerej troski o ich los. Nie z chęci wykorzystania kolejnej grupy do destabilizacji i zdobycia władzy w Europie, ani z chęci budowy własnego wizerunku na promowanej na Facebooku dobroczynności, gdzie centralnym punktem jest twarz aktywisty.
Oby moje przeświadczenie okazało się mylne.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo