Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2739
BLOG

NBP: Miała być afera, została osobliwość estetyczna

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Biznes Obserwuj temat Obserwuj notkę 160

       Rok wyborczy (bardzo wyborczy nawet) więc nic dziwnego, że walka na noże już trwa. Totalna marzy, jak uwalić PiS - no i tropi i szuka. A że znaleźć coś chwytliwego nie jest łatwo (bo owszem, afery zdarzają się wszędzie ale ludzie jednak pamiętają całkiem dobrze przekręty, awantury i – co najważniejsze – degradację państwa za ancien regime’u) więc im trudniej znaleźć, tym większa nerwowość. I tym bardziej wydobywane są różne absurdalne wątki, które z braku prawdziwych afer muszą się odwoływać do najniższych i ponurych uczuć części współobywateli – zawiści, nienawiści i mściwości (w łagodniejszej formie chęci odgrywania się za własne niepowodzenia). 

       Wielkie nadzieje wiązano z aferą wokół KNF i jej byłego prezesa. Nic nie wyszło, gdyż wszystkie instytucje szybko i odpowiednio zareagowały a prezesowi postawiono zarzuty. Ludzie zobaczyli wprawdzie, że owszem, afery się zdarzają i u „Dobrej Zmiany” – nikt nie jest w końcu święty – ale po raz kolejny mieli okazję przekonać się, jak różna jest reakcja na nieuczciwość w porównaniu do tego, co oglądali przez 8 lat rządów PO-PSL. Rozczarowanie totalnej opozycji było tym większe, że poprzez aferę KNF obiecywano sobie uwalenie Prezesa NBP, potem może i gospodarki polskiej w ogóle a na koniec i Rządu (tak, tak – niestety – każda metoda jest dobra, aby zniszczyć obecne władze, kryzysu finansowego czy sankcji UE przeciwko Polsce nie wyłączając).   

       Z braku lepszych możliwości uczepiono się więc na kilka dni Minister Emilewicz – media odkryły „straszliwe nadużycie” i sfotografowały męża Pani Minister wiozącego dzieci do szkoły służbowym samochodem. Każdemu jako tako zorientowanemu sprawa od razu wydała się dęta – o Minister Emilewicz różnie tam "na mieście" mówią ale nikt, nawet ludzie jej nieprzychylni, nie uważa jej za kompletną kretynkę. Mało tego – Pani Minister wręcz wygląda na osobę, która w sprawach formalnych ma wszystko w jak najlepszym porządku i rozliczone co do grosza. I tak też „afera” się skończyła - okazało się, że zgodnie z umową samochód może być używany prywatnie a wszystko jest spisane, zaksięgowane i opodatkowane jak trzeba. Oczywiście – jak zwykle przy metodzie Goebbelsa – trochę błota zostało, w końcu zawsze znajdzie się ten czy inny zawistny z pretensjami do losu, że to nie on jeździ ministerialnym mercedesem. 

       Aż w końcu trafiła się prawdziwa gratka – dwie blondynki w NBP. I znów wielkie nadzieje na dobranie się do Prezesa Banku. Po mediach zaczęły krążyć piękne fotki – przystojne blondynki w stylizacji wręcz haremowej (długie włosy, ostre makijaże, przesadne podkreślanie kobiecości ubiorem) towarzyszące mniej przystojnemu Prezesowi NBP. I informacja o nieprawdziwych funkcjach oraz o nieprawdopodobnych miesięcznych zarobkach obydwu pań (tu i ówdzie mówiono, że jedna oscyluje w okolicach 80 tys. a druga 60 tys. miesięcznie) bez koniecznych kwalifikacji. Zarobki okazały się raczej wzięte z sufitu (są odpowiednie oświadczenia), o kwalifikacjach pań ciągle nic nie wiadomo a stanowiska opisywane przez prasę częściowo nie istnieją - tak więc obecnie trudno cokolwiek rzeczowo ocenić. Na razie wiadomo tyle, że żadnej afery nie ma. 

       Pozostaje jednak pewna osobliwość estetyczna, z której wszystkie panie z parciem do kariery w polityce, biznesie, itp. powinny wyciągnąć odpowiednie wnioski. Otóż śmiem twierdzić, że „afera” byłaby jeszcze bardziej mikra i jeszcze szybciej rozeszłaby się po kościach, gdyby obydwie bohaterki po prostu nosiły się nieco skromniej i stosowniej do sprawowanej funkcji (chodzi o styl - ubioru, makijażu, itp.) – wtedy raczej po skorygowaniu zarobków w dół (bo na to wygląda, że dyrektorzy w NBP jednak zarabiają mniej niż mityczne gaże roztrąbione przez media) całą sprawą nie zainteresowałby się przysłowiowy pies z kulawą nogą, znów oczywiście z zastrzeżeniem notorycznych zawistników (bo poza tym mniej więcej wiadomo, że dyrektor w dużym banku może zarabiać np.20 czy 30 tys. na rękę, czy jeszcze więcej – po prostu w bankach tak zarabiają, czy to się komuś podoba czy nie).  

       Jak wiadomo ubiorem, stylem i ogólnie wizerunkiem udzielamy otoczeniu różnych informacji. Dyrektor dużego, poważnego banku (czy w ogóle poważnej instytucji) powinien informować swoje otoczenie, że jest osobą kompetentną, profesjonalną, skupioną na trudnych zadaniach a nie na sobie czy na głupotach a nade wszystko, że jest osobą poważną, dyskretną i godną zaufania. W przełożeniu na konkretne sygnały oznacza to, że wściekła czerwień na ustach czy na paznokciach jest ryzykowna, podobnie jak przesadnie falbaniaste i ostentacyjnie kobiece bluzki, zbyt wysokie szpilki czy jakiekolwiek przesadne „odpindrzenie” się (zamiast tego raczej strój elegancki ale nieco bardziej dyskretny, spokojny). I być może panie, o których mowa, spełniają wszystkie wyżej opisane wymogi i kryteria i posiadają wszelkie wymagane kompetencje – tego nikt na razie nie jest w stanie ocenić – niestety, ich wygląd sugeruje raczej kompetencje zupełnie inne. Jednym słowem problem jest nie aferalno-kryminalny (przynajmniej na obecnym etapie nic na to nie wskazuje) a przede wszystkim wizerunkowo-estetyczny. I dlatego właśnie media i totalna opozycja mogły się przez kilka dni tak świetnie bawić, pastwić nad wytypowanymi ofiarami i zabawiać fotkami i fejknjusowymi tekstami część społeczeństwa (tę mniej uodpornioną na wszelką durnotę). Niestety, sam Prezes NBP swoim występem na konferencji prasowej w niczym nie poprawił i tak już zapętlonej sytuacji wizerunkowej swej instytucji, wprost przeciwnie, raczej dolał jeszcze oliwy do ognia.  


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka