Jospin napisał ciekawą polemikę z tezami Krasowskiego, chciałem coś mu odpisać ale wpis wyszedł na tyle długi iż postanowiłem wkleić jako "ciąg dalszy" na moim blogu.
O tyle jest mi trudno z Jospinem polemizować iż ja nie jestem człowiekiem prawicy i nie uważam tych pryncypiów o których on pisze za istotne. Jestem przywiązany do tradycyjnego sposobu rozumienia konserwatyzmu, takiego który pozwolił Bismarckowi wprowadzić ubezpieczenia społeczne albo Disraeli`emu poszerzyć prawo wyborcze. Konserwatyzm nie jest , wg. mnie, czymś na wzór np marksizmu jaki znamy z kart historii z jego jasnym, niezmiennymi dogmatami.
Nie twierdze oczywiście, że nie może istnieć jakiś inny konserwatyzm, choć pasowała by do tego bardziej nazwa zbiorcza - "prawica". Gdzie bitwa o aborcje jest ważna. Gdybym był konserwatystą to bym był zresztą taką bitwą bardzo zdziwiony. Kościół ma pełne prawo, każdy z nas ma pełne prawo, nawoływać przeciw korzystaniu z "prawa do" aborcji. Tyle że Kościół powinien robić to z ambony a nie za pomocą kodeksu karnego.
Nie wiem też czemu akurat bycie za ostrym kodeksem karnym jest wyznacznikiem konserwatyzmu. Konserwatysta będzie po prostu za skutecznym kodeksem, ale nie jako forma zaspokojenia "rządy krwi" publiczności czy polityków tylko skutecznym na takim najprostszym, operacyjnym, poziomie - nie ważne czy "liberalnym" czy nie. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie ale nie widzę jak niby obecny minister miałby być gorszy od poprzedniego.
Pisze Jospin "elity, które będą chciały (a na dodatek będą do tego zdolne) bronić zdobyczy przeszłych pokoleń". Tyle że tu można podać ten sam zarzut jaki stawia Krasowskiemu. Prosta obrona tego co było jest z góry skazana na porażkę. Skazana bo świat nie stoi w miejscu. Konserwatyzm zawsze był taką atrakcyjną formuła polityczną bo pozwalał on, to co nadchodzi, zaadaptować bezpiecznie do tego co jest. Pozwalał bez większych wstrząsów, jak np w UK, zaadaptować związki gejów bez destrukcji instytucji małżeństwa. Nie dawno jeden torysowski poseł zawiązał związek ze swoim partnerem i świat się od tego nie zawalił. A nie zawalił bo konserwatyści byli w stanie skutecznie zaadaptować ten trend do głównego nurtu swojej polityki. Jeśli chcemy aby nasze społeczeństwo i styl życia przetrwało to musimy nauczyć się adaptować do nowych warunków - to jest sedno konserwatyzmu jak i jego siła.
Obrona pryncypiów, w niezmienionej formie, o których Jospin pisze jest właśnie "linią Maginota" i niemalże wręczeniem lewicy zwycięstwa. Bo tak jak lewica nie wymyśliła sobie np. rozwodów czy sufrażystek tak też nie wymyśliła sobie gejów, lewica zresztą mało co wymyśla tylko zwykle żywi się tym co jest w danej chwili "na rynku idei". Lewica jednak ma skłonność do radykalizmu, może nawet jakoś tam uzasadnionego, ale zawsze o tyle ryzykowanego iż ktoś zostaje z tyłu w wyniku tych ich rewolucji.
Zadaniem, rolą konserwatystów jest aby tego "kogoś" pociągnąć z głównym nurtem. Jestem sobie w stanie wyobrazić konserwatystę cieszącego się rozkwitem rodziny, każdej rodziny (w tym jednopłciowej), bo dla niego istotne jest to iż ludziom po prostu lepiej się żyje w rodzinie, lepiej też jest dla kraju. Zadaniem konserwatysty nie jest obrona jakiegoś konkretnego modelu rodziny tylko po prostu rodziny.
Krasowski pisze, moim zdaniem, o tym iż radykalna prawica staje się lustrzanym odbiciem Michnika z lat 90. Wkracza na wody "mandaryńskiego mentorstwa", czyli tam gdzie akurat konserwatysta nie ma czego szukać. Od siebie dodam iż to odbicie jest wysoce karykaturalne. Ja Krasowskiego rozumiem w ten sposób iż "prawica" wygrała bitwę o model modernizacji - rewolucyjny (lewicowy?) przegrał, a konserwatywny wygrał. Dziś kiedy bitwa jest wygrana czas się zając modernizacją a nie dalej toczyć te zakończone już bitwy.
Szczególnie że, to już moja opinia, coraz większy jest rozjazd między tym co pisze Rzepa czy mówi Rydzyk a resztą społeczeństwa. Polskie społeczeństwo jest umiarkowanie konserwatywne, połowa ludzi chodzi do Kościoła, zmiany przyjmuje ze sporą dozą ostrożności. Tyle że to społeczeństwo nie jest na tyle autorytarne aby słuchać w swej masie Rydzyka ani na tyle "konfesyjne" aby słuchać Jurka.
Uważam też że Polskie społeczeństwo ceni też prawo wyboru, taką elementarną wolność w kluczowych sprawach. Jeśli nawet ktoś nie chce być tolerancyjny wobec gejów to chce być na własny rachunek a nie na z państwowego obowiązku. Podobnie ma się sprawa aborcji. Generalnie ludzie w Polsce cenią sobie umiarkowanie.
Wniosek z Krasowskiego jest taki iż warto z pociągu "prawica" wysiąść na przystanku "konserwatyzm". Nie oznacza to jednak, co jest pewną nowością po prawej stroniem, iż z miejsca trzeba sekować tych co jadą dalej. Nie. Luksus (dla prawicy) obecnej sytuacji polega na tym iż po upadku SLD jest miejsca na powstanie dwóch partii - konserwatywnej i prawicowej.
To co pisze Krasowski (tak jak ja to rozumiem) nie jest postulatem budowy okopów św Trójcy i obroną stanu posiadania, jest dokładnie czymś odwrotnym. Jest postulatem aby wyjść z autodestrukcyjnego trendu w jakim znalazła się prawica który niczego dobrego Polsce (jak i samej prawicy) nie przyniesie. Jest próbą powiedzenia że czas wojny (z Michnikiem, jak to zwykle w Dzienniku) się skończył. Skoczył bo nawet "tamta strona" przeszła na umiarkowane pozycje. Mam wrażenie iż ludzie Dziennika chcą w końcu wyjść z jałowości sporów jakie toczą się w Polsce po 1989 roku, sporów o tyle pustych bo ani ten Michnik nie był wcale taki lewicowy ani to SLD takie komunistyczne ani te partie "prawicowe" takie prawicowe.
Pisze Jospin: "Polakom jest potrzebna rewolucja konserwatywna, która doprowadzi do wytworzenia elit republikańskich. Musimy teraz stoczyć wojnę o świadomość historyczną oraz etyczną naszych młodych wykształconych z dużych miast."
Z tym że właśnie Krasowski pisze, w mojej ocenie, coś odwrotnego. I ja się z nim zgadzam. Raz że "rewolucja konserwatywna" jest sprzecznością pojęciową. Dwa że "elity republikańskie" w Polsce nigdy nie powstaną, inne wzory (właśnie choćby te z UK o których pisałem) są o wiele bardziej atrakcyjne i kulturowo bliższe Polakom. A trzy - "wojna o świadomość historyczną" jest zupełnie niepotrzebna bo świadomość gdzie historycznie Polska przynależy (do Europy) zawsze była silna, no i Okrągły Stół oraz rok 1989 potwierdził to po stokroć (pewnie niestety dla Jospina). Każdy inna wojna będzie sztuczna, stąd np. uwiąd polityki historycznej która odsłoniła swoją intelektualną miałkość i pokazała prawdziwą naturę czyli zwykły motyw partyjno-wyborczo-polityczny. Nie ma przecież ludzi którzy serio mówią iż SB była ok. (A ci co tak mówią narażają się na śmieszność). Zresztą - jednym z fundamentalnych zarzutów wobec Jarosława Kaczyńskiego był związany z jego próba restytucji polityki, jej estetyki, w stylu dawno minionym, z ludźmi którzy dawno powinni odejść w przeszłość (nie ma ich już nawet w SLD). W ostatnich latach nie było mocniejszego sprzeciwu wobec starych praktyk niż właśnie ostatnie wybory. Większość ludzi po prostu nie "kupuje" tego języka, tej kultury politycznej z tymi "odwetowcami z Bonn". I to jest właśnie to wielkie "historyczne zwycięstwo" (choć ono dokonało się, tak naprawdę, już w 1989) o które Jospin chce walczyć.
4RP i jej zwolennicy (czyli za co ich kochamy....):
woodya
Jesteś śmierdzącym gównem...
2008-06-07 20:14
mordotymoja
-------------------
Nie czytam Ciebie boś pożytecznym(albo nawet i przestępczym beneficjentem III RP)
Jedynie więc odnośnie tytułu: kojarzenie PiS-u z komuną to kurewskie bydlactwo medialne, na które się złapałeś jako michnikowski cyborg lub powtarzasz ten kurewski numer całkiem świadomie.
W pierwszym przypadku można Cię jeszcze próbować uświadomić, jesliś zaś drugim - **** Ci w ***.
2008-06-07 20:24
ArtB
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka