letni letni
1022
BLOG

Podwójne roczniki w szkole

letni letni Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Miałem przerwę w pisaniu na blogu. Cóż, czasami człowiek nie jest do końca panem swojego czasu. Do „przerywania milczenia” – jak czasami zgrabnie ujmują to klikbajtowe tytuły – sprowokował mnie premier. Przyznał mianowicie, że „reforma szkolnictwa jest na pewnym zakręcie”, co jest godne uwagi, gdyż wcześniej klasa rządząca utrzymywała, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie pamiętam wystąpienia czy wywiadu szefa/szefowej MEN w której narzekaliby na swoje dzieło. Premier jednak nie byłby sobą, gdyby nie dodał „Zobaczycie za kilka miesięcy, że reforma ta będzie dobrze służyła uczniom”. Akurat.

Premier przyzwyczaił nas do opowiadania historii, które się nigdy nie wydarzą (samochody elektryczne, odbudowa przemysłu stoczniowego, plan zrównoważonego rozwoju itp.), więc i teraz nie będzie inaczej. Bo cóż by miało się przez te kilka miesięcy wydarzyć, żeby uczniowie odczuli poprawę? Na razie uczniowie liceów i techników w bolesny sposób doświadczają reformy, bo w wielu szkołach zdecydowano się na wprowadzenie „drugiej zmiany”. Czy dyrektorzy liceów i techników mogą zmienić w jakiś magiczny plany lekcji swoich szkół? No dobrze, wszyscy znamy premiera, więc zdziwienia wielkiego nie ma.

Przed wakacjami przewinęła się przez media szeroka dyskusja o szansach młodzieży z tzw. podwójnego rocznika, idącej w tym roku do szkół średnich. Było ciężko i nerwowo, ale w jakimś stopniu pewnie udało się młodym ludziom jakąś szkołę znaleźć. Tyle tylko, że wiele osób zamiast do wymarzonego liceum trafiło do dość egzotycznych techników, podawanych jako np. trzeci wybór. Pozostaje pytanie czy owo egzotyczne technikum sprzyjać będzie osiągnięciu takiego poziomu wiedzy, żeby wynik z matury pozwolił na kontynuację nauki na politechnice czy innych studiach. Cóż, najwyżej młodzi ludzie przekonają się, czy mają dość samozaparcia, by jednak przysiąść fałdów, żeby nie być zaskoczonym na maturze. Na pocieszenie pozostaje fakt, że przy rekrutacji na wyższe uczelnie nie będzie czegoś takiego jak „podwójny rocznik”, bo jedni skończą po 3 latach, drudzy po 4 i „się wyrówna”. Ale zanim tak się stanie…

Mieszkam sobie na prowincji, gdzie kłopoty z podwójnym rocznikiem nie są aż tak bolesne, ale rozmawiałem z uczniem technikum w mieście wojewódzkim. W tym roku w jego szkole pojawiła się właśnie druga zmiana. Jako uczeń najstarszej klasy, ma pewne przywileje, bo ma zajęcia tylko na porannej zmianie, ale jego młodsi koledzy mogą kończyć lekcje nawet około siódmej wieczorem. Najgorzej jak są spoza miasta. Wtedy przy powrocie do domu, będą jechać komunikacją miejską do PKP, co zajmuje jakieś pół godziny. Potem czeka ich kolej podmiejska i na koniec kolejne pół godziny na dotarcie do domu. Od razu skojarzyło mi się  „Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie…” z filmu „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.

Zauważmy, że w tej sytuacji nawet nie wspomina się, czy o tej siódmej wieczorem umysł nastolatka będzie w stanie skutecznie czegoś się nauczyć. Akogoto. Szczególnie w MEN.

Reasumując: Uczniów szkół średnich w dużych miastach (i ich rodziców), nikt nie przekona o słuszności reformy.

* * *

Niestety, wszystko wskazuje na to, że podobna sytuacja powtórzy się za kilka lat. Będzie skutkiem nieporadnie wdrażanej reformy oświaty mającej sprowadzić sześciolatki do szkół, a będącej pomysłem MEN z czasów gdy rządziło Polską PO. Rodzice (słusznie moim zdaniem) nie chcieli posyłać swych dzieci rok wcześniej do szkoły. No i pewnego roku przyszedł przymus – czy rodzic chciał czy nie, jego sześcioletnie dziecię musiało zmienić przedszkole na szkołę. No i do klas trafiły jednocześnie sześciolatki (bo musiały) i siedmiolatki (bo wcześniej nie musiały).

Z mojego (być może niesłusznego) rozeznania szkoły podstawowe poradziły sobie z tym wyzwaniem jako-tako. To znaczy miejsc w klasach nie zabrakło, więc pod tym względem nie było źle. Do ewidentnych wad należało zaś nieprzygotowanie szkół do pracy z młodszymi dziećmi. Ten pierwszy rocznik służył za poligon doświadczalny dla nauczycieli – sami musieli się nauczyć szeregu metod pracy stosowanych do tej pory raczej w przedszkolach, żeby osiągnąć przyzwoity poziom sprawności nauczania. Odbyło się to kosztem dzieci, które mają jeszcze cztery lata na wyrównanie swoich umiejętności do poziomu kolegów ze starszych klas. Wciąż jest jeszcze szansa.

Po roku eksperyment zarzucono, ale podwójny rocznik pozostał. Za 4 lata powtórzy się tegoroczna jatka z rekrutacją do szkół średnich i podwójne zmiany, a po następnych 4 latach pojawi się ewidentny problem z wyższymi uczelniami. Ale wtedy to będzie problem tylko rodziców i młodzieży.

Zmiany w edukacji mogą mieć konsekwencje bardzo rozciągnięte w czasie, przez co rządzący wybierani od kadencji do kadencji, nie muszą się tym przejmować. Bo przecież liczy się tu i teraz. Za te 4 czy 8 lat, PO która była odpowiedzialna politycznie za „sześciolatkową” reformę, może nawet już nie istnieć, a problem zostanie. Już dziś sprawa sześciolatków przynależy do politycznej prehistorii.

* * *

Jak widać, nie tylko PiS uraczył nas nieprzygotowaną reformą oświaty. I uwaga całkiem na boku: zdaje się, że w zbliżających się wyborach nie będzie to jednak przeszkodą dla elektoratów obu partii.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo