Myślę że dla wyborcy liberalnego owe wybory były bardziej niż rozczarowujące. Pokazały, że w Polsce rządzą media, to one rysują konflikty, kształtują opinię publiczną, przypominając jedne informacje, a inne pomijając. To właśnie przez układanie agendy problemów media kształtują opinię publiczną, politykę i wreszcie rzeczywistość, w której żyjemy.
To że teraz możemy wybierać spośród dwóch kandydatów konserwatywnych, dowodzi tylko konserwatyzmu społeczeństwa. I jego roszczeniowości: obaj kandydaci licytują się na etatyzm. Reformy zamrożono, jak gdyby bojąc się erupcji narodowosocjalistycznego lamentu nad każdą z ofiar przemian. Każdy strajk, każda prywatyzacja to potencjalna pożywka dla opozycji, tak więc polskie reformy wleką się w ślimaczym tempie.
Czy to jest demokracja? Nie. Polska klasa polityczna jest zamknięta. Wejście do niej jest możliwe głównie dzięki pieniądzom (już od ok. 850 tys. PLN), bądź wiernopoddańczości liderom. Zaś wywodzący się z okrągłostołowego towarzystwa politycy są słabi. Nowe ruchy, spoza tego finansowego układu, nie wejdą, choćby dlatego że era polityki amatorskiej, robionej w wolnym czasie poza pracą, jest całkowitą przeszłością już od dekad.
Idea polityki obywatelskiej, obywatelskiego zaangażowania jest podtrzymywanym mitem i mrzonką pozwalającą legitymizować aktualny układ. Działalność polityczna to konkretne pieniądze, to konkretna praca. Materiały reklamowe, organizacja spotkań, działalność wydawnicza- wszystko to pochłania masę pieniędzy i pracy. O kosztach kampanii wyborczej nie mówię- to miliony PLN. Na placu boju pozostają ci którzy mają zasoby.
Moi znajomi ex-politycy twierdzą że metodą na zmienianie społeczeństw nie jest polityka. Tak twierdzi Nandor Tanczos, nowozelandzki poseł który zrezygnował z mandatu w 2008 roku. Przed laty przeprowadzałem z nim wywiad. Dziś twierdzi że „kiedy ludzie podążą, liderzy pójdą za nimi”. Czytam że Nandor jest aktualnie dziennikarzem- freelancerem, mówcą publicznym oraz wykładowcą dla organizacji.
W Polsce dramatycznie brakuje autorytetów. Także z powodu płaskości naszych mediów nastawionych na rozrywkę, infotainment. To dlatego w rankingach kandydatów na prezydenta zorganizowanych przez jeden z portali internetowych wygrywał Kuba Wojewódzki, podobno największy autorytet młodych pokoleń Polaków. W Nowej Zelandii tym autorytetem młodych był Nandor, reprezentujący już drastycznie inną świadomość niż Kuba Wojewódzki.
Jaki kraj, takie autorytety. Moje uszczypliwości wobec mediów czy polityków są w dużej mierze bezzasadne- ich nie byłoby bez audytorium i wyborców. Niemniej w Polsce trudno w jakikolwiek sposób dotrzeć do audytorium- jako ekonomista mam niebywałe problemy by opublikować artykuł ekonomiczny o reformie jednej z branż, zamówiony pierwotnie przez rządowe wydawnictwo, ale nie przyjęty do druku. Kolejne wydawnictwo nie daje odpowiedzi mimo monitów.
Ongiś pisałem, jak tragiczny jest rynek wydawniczy w Polsce. I że na rynku prasy branżowej istnieją a niekiedy dominują skorumpowane tytuły wydawane przez grupy nacisku gospodarczego. A moja licząca 8 stron praca jest za długa i za nudna dla czasopisma żyjącego z reklam.
Śledzę przemiany na rynku mediów. W Stanach Zjednoczonych powstało silne medium społecznościowe, Huffington Post, założone przez Ariannę Huffington, Kennetha Lerera i Jonaha Peretti. W odróżnieniu od Salonu24, jest to portal o przyjemiejszej szacie graficznej i atrakcyjnym lay-oucie (tutaj mój apel do twórców Salonu 24). Swoje blogi prowadzi tam 3 tysiące osób. Politycy (Barack Obama, Hilary Clinton), celebryci (Madonna, Donatella Versace), akademicy, eksperci. Co miesiąc na portalu pojawia się milion komentarzy, w tym i moje.

Portal aktywnie zabiega o inwestorów, pozyskano już ok. 20 milionów USD. Obecnie rozwija się w kierunku wideobloggowania, ma też 3 mutacje regionalne. Trzeba przypomnieć że ta witryna jest wszak tylko blogiem zbiorowym. Ongiś nawet nosiłem się z podobnym zamiarem utworzenia podobnego biznesu, ale mam mnóstwo innej pracy. Poza tym jestem wanna-be ekonomistą na dorobku a nie wydawcą.
Mogę tylko kontemplować nad tym, że ja i moi przyjaciele nie mamy gdzie publikować swoich tekstów tak by były zauważone i komentowane. Ważne też jest towarzystwo innych opiniotwórczych tekstów. Dobrze, by było to medium rozreklamowane, tak by ewentualni czytelnicy mogli się o nim dowiedzieć. Takie polskie HuffPost, dzięki któremu można próbować dotrzeć do mainstreamu.
Od kilku lat trzymam w szufladzie niewydaną anglojęzyczną książkę o reformach jednego z kluczowych sektorów gospodarki. Są w niej też setki zapomnianych tekstów gospodarczych. To wszystko jest przykre i rozczarowujące dla ekonomisty. I jak tutaj myśleć o zmianie status-quo?
Adam Fularz
Literatura:
www.huffingtonpost.com/
Inne tematy w dziale Polityka