Boże,co za zadupie!!
Smętnie jęknął autor wychodząc z dworca kolejowego w inkryminowanej miejscowości,zwanej też Ermihalyfalva(to po węgiersku)
Ale chronologicznie.Kontynuując podróż z poprzedniego wpisu,na dworcu w Debreczynie nabywam za 2210 HUF bilet kolejowy do tytułowej miejscowości.Tam i z powrotem.
Valea Lui Mihai leży w odległości niecałych 50km na wschód od Debreczyna,po rumuńskiej stronie granicy.Do roku 1918 i w latach 1940-1944 należała,jako Ermihalyfalva do Korony Węgierskiej.Z mapy wynika,że jest to węzlowa stacja dla pociągów jadących z Węgier w kierunku rumuńskiej Bukowiny,Kriszany i Maramuresz.Wikipedia podaje,że mieszka tam 11.000 publiki,z czego w ponad 80% Węgrzy.
Według rozkładu jazdy pociąg pokona tę odległość w 1h i 15 min.Pobyt na miejscu wyniesie 1,5 h co powinno być czasem wystarczającym na nabycie spirytualiów.W efekcie jeszcze przed wieczorem powinienem dołączyc do pozostawionej na basenach Hajduszoboszlo familii.
Na peronie w Debreczynie do pociągu wsiadło bardzo dużo osób.Zapewne podróżują w głąb Rumunii pomyslałem.Na każdej stacji,a zatrzymujemy się nawet na tych składających się tylko z wiaty przystankowej pasażerów ubywa.Ostatni wysiadają w granicznym węgierskim Nyirabrany.Tam odkrywam,że jestem jedynym w wagonie.Stoimy dobre pół godziny,co trochę nie dziwi,jjako,że linia jest jednotorowa.Przez okno przygladam sie schludnemu granicznemu miasteczku.
Bardziej zdziwiony ode mnie jest węgierski policjant graniczny.Jako,że Rumunia do Schengen nie należy,odbywa się w pociągu kontrola dokumentów.Nie dość,że jestem jedynym chyba pasażerem pociagu,to jeszcze z Polski.Oglada ciekawie mój dowód i znika.Wkrótce pociąg rusza.Jeszcze widać z boku drogowe przejście graniczne z kolejką kilku samochodów i już Rumunia.
Łatwo poznać,po zerwanych drutach telefonicznych,biegnących wzdłuż toru.Takich na drewnianych słupach,jakie pamietam z dziecinstwa.Od granicy do Valea Lui Mihai jest 7 km.Przez ten dystans widziałem 3 sarny,bażanta,pola i orkę konną.
Pociąg wtacza się na dworzec.Typowy,habsburski jakie kiedyś budowano pod jedną sztancę od Liechstensteinu do Czerniowiec.Tylko ,że ten remontowano chyba ostatni raz po wojnie.
Budzę sensację wśród rumunskiej policji granicznej(Politia Frontiera),ktora ma swoją kwaterę w czymś przypominającym gabarytami nasze sławojki.Kontrolujący mnie policjant pyta grzecznie(po angielsku! ),czy mogę pokazać mój dowod jego koledze.A kolega z kolei uprzejmie zapytuje w mowie Szekspira,czy możemy pokazać mój dowód ich szefowi.Ten nic nie mówi,tylko się usmiecha.
Obok policjantów,dokonujących tych czynności na peronie zjawia się dziwaczny osobnik,krzyczacy do mnie "TAXI??"Gdy dziekuję na nie,wsiada w Dacię 1300.Rok produkcji na oko 1980.Ja zaczynam zaś studiowanie wielkiego planu Valea Lui Mihai,stojącego na diapazonie przy wyjściu z dworca.Wychodzi na to,że będę szedł do centrum ulicą Piata Republicii.
Po raz pierwszy rozglądam się dookoła.Widzę jakieś ruiny,zabudowę jednorodzinną,bar i Piata Republicii.Która okazuje się być drogą szutrową,o nierównościach jakich już w Polsce sie nie spotyka.Chodnika na razie nie ma,ale po kilku metrach pojawi się.Do baru nie mam odwagi wejść,choć nie ma w nim żywego ducha.Na ulicy też.Wałęsa sie tylko jeden kundel.
Po drodze jedne domy okazują się zadbane,a inne nie.Jedne ogródki cieszą grzadkami z kwieciem,inne przerażają śmietnikiem składającym się wlaściwie nie wiadomo z czego.Przy samym centrum pojawia sie pietrowa zabudowa.I ludzie.I szyldy na budynkach.Zabudowa wymaga remontu w kazdej posesji,ludzie mówią po wegiersku,a napisy czasami są dwujęzyczne.To znaczy czasami jest coś po rumuńsku,bo króluje wegierski.
Centrum to prostokatny plac z asfaltem.Co prawda spękanym,ale jest.Kłują w oczy rozmieszczone na każdym rogu aluminiowo-szklane pawilony banków.Jest to jedyna nowa zabudowa,lśniąca w nostalgii patyny czasu.
Są dwa sklepy!!Hurra.Ładuję się do działu monopolowego jednego z nich,gdzie kupuję 4 butelki białego wina Cotnari w cenach 8-12 lei (RON)Oraz butelke koniaku Iancu w cenie 10,2 RON.Jeden RON równa sie mniej więcej złotówce.Innych produktów nie zamierzam nabywać,gdyż cały asortryment rumuńskich sklepów pochodzi z reguły z importu.Cotnari jest świetnym winem,czego doświadczyłem przy okazji wczesniejszych perygrynacji do Rumunii,a koniak Iancu słuzy mi do flambirowania polędwicy wołowej.
Cała kasa rumunska wydana,cel wyjazdu zrealizowany.Nie ma gdzie przysiąść na ławce,więc wracam powoli na dworzec.Policjanci graniczni kiwają przyjaznie,wsiadam do podstawionego już kompletnie pustego pociągu i po godzinie z kwadransem jestem w Debreczynie.
Morały-ogólny;bardzo lubię Rumunię,za to,że jest Rumunią,a nie spedaloną Holandią.Takich krajobrazów jak w Rumunii nigdzie się nie uświadczy w centralnej Europie.Ale nędza kraju i kontrast w Węgrami są porażające.Jak przypuszczam,wskutek długoletnich rządów tamtejszych odpowiedników SLD i PO.
Morał szczególowy-gdybym był burmistrzem Valea Lui Mihai zorganizowałbym paradę pederastów.I wystąpił do eurochlewa o forsę na remont ulic.
tolerancyjny jak GW i obiektywny jak TVN.Przedwojenny warsiawiak,dawniej z Mokotowa,obecnie Bemowo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości