Lubicz Lubicz
65
BLOG

O nieuchronności zdarzeń i wątpliwościach fatalisty

Lubicz Lubicz Polityka Obserwuj notkę 13
Premier Tusk, rezygnując z kandydowania w wyborach prezydenckich, otworzył (wierzę, że z pełną świadomością swego czynu) przysłowiową puszkę Pandory. Sytuacja do tego momentu była bowiem jasna. Tusk startuje, Tusk wygrywa w pierwszej turze, Schetyna (?) zostaje premierem. Na drodze tego scenariusza stanęła jednak „afera hazardowa“ stawiając zamiary premiera na głowie i uświadamiając mu boleśnie (a przy okazji i nam) ze „zgrana drużyna“ PO wcale nie jest taka zgrana jakby się wydawało.
 
Przyjrzyjmy się zatem głównym aktorom, zaczynając (jakże by inaczej) od urzędującego prezydenta. Proszę wybaczyć, że pominę tutaj licznych politycznych statystów z prawa i lewa, których to szanse na sukces pozostają w granicach błędu statystycznego.
 
Trudno nie zauważyć, ze pan prezydent Kaczyński jeszcze wierzy. Włączył turbo, dwoi się i troi, nie przepuszczając żadnej okazji. A to wieczorem z Janukowyczem w Kijowie, a to następnego dnia z Małyszem na śniadanku. Do wyborów jeszcze pół roku więc można logicznie założyć, że ta aktywność wzrośnie w najbliższych dniach i tygodniach. Fatalista we mnie mógłby zapytać po jaka cholerę i czy nie lepiej byłoby spożytkować energię w innym celu. Ostatecznie jest sporo spraw ważniejszych i zapewne przyjemniejszych niż bycie prezydentem RP. Nie da się ukryć, ze pan prezydent Kaczyński był prezydentem słabym i przez cala swoja kadencję nie dał rady wyjść z cienia swojego brata, a gdyby jeszcze bezgranicznie (i co gorsza bezkrytycznie) wierzyć polskim mediom, to jego reelekcję można by spokojnie zaliczyć do kategorii cudów. A na cuda (pomijając brązowy medal panczenistek) mamy ostatnio jakby nieurodzaj. Żarty, żartami, ja osobiście widzę jeszcze dwie maleńkie szanse dla pana prezydenta, ale o nich za chwilę.
 
Vis-a-vis Lecha Kaczyńskiego, złączeni w „bratobójczym boju“ szef MSZ Radosław Sikorski i marszałek sejmu Bronisław Komorowski. Z jednej strony młody, szybki w języku i opiniach, bywały w świecie bon vivant i kosmopolita – z drugiej – wierny partyjny żołnierz, z pięknym życiorysem i mitem prawdziwego „Polaka katolika“ w tornistrze. Nie wiem, który z nich wygra. Szanse maja, powiedziałbym fifty-fifty. Wiem jedno, że jeden z nich musi przegrać i tu pojawia się pierwsza szansa dla obecnego prezydenta. Szansa nie tylko na zasadzie, że gdzie dwóch się kłóci, tam zwykle wygrywa ten trzeci. Czysto teoretycznie może dojść bowiem do sytuacji, że jeden z kandydatów PO nie zechce pogodzić się z wynikiem partyjnych prawyborów. O ile wygrywać potrafi byle pętak, to godna rekcja w obliczu porażki połączona jest z wielkimi cechami charakteru. Co to by oznaczało dla PO, nie musze chyba pisać.
 
Zakładam jednak, że obydwaj kandydaci PO (a takze ich partyjny elektorat) dorośli do stawianych im wymagań i w konsekwencji zakładam (z wymienionych już powodów) dalej, że kandydat PO (czy to pan Sikorski czy to pan Komorowski) wygrywa, a pan Kaczyński przegrywa. Wszystko jedno w której turze. Summa summarum PO bierze wszystko.
 
Przyjmując taki a nie inny wynik jesiennych wyborów, wypadałoby postawić sobie pytanie, czy to dobrze czy źle. I tutaj mam, jak to się dawniej mówiło, ambaras. Jak wiadomo władza deprawuje. Przyjmując powyższą tezę jako pozostający poza dyskusją aksjomat, można (trochę na wyrost) przyjąć, że władza całkowita deprawuje całkowicie. Mając niejakie (blisko trzyletnie jakby nie było) doświadczenia z rządami obecnej koalicji (a także całkiem niezłe jeszcze wspomnienia z rządów poprzedniej) mam tutaj trochę mieszane uczucia. Zapewne nie jestem w swoich wątpliwościach odosobniony i tutaj widzę następną szanse dla Lecha Kaczyńskiego.
 
PS. Co ma być, oczywiście będzie, i prezydentem zostanie ten (mam nadzieję) najlepszy. Fatalizm to taka forma determinizmu, która zakłada że przyszłość i wydarzenia, które jeszcze się mają wydarzyć, są już z góry ustalone i nie mogą być zmienione przez żadne działania pojedynczego człowieka, grupy czy całej ludzkości. Potocznym przejawem fatalizmu jest tzw. "stoicki spokój" i ten właśnie postaram się zachować do samych wyborów. Martwić się będę miał jeszcze czas ;–)
 
Życząc tego samego wszystkim Blogerom i Komentatorom,
 
tradycyjnie już
 
Rock’n‘roll
 
 

  

Lubicz
O mnie Lubicz

If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it. Ludzie do mie pisza :) Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch? Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka