Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości co do słuszności tez ministra Sikorskiego o leżącej nam jakoby we krwi "murzyńskości" jak też tej o "robieniu laski", to wczorajsza wizyta ekscentrycznego komiwojażera zza oceanu powinna je ostatecznie rozwiać.
Zwieziony za pieniądze podatnika suweren klaskał jak szalony, ronił łzy i słusznie wył jak było trzeba. Bez odgórnej reżyserii, bez telebimów i wodzirejów. Instynktownie i prosto z serca, jakby nic innego przez całe życie nie robił, przybijał piąteczki z komunistycznym prokuratorem i buczał na noblistę. Pislandia par excellence.
Ale skąd ten "szał ciał" i "epokowość" wizyty, co takiego nam Trampek dobrego zrobił, podarował, nowego obiecał? Ano właśnie, NIC. Rakietowy guzik z gazową pętelką :) A i to na wyrost, bo koncesje na sprzedaż guzików i pętelek twardo niczym wizy trzymają w ręku amerykańscy kongresmeni i senatorowie.
Szanowny gość powiedział - Ameryka kocha Polskę, Ameryka kocha Polaków - a oniemiały ze szczęścia suweren uczucia odwzajemnił. Od razu, na miejscu, w pełnym słońcu, bez krępacji i szlajania po krzakach. Trudno się więc dziwić, że wzruszony tak niecodziennym dla niego przyjęciem Trampek, jeszcze na lotnisku rwał się aby wszystkich ściskać nie tyle wedle protokołu ale zwyczajnie, jak leci.
PS. Nie ma sprawy, też by mi się na jego miejscu wszystko zapewne pokićkało. Ze świadomością, że za chwilę czeka na mnie Merkel z całą bandą politycznych profesjonalistów oraz 100 tysięcy wściekłych demonstrantów to bym jeszcze skrzynkę paciorków ze swoich dołożył aby tylko... móc zostać :)
R'n'R