13 grudnia, pamiętna data i chwila do zadumy. I zapewne tak jak co roku, w mediach pojawią się teksty wybielające tego w generalskim mundurze i czarnych okularach oraz usprawiedliwiające jego (?) decyzję. Bo historyczna konieczność, bo pomruki z Moskwy i warkot „Tygrysów“ w enerdowskich koszarach. Bo to i tamto, i jeszcze tysiące innych powodów. Nie mnie oceniać historyczne konteksty tamtych lat, robią to na co dzień zawodowi historycy, ale co do skutków podjętej przez generała decyzji, to nic, ale to zupełnie nic, go w moich oczach nie usprawiedliwia. Ani wtedy, ani tym bardziej dziś.
Co prawda stan wojenny przeżywałem wyłącznie oczyma rodziny w Polsce ale z jego skutkami miałem wątpliwą przyjemność zapoznać się trochę w roku 1985. Krótko bo krótko, ale nawet te niespełna pół roku wystarczyło do podjęcia życiowej i nieodwracalnej decyzji. I nie chodzi mi absolutnie o wszechobecną nędzę, o ten królujący na półkach ocet i produkty czekoladopodobne ale o stan umysłów Rodaków. To ta powszechnie panująca szarość i beznadzieja oraz, lub raczej przede wszystkim, ta mniej lub bardziej skrywana podejrzliwość i nienawiść w oczach ludzi na ulicach. Tego generałowi wybaczyć nie tylko nie chcę ale i nie potrafię. Tym bardziej, że to co general zasiał 13 grudnia, zbieramy niestety do dzisiaj.
Poniżej jeden z ostatnich blogów mojej ukochanej i niezapomnianej Mamy „Samejslodyczy“, zatytułowany „Łzy mojej Mamy“ i opublikowany 17.12.2010 na Salon24.pl
https://www.salon24.pl/u/potwor/260400,lzy-mojej-mamy