Zaraza nawiedziła stolicę

Szarańcza żyjąca wspomnieniami PRLu znów dała o sobie znać i przyleciała do stolicy pobzyczeć co nieco. Tym razem pretekst stanowiła groźba skrócenia okresu szkodnictwa i zmuszenia owadów do twórczej pracy. Cel pasożytów jest jednak taki jak zawsze: zagarnąć jak najwięcej zbiorów dla siebie i pożreć. Najwyższy czas opryskać uprawy i wypielić grządki.

 

Horda, uzbrojona we flagi z modnym w latach 80 napisem, nawiedziła dziś Warszawę robiąc mnóstwo hałasu. Mimo pozoru, iż okrzyków było wiele wszystkie oznaczały dokładnie to samo : „Oddajcie nam swoje pieniądze”. Jedynie przez grzeczność barbarzyńcy własnoręcznie nie odebrali „tego co im się należy”. I jedynie to odróżnia tę grupę od hord mongolskich, które najechały na Polskę w XIII wieku. Od podgryzających korzenie kretów czy trawiącej zbiory ziemniaków stonki jest jednak dużo bardziej niebezpieczna, gdyż jest zorganizowana. Zorganizowana dzięki nam. Niestety.

 

Wydaje się oczywistym, że zajmujący się gospodarstwem Donald Tusk zdecydował się na zbyt zachowawcze sposoby walki z zarazą. Brak niestety nowoczesnych metod tępienia szkodników i wiele sąsiednich gospodarstw również nawiedza choroba. Walka jest jednak nieunikniona gdyż szkodnik pożre solidarnie nawet ziarno siewne jeśli będzie taka możliwość. Dlatego trzeba działać wbrew protestom, aby rój pasożytów nie wpędził siebie i nas w ubóstwo i długi. Już czas najwyższy Panie Premierze. Za wolność naszą i waszą!

 

 

PS. Przynajmniej w Warszawie padało