Maksymilian Jastrzębiec Maksymilian Jastrzębiec
1288
BLOG

Klapki Kubota. Legenda czy tandeta?

Maksymilian Jastrzębiec Maksymilian Jastrzębiec Styl życia Obserwuj temat Obserwuj notkę 38


Od jakiegoś czasu obserwuję pojawiające się informacje o powrocie „legendarnych” klapków o dziwnej, choć nie obcej mi nazwie. Blogerzy oraz, o dziwo, portale informacyjne, w tym Rp.pl, raczą opinię publiczną o rzekomym fenomenie i „legendzie” najniższej części garderoby. Redakcja portalu Rzeczpospolitej poświęciła nawet dwa artykuły na ten temat (!?).


Lata '90 to czasy mojego dzieciństwa i dojrzewania. To smak gum do żucia marki Donald i Turbo, to wchodzące na rynek chipsy i soczki w kartonikach. To czasy, kiedy słuchało się na kasetach magnetofonowych muzyki eurodance (2 Unlimited, Dj Bobo, Scatman i wielu innych). W mniej dostępnych terenach blokowisk toczyło się wojny z członkami innych osiedlowych band, w trakcie których używało się kamieni i badyli. Wreszcie to czasy kiedy pojawiały się pierwsze zakochania w dziewczynach.


Obok tego istotnym elementem każdego nastolatka była, a jakże, moda. Ważnym było wyrobienie swojego indywidualnego stylu, w którym pomocą służyli nasi idole. Ktoś, kto słuchał eurodance albo rapu ubierał szerokie spodnie typu lenary, sokale lub ogrodniczki, bluzę z kapturem i czapeczkę z daszkiem. Czapeczka musiała być oryginalna, a to sprawdzało się po ilości metek, sposobie ich wszywania oraz ilości szwów na daszku. Jeśli ilość szwów nie zgadzała się z powszechną opinią – wszyscy na osiedlu wiedzieli, że delikwent posiada podróbkę. Reszta garderoby mogła być nawet z bazaru. Czapeczka była najważniejsza. Podobnie było z butami. Cobry i Vansy były na porządku dziennym. Reeboki, Pumy i inne stanowiły o wyjątkowości posiadacza. 


Jak to bywa we wspomnieniach zawsze pojawiał się ktoś obok, kto odbiegał od utartych i stosowanych obyczajów przez lansującą się młodzież. Nosił babski sweterek, zbyt krótkie spodnie, zimą kożuch i rękawiczki na sznureczku. Latem tolerowało się sandały, ale byli tacy, którzy przywdziewali klapki. Pamiętam nawet osiedlowy mecz, w trakcie którego kolega Tomek, zwany Pietruchą, grał w... Klapkach. Nikt go nie zdjął z boiska, bo dawał sobie radę.


Jakiego producenta posiadał klapki? Nie mam pojęcia. Być może i Kubota. Nazwa, która wydawała się głupawa i żenująca, z której się naśmiewano, a właściwie z noszących je typów. Z czasem ta nazwa stała się popularna i wręcz niezauważalna, co wynikało z jej powszechności. Kojarząca się z produktem tanim, dostępnym na każdym targowisku, obok wielu innych zwyczajnych, tandetnych klapecjuszy „made in China”.


Jak sprawa wygląda dzisiaj? Kiedy jesteśmy osobnikami posuniętymi w latach i mądrości? Kiedy kierujemy się innymi pobudkami w życiu codziennym niż ilość szwów na czapce? Na co zwracamy uwagę przy dokonywanych zakupach? To pytania otwarte. 


Na pewno nikt z czytających ten tekst nie lubi być robiony w bambuko. Ja z pewnością. Zarówno klapki, jak i ich nazwa, przywołują jedynie pewne wspomnienia i skojarzenia, ale czynić z nich na siłę „legendę” i próbować wmówić, że stanowią element „legendarny” naszej polskiej codzienności, to zwyczajna kpina, manipulacja i chwyt sprzedażowy. Trzeba być albo głupim albo bogatym, aby zapłacić prawie 200 zł za klapki, które nawiązują do bazarowej tandety lat '90. Tandety, która odzwierciedlała status społeczny milionów Polaków „wyruchanych” przez inżynierów polityczno-ekonomicznych tamtych czasów. Polaków, którzy harowali za grosze, lub tracili pracę na skutek transformacji Balcerowicza i było ich stać właśnie na klapki z bazaru o niezrozumiałej dla nich nazwie.


Czy klapki Kubota stanowią legendę polskiej rzeczywistości? Czy znaczenie terminu „legenda” pasuje do klapków? Czy podsiadają coś z wyjątkowości bikini, „miniówki” lub „adidasów"? 



Po pierwsze - BÓG. Po drugie - Ojczyzna.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości