23 sierpnia 1979 roku Konin obiegła wstrząsająca wieść – na plebanii parafii Maksymiliana Kolbe znaleziono ciało jednego z ówczesnych wikariuszy
tego kościoła – księdza Zdzisława Różańskiego. Oficjalnie zginął przez porażenie prądem podczas brania kąpieli. Nieoficjalnie - został zamordowany przez „nieznanych sprawców”. Kim jednak był ksiądz Różański?
Trudny początek
Ksiądz Różański nie miał łatwego życia. Nawet przed przyjściem na świat jego dalsze losy stały pod znakiem zapytania. Był rok 1944. Okres II Wojny Światowej. Jego matka – Regina Różańska z domu Chlebowska, była wówczas w szóstej ciąży. Nosiła pod swym sercem małego Zdzisława. Pewnego dnia, będąc zaniepokojona stanem zdrowia, udała się na wizytę do ginekologa. Doktor doradził jej, aby, ze względu na swą ciężką sytuację materialną i panującą wojnę, pozbyła się swojego nienarodzonego dziecka. Należy pamiętać, że zgodnie z niemieckim rozporządzeniem z 9 marca 1943 roku aborcja została niestety zalegalizowana dla Polek. Stało się tak, aby tym eugenicznym procederem wyeliminować jak największą ilość Polaków, jeszcze przed ich narodzeniem. Sam Adolf Hitler stwierdził: W obliczu dużych rodzin tubylczej ludności jest dla nas bardzo korzystne, jeśli dziewczęta i kobiety mają możliwie najwięcej aborcji. Powiedział też: Osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych. Szkoda, że współczesne feministki zapominają o tym brutalnym fakcie i o tym, że aborcja była i jest nadal częścią ludobójczej eugeniki, przez którą rocznie dziesiątki milionów ludzi traci swoje życie i szanse na zbawienie…
Wracając jednak do roku 1944: ginekolog zdołał nakłonić matkę przyszłego księdza do aborcji. Na drugi dzień miała się zgłosić u niego na „zabieg”. Regina Różańska po powrocie od ginekologa opowiedziała o wszystkim mężowi – Leonowi. Następnego dnia Różański powiedział swojej żonie, że nie pozwoli na to, aby ich nienarodzony syn został zabity. Podczas ostatniej nocy miał sen, w którym widział postać księdza. Uznał to za znak od Boga, a jak się okazało w późniejszym czasie – przypuszczalnie proroctwo, które spełniło się w osobie Zdzisława. I tak, dzięki tej niezwykłej Bożej interwencji mały Zdzisław mógł przyjść na świat 26 listopada 1944 roku w rodzinnym domu w Piotrowie, niedaleko Słupcy.
Lata dzieciństwa i młodości
Zdzisław Kazimierz Różański wychowywał się w biednej, rolniczej rodzinie; dręczonej przez komunistów, ale zarazem bardzo bogobojnej.
W 1950 roku wydarzyło się coś, co w późniejszym czasie Różańscy uznali za drugą przepowiednię, zwiastującą kapłańską przyszłość Zdzisława. 26 lutego 1950 roku na zapalenie płuc zmarła Wiktoria Różańska. Była babcią Zdzisława. Jej ostatnie słowa brzmiały: Renia, nie zmarnujcie powołania Zdzisia, bo on ma być księdzem…
Rok później młody Różański rozpoczął edukację w Szkole Podstawowej w Wacławowie. Od 1958 do 1962 roku uczył się w Liceum Ogólnokształcącym w Słupcy. Tam też zaangażował się w działania szkolnego kółka teatralnego. Był zdolnym uczniem. W ostatniej klasie liceum podjął decyzję, że swoje dalsze losy złączy na stałe z kapłaństwem, choć później rozważał studiowanie chemii na Uniwersytecie Łódzkim. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu z powodu zbyt późnego otrzymania zawiadomienia o egzaminie wstępnym na studia. 1 września 1962 roku rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku.
Działalność duszpasterska
W 1967 roku, z powodu wielkiego zamiłowania do liturgii, został wyznaczony wikariuszem przy kościele seminaryjnym pw. św. Witalisa we Włocławku. Rok później, a dokładnie 23 czerwca 1968 roku, przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa włocławskiego – Antoniego Pawłowskiego, a 30 czerwca 1968 roku odprawił swoją mszę prymicyjną w kościele w Lądku.
Od 24 sierpnia 1968 do 30 lipca 1969 roku pełnił obowiązki wikariusza w parafii Wieniec koło Włocławka. Po tym okresie rozpoczął trzyletnie studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim na Wydziale Teologicznym w zakresie teologii pastoralnej, które ukończył 24 czerwca 1972 roku. Podczas studiów na KUL-u był członkiem akademickiego chóru.
Otrzymał tytuł magistra za pracę pt. Księgi liturgiczne Biblioteki Seminarium Duchownego we Włocławku. Studium liturgiczno – źródłowe.
Miał zamiar pracować na KUL-u. W celu realizacji tego pomysłu otworzył przewód doktorski. Zamierzał napisać pracę doktorską pt. Tradycje liturgiczne diecezji włocławskiej. Nigdy jednak tego nie zrobił z powodu odwołania go przez biskupa Jana Zarębę do pracy duszpasterskiej w diecezji włocławskiej.
15 lipca 1972 roku został mianowany wikariuszem w parafii pw. Wniebowzięcia NMP we Włocławku.
Od 1 lipca 1973 roku, jako wikariusz, związał swe losy z parafią w Sieradzu. Pełnił również funkcję kapelana Sióstr Urszulanek SJK, rektora podominikańskiego klasztoru, katechety, kapelana powiatowego szpitala w Sieradzu oraz duszpasterza akademickiego rejonu sieradzkiego. Będąc uzdolnionym muzycznie (grał na gitarze, pianinie i skrzypcach) oraz mając talent do śpiewu, zorganizował lokalny festiwal piosenek religijnych. Zamierzenia te zrealizował dzięki założenemu wcześniej zespołowi muzyczno-wokalnemu „Dominikanie”. Zespół ten wyposażył, z własnych pieniędzy, w instrumenty, sprzęt nagłaśniający i stroje. Zespół szybko zdobył sobie popularność nie tylko w samym Sieradzu Dawał też koncerty w wielu innych miejscowościach, m.in. w: Charłupi Wielkiej, Kłocku, Chojnem, Unikowie, Wągłczewie, Miłkowicach, Zduńskiej Woli, Łodzi, Płocku, Witowie, Charłupi Małej, Częstochowie, Włocławku czy Kaliszu. Wprowadził mszę dla dzieci i organizował jasełka.
Swoje zdolności muzyczne, pomimo utrudnień stawianych przez władze szpitalne, wykorzystywał również podczas odwiedzin chorych w szpitalu.
W latach 1976-1979 był członkiem Diecezjalnej Komisji Liturgicznej.
Od 16 czerwca 1978 roku, aż do swojej śmierci był wikariuszem parafii św. Maksymiliana Kolbe w Koninie. To dzięki niemu powstał przyparafialny zespół muzyczny – „Nadzieja”.
Czynnie angażował się w duszpasterstwo młodych ludzi, zarówno w Sieradzu, jak i Koninie. Często jeździł z młodzieżą na wyprawy na wieś, wycieczki piesze i rowerowe oraz pielgrzymki, m.in. do Lichenia czy na spotkanie z Janem Pawłem II
w Gnieźnie w 1979 roku. Ponoć to dzięki jego autorytetowi nieznana liczba chłopców i dziewcząt odkryła swoje powołanie do życia kapłańskiego i zakonnego.
Udzielał „ciche” chrzty, komunie i śluby kościelne rodzinom żołnierzy i milicjantów.
Jako ksiądz-modernista uczestniczył w nabożeństwach ekumenicznych, a pod koniec swojego życia zaczął się udzielać w ruchu oazowym.
Dzień dobry, przyszliśmy popełnić pana samobójstwo
Od samego początku oficjalne wyjaśnienia przyczyny śmierci księdza (przypadkowe porażenie prądem podczas brania kąpieli, spowodowane dotknięciem ręką wiadra, stykającym się z nieszczelnym kablem lub, jak niektórzy twierdzili, celowe samobójstwo), budziły duże wątpliwości i mało kto w nie wierzył, a na pewno nie wierzyła w nie rodzina Różańskich. Pierwszą wątpliwą kwestią było to, że uszkodzony kabel, który miał zabić wikariusza… wcale nie był uszkodzony. Ba, ksiądz nie posiadał nawet metalowego wiadra. Duchowny wymienił kabel na nowy niedługo przed śmiercią. Stary kabel leżał w szafie na górnej półce. Co ciekawe wadliwym urządzeniem posługiwał się już w Sieradzu. Czyżby niedługo przed swym zgonem podjął decyzję, że najwyższy czas sprawić sobie nowy kabel, a może dowiedział się od kogoś, że jego dni są policzone, więc zaczął się obawiać, że ktoś może posłużyć się tym kablem, aby go zabić? Co do kwestii ewentualnego samobójstwa: każdy, kto znał tego kapłana doskonale wiedział, że nie miał jakichkolwiek powodów, aby odebrać sobie życie. Nie był przecież ciężko chory. Nie miał zaburzeń psychicznych. Nie popadł w długi. Cieszył się życiem. Kochał Pana Boga i ludzi. Miał wspierającą i kochającą go rodzinę, przyjaciół i plany na przyszłość. Na 24 sierpnia zaplanował wizytę u dentysty. W tym samym dniu miał też odprawić mszę, wysłuchać spowiedzi i przeprowadzić katechezę dla młodzieży. Na 25 sierpnia był przewidziany koncert „Nadziei”.
Zdaniem rodziny ksiądz mógł wiedzieć od kogoś, że zostanie zabity. Wskazywało na to jego zachowanie z 23 sierpnia 1979 roku. Na parę godzin przed śmiercią odwiedził swoją siostrę – Łucję Mielcarek i kuzynki - Eugenię Jakubowską.i Leokadię Witkowską. Jak wspominały - duchowny wydał się im dziwnie przygnębiony.
28 czerwca 1979 roku miał miejsce dziwny incydent. Tego dnia ksiądz niemal nie zginął podczas jazdy swoim samochodem. Od nowo naprawionego pojazdu odpadło koło. Czy był to tylko przypadek, czy jednak już wtedy ktoś planował go zgładzić lub zastraszyć?
Czy ktoś, np. podczas spowiedzi, mógł wyjawić księdzu, że jest planowany zamach na jego życie? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi, tak samo jak wiele innych pytań i wydarzeń, które stawiają duży znak zapytania całej tej sprawie. Na przykład dlaczego nie przeprowadzono sekcji zwłok? Dlaczego nie było prokuratora na miejscu zgonu? Dlaczego do pogrzebu doszło tak szybko, bo już 26 sierpnia, mimo niejasnych okoliczności śmierci? A to nie koniec tajemnic…
Stanisław Różański który jako pierwszy z rodziny przybył na plebanie, zobaczył, że ciało jego brata było już ubrane w strój liturgiczny i umieszczone w trumnie w kościele, a przecież od zgonu kapłana do przyjazdu Stanisława minęło tylko kilka godzin!
Przed przyjazdem Różańskiego na plebanię, oprócz funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, w tym jednego znanego z imienia i nazwiska – mł. chor. Lucjana Ciesielskiego, pojawił się również funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa – inspektor Jan Michalski. Pytanie: co robił tam funkcjonariusz SB?
Wraz z dniem pogrzebu doszło do wielu dziwnych wydarzeń: ówczesny proboszcz parafii Maksymiliana Kolbe – ksiądz Antonii Łassa nakazał, aby najbliższa rodzina jak najszybciej posprzątała mieszkanie zmarłego wikarego, nie zwracając w ogóle uwagi na panującą żałobę, ani na to, że jest to dzień pogrzebu! Twierdził, że musi zrobić miejsce dla nowego wikarego. Czyżby proboszcz kogoś się obawiał, a może wiedział coś więcej, a posprzątanie mieszkania miało tylko zatrzeć ślady podważające obowiązującą narrację o nieszczęśliwym wypadku? Co ciekawe podczas porządkowania mieszkania bliscy zmarłego nie mogli nigdzie znaleźć nowego testamentu Zdzisława Różańskiego oraz pieniędzy w wysokości 50 000 zł, przeznaczonych na zakup nowej „Syrenki”.
Drugi z wikariuszy tej parafii - ksiądz Kryspin Kaźmierczak, który wraz z uczniem – Zdzisławem Koziarskim, znalazł ciało Różańskiego i którego widział żywego jako ostatni, stwierdził, że zmarły miał 23 sierpnia oczekiwać na kogoś w swoim mieszkaniu. Jest to najpewniej prawda, ponieważ podczas prowadzonych porządków w mieszkaniu krewni znaleźli dwie szklanki z niedopitą herbatą. Czy ksiądz pił herbatę ze swoim przyszłym mordercą? Jeśli tak, to czy znał tę osobę?
Ksiądz Kaźmierczak złożył doniesienie do prokuratury, ponieważ podejrzewał udział osób trzecich w śmierci wikarego. Prokurator Zygmunt Kubsik, odmówił wszczęcia postępowania przygotowawczego z powodu niezaistnienia czynu przestępczego.
Jeszcze bardziej zdumiewa to, że funkcjonariusze wysłali księdza Kaźmierczaka do Wilcznej do Stanisława Różańskiego, aby poinformował go o śmierci jego brata. Dlaczego jeden z najważniejszych świadków opuścił plebanię, skoro Stanisław Różański posiadał telefon w swoim domu? Wystarczyło do niego zadzwonić z plebanii lub z Komendy MO. Z pewnością Milicja posiadała spis wszystkich numerów telefonów z ówczesnego województwa konińskiego. Co działo się na plebanii w trakcie nieobecności księdza Kaźmierczaka? Nie wiadomo…
W dniu pogrzebu pewna kobieta sprzątająca w kościele przekazała rodzinie, że duchownego wcale nie znaleziono martwego w wannie, lecz leżał obok pustej wanny. Po latach siostra zmarłego – Stanisława Przezwicka, w ramach prowadzonego przez siebie śledztwa, wyjawiła prokuratorowi IPN przypuszczalną tożsamość tej kobiety. Do samego przesłuchania nigdy jednak nie doszło…
Księdza Różańskiego pochowano z mocno naciągniętym na głowę biretem. Czy ktoś chciał ukryć pod nim potencjalne ślady obrażeń głowy? Ponadto zmarły miał owiniętą szyję i usta ligniną. Podczas wymiany ligniny przez siostrę zakonną z jego ust
i uszu wypłynęła nieznana substancja zabarwiona krwią. Czy była to trucizna? Zdaniem Stanisławy Przezwickiej – tak. Siostra zmarłego nawet miała podejść do trumny i wyjąć chusteczkę, którą starła tę dziwną ciecz. Przypadkowo dotknęła nią swoich ust
i co ciekawe – odczuła ostry żrący smak.
Stanisława Przezwicka, kuzynka zmarłego – Zdzisława Brodawka i jego krewna – Zdzisława Świtalska, pamiętają, że ksiądz Różański miał lekko brązową skórę na palcach prawej ręki. Według nich były to ślady po przypalaniu papierosami.
Jest niezrozumiałe to, że rodzina miała zakaz robienia zdjęć ciału oraz zmieniania szat zmarłemu (miały to robić tylko siostry zakonne, które notabene przekazały bliskim, że w dniu śmierci słyszały nocą odgłos szamotaniny i uderzeń dobiegający z mieszkania zabitego). Dopiero po latach Stanisława Przezwicka uzyskała zdjęcia z pogrzebu swojego brata. Władze Konina nie pozwoliły na przejście konduktu pogrzebowego z kościoła na cmentarz komunalny. Uczestników pogrzebu miały przewieść na cmentarz autokary, jednak okazało się to niemożliwe z powodu olbrzymiego, sześciotysięcznego tłumu, który zgromadził się pod świątynią. Do konduktu finalnie doszło, m.in. dzięki zdecydowanej postawie przewodniczącego podczas mszy pogrzebowej – księdza Ireneusza Pawlaka, który ostatecznie dał sygnał na wymarsz żałobników spod kościoła. Nie mniej milicjanci, a także agenci SB, cały czas obserwowali pochód. W dokumentach z IPN znajduje się dokładny opis przebiegu pogrzebu.
Służba Bezpieczeństwa
Działalność Służby Bezpieczeństwa nie tylko była widoczna po śmierci księdza Różańskiego. Tak jak każdy kapłan katolicki w ówczesnej Polsce był inwigilowany przez aparat terroru, nienawidzący katolicyzmu, a zwłaszcza duchowieństwo, w którym widział ostoję oraz krzewicielstwo patriotyzmu i wiary. Wszelkimi metodami starano się nakłaniać księży do współpracy z bezpieką. I tak w przypadku księdza Różańskiego, przynajmniej od 1974 roku, zgodnie z zasadą „marchewki i kija”, próbowali zwerbować go na tajnego współpracownika. Według Stanisławy Przezwickiej jej brat miał nigdy nie pójść na współpracę z SB. Z tego powodu został pozbawiony funkcji kapelana sieradzkiego szpitala, a w późniejszym czasie, ponoć w trosce o niego, biskup Jan Zaręba przeniósł go do Konina. Nie otrzymał też wizy, dzięki której chciał odwiedzić swoją ciotkę – Zofię Chlebowską, mieszkającą wówczas we Francji.
Funkcjonariusze próbowali go np. przekupić, a także skompromitować i szantażować: zaaranżować spotkanie kobiety z kandydatem w jej domu, w czasie którego pracownik operacyjny wystąpi jako znajomy, kuzyn itp. Przebieg spotkania udokumentować w postaci zapisu magnetofonowego, jak również rozważyć możliwość wykonania „zdjęć pamiątkowych”.
Esbekami i milicjantami nadzorującymi go w Sieradzu byli m.in.: sierż. J. Borowiecki, ppor. Janusz Czekaj, ppłk. Henryk Józefiak, por. B. Marczykowski, kpt. Władysław Koper czy kpt. Jan Drzazga.
Po przeniesieniu się do Konina jego inwigilacją zajęła się konińska agentura, a dokładniej Wydział IV KW MO, gdzie funkcjonariuszami byli m.in. Bogumił Wypychowski, Stefan Wesołowski, Andrzej Młynarczyk, Jan Michalski i Józef Nowaczewski vel Lewandowski, który w okresie przemian ustrojowych wyjechał do Niemiec (nie został nigdy przesłuchany przez prokuraturę IPN, mimo prowadzonego śledztwa w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci księdza Zdzisława).
Ksiądz Różański, mimo wymierzonych w niego działań SB, pozostał nieugięty, dając od czasu do czasu komunistom „pstryczka w nos”. Komuniści odczuli to podczas Bożego Ciała z 14 czerwca 1979 roku, kiedy to zorganizował mobilny ołtarz przy Komitecie PZPR w Koninie. Podobno zdarzało mu się głosić kazania, w których krytykował „władzę ludową”. O swoich spotkaniach z funkcjonariuszami SB opowiadał innym ludziom, co dla esbeków było czymś niedopuszczalnym. Ksiądz skwitował to mówiąc do pewnego agenta, że jego tylko obowiązuje tajemnica spowiedzi.
Warto wspomnieć, że kilkadziesiąt lat po jego śmierci, dzięki kwerendom w IPN-ie odnaleziono dokumenty SB wskazujące na to, że na wikarego donosiło kilku księży „TW”. Nie udało się niestety znaleźć teczki prowadzonej przez konińską bezpiekę. Najpewniej została spalona.
Do udziału w inwigilacji księdza Zdzisława Różańskiego SB próbowało zaangażować nie tylko księży. Jeden z członków zespołu „Dominikanie” – Roman Witczak zwierzył się Zdzisławowi Różańskiemu, że bezpieka próbuje go zmusić do współpracy. Kapłan był mu bardzo wdzięczny za tę informację. Umocnił go też do dalszego oporu stawianego komunistom.
Czy jego nieugięta postawa oraz działalność duszpasterska wśród młodzieży spowodowały to, że 23 sierpnia 1979 roku odwiedził go „seryjny samobójca”?
Śledztwo IPN
Z dniem 1 sierpnia 2011 roku zostało wszczęte śledztwo w sprawie ustalenia morderców księdza Różańskiego, którzy przez nadzorującego to śledztwo prokuratora – Mirosława Więckowiaka, zostali określeni jako nieustaleni funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Śledztwo trwało cztery lata. Przesłuchano łącznie ponad dwudziestu świadków, lecz niestety nie wszystkie kluczowe osoby zostały przesłuchane, tak jak funkcjonariusz Józef Nowaczewski vel Lewandowski czy Zdzisław Koziarski,
który, wyjechał za granicę. Ostatecznie śledztwo zakończyło się jego umorzeniem z powodu braku jednoznacznych i niebudzących wątpliwości podstaw do stwierdzenia, iż ksiądz Zbigniew Różański został zamordowany i że padł ofiarą przestępstwa. Stanisława Przezwicka nie zgodziła się z jego orzeczeniem. Sprawę skierowała do konińskiego sądu, który podtrzymał decyzję prokuratora Więckowiaka, wydając opinię, że jest to decyzja ostateczna.
Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, do którego również zwróciła się Stanisława Przezwicka, stwierdziło, że sprawa uległa przedawnieniu.
Wizje Krzysztofa Jackowskiego
Stanisława Przezwicka, chwytając się wszelkich możliwości na rozwiązanie tajemnicy śmierci swojego brata, skorzystała z usług słynnego polskiego jasnowidza – Krzysztofa Jackowskiego. Choć, jak powszechnie wiadomo, jest to postać kontrowersyjna (tak samo jak jasnowidzenie, które potępiane jest przez Kościół Katolicki), to rezultaty jego pracy okazały się zaskakujące, a zarazem… dość trafne. Jackowski w dwóch listach do Stanisławy Przezwickiej stwierdził, że według niego ksiądz został otruty podczas snu eterem przez dwóch nieżyjących już sprawców – 47 latka i 25-26 latka, z czego ten ostatni miał mu przyłożyć do ust jakąś szmatkę nasączoną wspomnianą substancją. Sprawcy mieli pochodzić z Konina. Mieli też być członkami konińskiej Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, choć, jak zaznaczył Jackowski, nie byli spokrewnieni. Mordercy mieli go również okraść. Starszy mężczyzna miał być związany z parafią i często przebywać u księdza Różańskiego. Miał mieć na imię Józef i był też kolejarzem mieszkającym ze swoją żoną, dwójką synów i córką w czynszowej kamienicy na ulicy Kotłowej. Młodszy ze sprawców miał zginąć tragicznie w wypadku na motorze. W toku prowadzonego przez Stanisławę Przezwicką śledztwa, udało się dowiedzieć, że faktycznie na ulicy Kotłowej w Koninie żył niegdyś kolejarz Józef, który w roku śmierci jej brata miał mieć 47 lat, był żonaty i miał trójkę dzieci.
Wizje Jackowskiego nie okazały się jednak w 100 % prawdziwe, ponieważ płeć dzieci rzeczywistego Józefa nie zgadza się z tą przez niego przedstawioną w jednym z listów. Przezwickiej udało się ustalić również nazwisko tego kolejarza, jednak ze względu na jego rodzinę oraz na to, że prokurator IPN-u nie wytypował podejrzanych, a sama relacja o nim pochodzi od jasnowidza – nie będę podawać jego nazwiska.
W rozmowie ze mną Stanisława Przezwicka stwierdziła, że niedługo po śmierci jej brata podobno jakiś funkcjonariusz miał zginąć w wypadku na motorze. Czy mogła to być ta sama osoba, którą Jackowski wspomina w swoim liście?
Pamięć o ks. Zdzisławie Różańskim
Pomimo umorzenia śledztwa, braku wsparcia ze strony sądu, Archiwum X czy niektórych krewnych, księży i znajomych księdza Różańskiego Stanisławie Przezwickiej udało się uczcić pamięć o zmarłym bracie dzięki swoim trzem książkom, opisującym jego życie: Przez liturgię do życia wiecznego, Byłem… i jestem z Wami. Śladami ks. Zdzisława Różańskiego oraz Ks. mgr. Zdzisław Różański we wspomnieniach, a także filmowi: Byłem szafarzem i narzędziem Boga. Promocja książek miała miejsce
w Słupcy, Sieradzu, Złotowie i Koninie. Co ciekawe Stanisława Przezwicka uważa, że sam Zdzisław Różański objawił się jej we śnie i podziękował za napisanie jego biografii.
Dzieła te powstały m.in. dzięki wsparciu kilkudziesięciu osób, które postanowiły przesłać swoje wspomnienia o zmarłym kapłanie. Ci co go pamiętali opisywali go, jako bardzo religijnego, mądrego, życzliwego, pomocnego, szczerego, kulturalnego, gościnnego, estetycznego, wrażliwego i odważnego duszpasterza, porywającego wielu swoimi kazaniami.
Księdza Różańskiego upamiętniły również Siostry Urszulanki, umieszczając na podarowanym przez niego krzyżu małą tabliczkę z napisem: Krzyż ks. mgr. Zdzisława Różańskiego dawnego kapelana Sióstr Urszulanek SJK w Sieradzu, zmarłego w Koninie dnia 23.08.1979 roku. Artykuł o jego życiu pojawił się w jednym z kwartalników historyczno - krajoznawczych Na Sieradzkich Szlakach. W 2013 roku w parafialnym kalendarzu parafii Maksymiliana Kolbe umieszczono jego wizerunek.
Stanisława Przezwicka, choć już nie wierzy w to, że uda się ustalić morderców jej brata, ma nadzieję, że jego życiem zainteresują się w końcu polscy hierarchowie Kościoła Katolickiego, a on sam znajdzie się wśród błogosławionych i świętych męczenników, zamordowanych przez komunistów, tak jak ksiądz Jerzy Popiełuszko.
Mam nadzieję, że pamięć o księdzu Różańskim odżyje w diecezji włocławskiej, zwłaszcza w Koninie i Sieradzu, wśród duchownych i zwykłych ludzi, a w parafii Maksymiliana Kolbe – pojawi się w końcu tablica upamiętniająca życie tak tragicznie zmarłego dobrego kapłana.
Łukasz Rewers
Źródła:
Niniejszy artykuł powstał na podstawie relacji ustnej siostry księdza Zdzisława Różańskiego – Stanisławę Przezwicką, odtajnionej dokumentacji SB, dokumentacji ze śledztwa przeprowadzanego przez IPN oraz książek: Byłem… i jestem z Wami. Śladami ks. Zdzisława Różańskiego i Ks. mgr. Zdzisław Różański we wspomnieniach.
Zdjęcia pochodzą z archiwum domowego Stanisławy Przezwickiej.
Zobacz galerię zdjęć:
Ks. Zdzisław Różański
Jestem ratownikiem wodnym, studentem, działaczem społecznym, strażakiem OSP, radnym Młodzieżowego Sejmiku Województwa Wielkopolskiego i wolontariuszem Fundacji Pro-Prawo Do Życia
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości