Łukasz Rewers Łukasz Rewers
146
BLOG

Aby zrobić „kawę” musieliśmy przypalić i zagotować w wodzie skórkę od chleba...

Łukasz Rewers Łukasz Rewers Rozmaitości Obserwuj notkę 7
W sierpniu 2020 roku przeprowadziłem bardzo ciekawy i poruszający wywiad z nieżyjącym już sybirakiem – Zbigniewem Pęczkiem (1930-2022). Oto treść naszej rozmowy:

Zbigniew Pęczek: Wieczorem 24 października 1939 roku przyszło po ojca trzech Białorusinów, uzbrojonych w broń palną. Jeden kazał wszystkim stanąć pod ścianą, a drugi robił rewizję. Trzeci stał na czatach. Przy skończonej rewizji stwierdzili, że szukali broni, której nie udało im się znaleźć. Powiedzieli ojcu, że pojedzie pan do gminy i podpisze pan, że pan broni nie ma. Pojechał. Wtedy widziałem ojca po raz ostatni…

Łukasz Rewers: Ojciec był żołnierzem?

ZP: Tak. Miał stopień plutonowego. Walczył w 1920 roku z bolszewikami. Jako późniejszy osadnik wojskowy, otrzymał gospodarstwo rolne o powierzchni 14 hektarów we wsi Popławce, niedaleko Grodna. Angażował się społecznie. Był m.in. radnym gminnym i powiatowym.

ŁR: Czy rodzina wiedziała co się z nim działo po aresztowaniu?

ZP: To tak naprawdę była wielka tajemnica. Nie można było do niego pisać listów, ani on nie mógł do nas. Raz wysłaliśmy mu paczkę, ale czy on ją w ogóle otrzymał? Nie wiadomo… Potem dowiedzieliśmy się, że oprócz niego ze wsi było wziętych jeszcze z ośmiu mężczyzn. Na mocy stalinowskiej amnestii z sierpnia 1941 roku wszyscy z nich opuścili obóz pracy przymusowej, by następnie zgłosić się do nowo formowanego wojska polskiego generała Władysława Andersa. Nie zdążyli jednak do niego dołączyć na terenie ZSRS, więc na piechotę ruszyli za Andersem do Iranu. Doszli do południowych krańców Rosji i tam na jakiś czas  zatrzymała ich epidemia tyfusu oraz obowiązująca kwarantanna. Musieli rozpocząć pracę w kołchozie, otrzymując w zamian nędzne wynagrodzenie. Na szczęście udało im się później dotrzeć do naszych Rodaków w Iranie. W 1944 roku, wraz z 2 Korpusem Polskich Sił Zbrojnych, ojciec walczył o Monte Casino. Po demobilizacji wyruszył z kolegami do Anglii. W Wielkiej Brytanii zdobył pracę i zakupił dwa hektary ziemi. Chciał tam postawić dom i sprowadzić do niego swoją rodzinę. Niestety nigdy nie udało mu się postawić domu, gdyż zmarł nagle 25 stycznia 1955 roku.

ŁR: Jak wyglądało zesłanie pana i pozostałych członków rodziny?

ZP: Wieczorem 10 lutego 1940 roku przyszli po mnie, mamę i moje rodzeństwo ci „przyjaciele”, jak o sobie zresztą mówili (ja ich nazywam po prostu czarnymi diabłami). Kulturalnie się przywitali i poinformowali, że przyjechali nas wywieść do ojca, bo ojciec [tam gdzie jest] ma duże gospodarstwo i nie może sobie z nim sam poradzić – tak nam powiedziano. Pamiętam, że mama wzięła trochę zakwasu chlebowego, worek mąki, słoninę, smalec, parę garnków i patelnię. „Przyjaciele” zawieźli nas saniami do pobliskiej szkoły. W budynku były już tam inne polskie rodziny. O 23:00 lub o północy zawieźli na do wagonu, który następnie zaryglowali. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że jedziemy nie do ojca, tylko na zesłanie... 

W trakcie zsyłki nie dawano nam nic do jedzenia. Jedynie co dzień, na cały pełny wagon [sic!], przysługiwały dwa wiadra wody, z których czasem się woda wylewała z powodu trzęsącego się wagonu…

ŁR: Jak długo trwała jazda na Syberię?

ZP: Prawie miesiąc. 9 marca przywieziono nas na Sybir do obozu pracy przymusowej. Zamieszkaliśmy w jednym z kilku baraków. Drugiego dnia komendant obozu - Dimitri Gaławanow, zgromadził nas w lokalnej świetlicy i powiedział, że podlegamy jego rozkazom i będziemy musieli pracować w tartaku i lesie przy ścinaniu drzew, odśnieżaniu leśnych ścieżek i paleniu gałęzi. Okazało się, że zarówno w lesie, jak i na tartaku było bardzo ciężko, tym bardziej, że chodziliśmy stale głodni. Na domiar złego trzeba było wykonywać narzucone normy pracy. Gdy taką normę ktoś wykonał, to otrzymywał tylko pół kilograma chleba (takiego jak glina) na dzień.  A Polak, który nie mógł już pracować, dostawał tylko 15 dag. Oprócz chleba mało co było. Kawa, mleko – o tym mogliśmy pomarzyć! Aby zrobić „kawę” musieliśmy przypalić i zagotować w wodzie skórkę od chleba i to była nasza „kawa”… Chcąc się uchronić choć trochę przed głodem handlowaliśmy czym popadło z mieszkańcami pobliskich osad.

Z chwilą, gdy śnieg zniknął my - dzieciaki szukaliśmy w lesie wszystkiego, co się nadawało do zjedzenia, jak np. pokrzywę lub szczaw. Po szczaw trzeba było nawet iść z 10 km, co było bardzo ryzykowne, ponieważ można było opuszczać obóz na odległość nie większą jak dwa kilometry. Oczywiście był pewny wyjątek, a wyjątkiem tym była późniejsza mobilizacja do Armii Berlinga. Mój 18-letni brat Marian (późniejszy czołgista i uczestnik bitwy o Berlin), wraz z około 50 innymi więźniami, został zmobilizowany. Pamiętam, że pewien oficer wmawiał im, że odzyskają Polskę, która będzie „wolna” od kołchozów. Podczas wymarszu z obozu zaśpiewali przerobioną „Wojenkę, wojenkę”:


Wojenko, wojenko

Cóżeś Ty za pani

Że za tobą idą, że za Tobą idą chłopcy nieubrani?

Że za tobą idą, że za Tobą idą chłopcy nieubrani?


ŁR: Czy tam na Syberii dochodziło do egzekucji Polaków lub pobić?

ZP: Oczywiście. Komuniści bili tak, żeby nikt nie widział. Mieli do tego swój kąt...

ŁR: Czy tam na Syberii Polacy próbowali organizować sobie jakieś drobne rozrywki?

ZP: Na początku nie było o tym mowy. Dopiero po powstaniu Armii Andersa niektórzy zaczęli śpiewać przerobione piosenki, np.:


Mówiono nam, że nie wrócimy, 

Że kraju już, nie zobaczymy, 

Lecz to jest nasz syberyjski los. 

My się nie boimy! 

Do kraju wrócimy!

Na stos rzuciliśmy! 

Syberyjski los, na stos, na stos!


ŁR: Czy mieli tam państwo dostęp do kościoła? Czy był tam jakiś ksiądz?

ZP: Nie było ani księdza ani popa. Musieliśmy potajemnie pielęgnować swoją wiarę, lecz niestety bez Mszy czy sakramentów. Niektórzy mieli książki religijne, z których korzystaliśmy. 

ŁR: Czy śmiertelność w obozie była wysoka?

ZP: Śmiertelność? Oczywiście. Nie mieliśmy dostępu do pomocy medycznej, jedynie sami więźniowie szukali w lesie potrzebnych ziół. Pamiętam, że spuszczaliśmy sok z brzóz, który jest bardzo zdrowy. Musieliśmy to robić jednak potajemnie, ponieważ było to zakazane. Podobnie było ze zbożem. Jak się w kołchozie ukradło trzy kilogramy ziaren, to lądowało się na „dywaniku” u przewodniczącego. Jeśli ktoś więcej ukradł, to sprawą zajmował się prokurator. 

ŁR: Jaka kara groziła takiemu delikwentowi?

ZP: Przeważnie trzy lata ciężkiego więzienia. Ludzie wychodzili z niego tak wycieńczeni, że nie mogli chodzić. Nie tylko za kradzieże ludzie tam lądowali, lecz wielu było też tych, którym się upiekło. Pamiętam szczególnie jedno zabawne wydarzenie. W pobliskiej miejscowości – Oziorki na bocznicy kolejowej była umieszczona tablica ogłoszeniowa z wywieszonymi gazetami i wizerunkami Lenina, Stalina, Marksa, Engelsa, itp. Pewnego dnia trzech naszych Rodaków wymknęło się na tę bocznicę i zrobionymi przez siebie łukami strzelali w wizerunek Stalina. Zobaczył ich pewien oficer – Paradniew. Powiedział, że za ten czyn pójdą i oni siedzieć i ich rodzice. Zatrzymani, udając głupich, odparli, że myśleli, że strzelają do wizerunku Piłsudskiego a nie Stalina. Stwierdzili, że obaj panowie posiadali podobne wąsy, więc stąd ich pomyłka. Za karę dostali trzy dni aresztu.

ŁR: Kiedy wiedzieli już Polacy, że wrócą do Polski, to…

ZP: Było bardzo wesoło! Wagony powrotne były już niezakneblowane. Mogliśmy swobodnie kupować, oczywiście jeśli mieliśmy pieniądze lub towar na wymianę

ŁR: Kiedy pan opuścił Syberię?

ZP: W 1946 roku. Pamiętam, że przyjechaliśmy do Brześcia, a stamtąd już tylko pociągiem do Poznania. W stolicy Wielkopolski mogliśmy wybrać, gdzie dalej chcemy się udać. Wybraliśmy Konin. W Koninie urząd przydzielił nam ziemię w Tumidaju w gminie Ostrowite w powiecie słupeckim.

ŁR: Czy na zakończenie chciałby pan coś więcej powiedzieć?

ZP: Młodzieży, szanujcie to, co macie: wolność, rodziców i naukę. Ja to niemal, przez wojnę, wszystko straciłem. Ukończyłem tylko trzy klasy szkoły powszechnej. Trochę skorzystałem później z kursów wieczorowych. Uczono nas tam przede wszystkim jak pisać podania. Pamiętam jak je sobie pisałem, a także tym, którzy na kursach nie chcieli się za bardzo uczyć...

Młody Polak

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości