Polska w 2010 roku jest zupełnie innym krajem niż w roku 2005, gdy PiS odniósł podwójne zwycięstwo nad PO. 5 lat temu afera Rywina uświadomiła Polakom w jaki sposób postkomuniści zbudowali III RP i jakie mechanizmy rządzą Polską. Nie można zapominać, że Polacy mieli jeszcze w pamięci świeży wizerunek niezłomnego szeryfa Lecha Kaczyńskiego, który twardą ręką rządził jako Minister Sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka.
W tekście „Smoleńsk 2010. Nowe otwarcie?” napisałem ,że jeżeli Bronisław Komorowski, który wypowiedział złowieszcze słowa „ jaki prezydent, taki zamach” i był jedynym posłem PO, który nie głosował za rozwiązaniem WSI, wygra wybory prezydenckie z bratem tragicznie zmarłego Lecha Kaczyńskiego to znaczy, że nieprawdopodobne reakcje Polaków po 10 kwietnia były w rzeczywistości puste. Dzisiaj po części wycofuję się tych słów. Wygrana Bronisława Komorowskiego nie musi oznaczać braku dojrzałości Polaków i nie przekreśla prawdziwych uczuć jakie spora część naszego narodu pokazała pod Pałacem prezydenckim. Zgadzam się z prof. Chazbijewiczem, który powiedział mi w wywiadzie dla portalu Fronda, że żałoba nad Lechem Kaczyńskim niekoniecznie musi się kojarzyć z niechęcią i brakiem zaufania do Komorowskiego bowiem przeciętny człowiek rozgranicza te dwie kwestie.
Niemal wszystkie sondaże pokazują zresztą kolosalną przewagę Komorowskiego nad Kaczyńskim i rzeczywiście wynika z nich ,że żałoba narodowa wcale nie musi wpłynąć na wynik wyborów. Ba, uważam nawet, że śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej ich zasadniczo nie zmieni. Ujawnienie stenogramów rozmów w kokpicie niczego nie dowiodło a nawet pomnożyło ilość znaków zapytania związanych z feralnym lotem. Wciąż bowiem nie wiemy dlaczego polscy piloci zachowywali się w ostatnich sekundach przed katastrofą w tak niewytłumaczalny i wymykający się logice sposób. Miłośnicy spiskowych teorii będą więc nadal wymyślać najróżniejsze powody katastrofy a chorzy z nienawiści do „kaczyzmu” salonowcy, choćby nie wiem jakie dowody temu przeczyły, będą sugerować naciski prezydenta Kaczyńskiego na pilotów.
Po drugie, Jarosław Kaczyński nie ma co liczyć w drugiej turze na głosy lewicowego elektoratu. W 2005 roku wygrać Lechowi Kaczyńskiemu ( który w końcu pierwszą turę z Tuskiem przegrał) pomogły nie tylko głosy Andrzeja Leppera, ale również głosy sfrustrowanych wyborców SLD. Rzadko dziś się wspomina jak ludzie Tuska, zapewne z pomocą służb specjalnych, zręcznie wyeliminowali z wyborów Włodzimierza Cimoszewicza, który zrezygnował z walki o prezydenturę po tym jak Anna Jarucka sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w kwietniu 2002 r. upoważnić do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. i usunięcia z jego pierwotnego oświadczenia informacji o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. Jarucka kilka dni temu została skazana wyrokiem w zawieszeniu a Cimoszewicz do dziś trzyma się z dala od polityki. Wściekłość i żal wyborców lewicy do PO spowodowały 5 lat temu przeniesienie ich głosów w II turze wyborów na Lecha Kaczyńskiego. Jednak dziś trudno sobie wyobrazić, że z jednej strony twardy postkomunistyczny a z drugiej lewacki elektorat Grzegorza Napieralskiego postawi krzyżyk przy nazwisku prezesa PiS-u. Strach przed powrotem chęci rozliczania komunistycznej przeszłości i widmo „klerykalizacji” Polski im na to bez wątpienia nie pozwoli.
Po trzecie, PiS jest obciążony 2 latami rządów w koalicji z Samoobroną i LPR-em ( chociaż akurat ja nie traktuję koalicji z partią Giertycha jako wielki dyshonor). Mówiąc kolokwialnie, Jarosław Kaczyński stracił dziewictwo politycznie z ludźmi o wyjątkowo marnej reputacji. Trudno będzie Polakom zapomnieć żenujący epizod wyrzucania z rządu Andrzeja Leppera i szybkiego przyjmowania go z powrotem czy innych działań Kaczyńskiego, które nie pasowały do wizerunku jedynego sprawiedliwego męża stanu. To w końcu Jarosław Kaczyński, jako pierwszy solidarnościowy polityk, zawarł koalicję z postkomunistami zwanymi przez Ludwika Dorna „brudną szmatą SLD” . Przeciętny, nieprzekonany wyborca nie zrozumie tego, że Kaczyński został przymuszony do tej koalicji z powodu odrzucenia przez Tuska możliwości zawarcia sojuszu PO-PiS. Już na zawsze Kaczyński będzie się kojarzył z cwaniakami w bialo- czerwonych krawatach w randze ministrów.
Nie można ponad to zapominać, że idea „polski solidarnej” nie przemawia już tak bardzo do Polaków jak jeszcze kilka lat temu. W moim przekonaniu nie przez przypadek emigracja polska w Wielkiej Brytanii zagłosowała 3 lata temu na PO. Młodzi ludzie nie zrobili tego tylko dlatego ,że mieli dość „obciachu” kojarzonego z PiS, ale część z nich naprawdę uwierzyła w zapewnienia Donalda Tuska o budowie nad Wisłą drugiej Irlandii. A to oznacza, że po latach stygmatyzowania słowa kapitalizm, wolny rynek zaczyna odgrywać w preferencjach politycznych coraz większe znaczenie. Polacy, którzy egzystują w krajach o większej wolności gospodarczej niż tej jaką mamy w Polsce zaczynają rozumieć czym w istocie jest liberalizm gospodarczy. Donald Tusk, mimo tego, że polityka gospodarcza rządu PO z promocją wolnego rynku ma tyle wspólnego co krzesło z krzesłem elektrycznym, potrafił jednak te nastroje w 2007 roku świetnie wykorzystać.
Trudno mi uwierzyć by Jarosław Kaczyński powtórzył swój spektakularny sukces z 2005 roku. Nie tylko katastrofa w Smoleńsku zmieniła bowiem nasz kraj.