Kolejne wycieczki zawiodły nas jednego dnia do Węsiorów i Bytowa, a następnego - do Odrów i Fojutowa. Będzie niechronologicznie, bo ciekawy kontrast stanowiły Bytów i Fojutowo, gdy chodzi o podejście gminnych władz do własnych atutów.
Zamek w Bytowie, czyli mogłoby być lepiej
W Bytowie mieliśmy do obejrzenia dwie atrakcje: dawny zamek krzyżacki - podobno niewiele ustępujący majestatycznością Malborkowi, jak zapowiadał przewodnik - oraz niezwykły,
XIX-wieczny wiadukt kolejowy bez torów. Wiadukt powstał, zanim do Bytowa dotarła linia kolejowa, a ta w ostatniej chwili, z powodów, których nie mogliśmy się doszukać w żadnym z przewodników, została przesunięta o kilkanaście metrów. I nie trafiła w wiadukt. A ten - solidna robota sprzed około 130 lat - został.
Zamek w Bytowie przeszedł kilkanaście lat temu całkowitą konserwację i wygląda całkiem porządnie. Nie robi jednak takiego wrażenia jak Malbork. Trochę dlatego, że zmieszczono w nim hotel, restaurację, informację turystyczną, a nie tylko muzeum, trochę dlatego, że nie został dostatecznie wyeksponowany (trafić można tylko na czuja albo z GPS-em; jak to zwykle bywa w polskich miasteczkach, próżno szukać wyraźnych oznaczeń, gdzie się znajduje najważniejsza lokalna atrakcja turystyczna), a trochę dlatego, że, jak to zwykle bywa, nikt nie ma na ten zamek dobrego pomysłu.
Dygresja: w czasie podróży po Polsce zwiedzałem różne zamki. Wielu oczywiście nie widziałem, albo widziałem lata temu. Ale wśród tych, jakie widziałem, był tylko jeden przygotowany naprawdę ciekawie i z pomysłem: Gniew. W zamkowej karczmie kelnerzy w kontuszach, przewodnik także w kontuszu (zrobiłem wtedy jedno z moich najlepszych zdjęć, na którym przewodnik wygląda jak duch, sunący zamkowymi krużgankami), na dziedzińcu nie ma tandetnych pamiątek, za to są stragany z autentycznym rękodziełem, a ekspozycja na zamku, choć zrobiona niemal z niczego, jest pomysłowa i zajmująca. Szczególnie utkwiła mi w pamięci opowieść wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen o jego porażce pod Grunwaldem, zrobiona naprawdę niewielkimi środkami: nagranie, sztandary, zbroje podświetlane w odpowiedniej kolejności, w ciemnej sali. Środki niewielkie, a efekt bardzo ciekawy.
Nawet Malbork przy tym się chowa - tak jak najważniejsze zabytki w Polsce, jedzie na ugruntowanej opinii i legendzie, bo pomysłu na niego nie ma od dawna. A co dopiero takie miejsca jak Nidzica. Czemu Gniew ma się tak dobrze? Odpowiedź jest prosta: bo nie jest zarządzany przez państwo albo gminę, ale przez prywatną fundację wielbicieli zamku.
Wracając do Bytowa: muzeum w bytowskim zamku nie jest nudne - ekspozycja kaszubskich tradycyjnych narzędzi jest ciekawa, ładnie prezentowały się też wystawy czasowe (zwłaszcza polecam zabytkową chrzcielnicę, interesująco się komponującą na tle ładnie zrobionej w czasie rekonstrukcji zamku mozaikowej podłogi, piękną ławę kolatorską - oba eksponaty uratowane z nieistniejącego już kościółka, oraz wystawę rzeźby ludowej). Bardzo natomiast przygnębiający jest widok z okien jednej z zamkowych baszt, udostępnionej do zwiedzania: okropne, popeerelowskie bloki w jaskrawych kolorach, a w środku gotycka wieża, zapewne pozostałość dawnego ratusza lub jakiejś fortyfikacji. To żywy przykład barbarzyństwa, jakim był komunistyczny system także w architekturze.
Z ciekawostek, w przejściu do baszty, polecam niepozornie schowany po prawej stronie korytarza wychodek (właśnie w korytarzu, a nie w gdanisku, co ciekawe). Nie wiem, jak stara jest przykrywająca go, wyślizgana deska, ale pokrywę można podnieść i spojrzeć w dół, tam, gdzie kiedyś była fosa.
Zamek w Bytowie oceniam więc w sumie na jakieś 3+ - 4-.
Wiadukt w Bytowie, czyli jak trwonić atuty
Co innego wiadukt. Zamków krzyżackich jest na Pomorzu wiele, ale taki zabytek techniki jest absolutnym unikatem. Można by oczekiwać, że zostanie odpowiednio wypromowany.
Gdzie tam. Drogi do niego znaleźć nie sposób bez pytania miejscowych. Chcącym go obejrzeć, podpowiadam: trzeba pojechać wyboistą ulicą wzdłuż torów, zaczynającą się zaraz za dworcem PKS. I uwaga: nie wjeżdżajcie na sam wiadukt! My się nie zorientowaliśmy i tak właśnie zrobiliśmy, ponieważ od strony miasta nie ma przed nim żadnego znaku, barierek, informacji - kompletnie nic. Można pomyśleć, że wjeżdża się na jakąś kładkę czy zwykły most. Tymczasem na końcu stoją już kamienne bloczki i trzeba cofać samochód.
Wiadukt jest skandalicznie zapuszczony. Po obu stronach jest piękna, z pewnością jeszcze
XIX-wieczna, żeliwna balustrada, teraz kompletnie zardzewiała i rozpadająca się kawałek po kawałku. Aż dziw, że jeszcze nie rozebrali jej jacyś złomiarze. Obawiam się, że jest już nie do uratowania, a zapewniam, że wielu takich balustrad nie widziałem.
Wiadukt po obu stronach porastają pleniące się chaszcze. Obok niego, nad rzeczką, przez małą kładkę, pomalowaną w obrzydliwe, niebiesko-białe pasy, prowadzi ścieżka. Prawdopodobnie tylko dzięki temu wiadukt można obejrzeć od dołu. A jest na co popatrzeć: wspaniała konstrukcja z czerwonej cegły, kamienne herby, wmurowane na szczytach przęseł, eleganckie łuki. Niestety, cegła pęka, lada moment wiadukt zacznie się sypać. Nie ma żadnych śladów jakiejkolwiek interwencji poza tablicą, informującą, że to zabytek techniki.
Nie pojmuję po prostu, jak władze Bytowa mogą pozwalać na taką dewastację. Czy burmistrz od ostatnich wyborów samorządowych nie był w stanie nic zrobić z drugim z najcenniejszych zabytków na terenie swojego miasta? Nie dało się zdobyć unijnej dotacji na jego konserwację? Nie można było choćby uporządkować terenu dookoła? Zabytkowa balustrada będzie się sypać, aż sama się rozpadnie?
Wiadukt mógłby być znakomitą atrakcją - można sobie wyobrazić 100 sposobów na jego turystyczne wykorzystanie. Ale dla władz Bytowa jest widocznie tylko kłopotem.
Fojutowo - a jednak można
Całkiem inaczej do swojego głównego zabytku podeszło niewielkie Fojutowo. Tam także jest unikat na skalę kraju: akwedukt z końca XIX wieku, dzięki któremu bezkolizyjnie krzyżują się Wielki Kanał Brdy (górą) i Czerska Struga (dołem).
Drogowskazy o charakterystycznej kolorystyce i wzorze, wskazujące „akwedukt Fojutowo", znajdujemy już w Czersku. To niby powinno być naturalne, ale odpowiednie oznaczenia to w Polsce taka rzadkość, że trzeba to pochwalić. Na miejscu placyk z miejscem do zaparkowania.
Konstrukcja akweduktu pięknie odnowiona kilka lat temu klinkierową cegłą, bez zatracenia zabytkowego charakteru konstrukcji. Tablice pokazują kierunek zwiedzania - to konieczne, bo w sezonie jest wiele osób, a kładka w tunelu, którym płynie Czerska Struga, jest wąska. Schodzimy po stopniach na jej poziom i wtedy wspomnianą kładką możemy przejść tunelem pod płynącym górą Wielkiem Kanałem Brdy. To jedyna taka sytuacja w Polsce: suchą nogą przechodzimy nie nad, ale pod rzeką. Różnica poziomu den wynosi 10 m. Od strony lasu otwiera się piękny widok na bieg Strugi, w tunelu z koron drzew i ze zwalonymi w poprzek pniami.
Na górze spokojnie i równo płynie sobie woda w kanale. Kilkanaście metrów dalej mamy solidny, drewniany mostek, który możemy wrócić na stronę, z której przeszliśmy. Wszystko ładnie odnowione, porządne i czyste, a na dodatek tablica z ciekawymi informacjami o tym zabytku inżynierii. W Fojutowie się da, a w Bytowie nie?
Kręgi kamienne, czyli poczuj moc
Kręgi kamienne na Pomorzu nie są rzadkością. Jest chyba z sześć bardziej znanych lokalizacji, gdzie można je znaleźć. Pierwotnie było ich podobno nawet około 40, ale w XIX wieku z wielu chłopi po prostu pozabierali kamienie. My odwiedziliśmy dwie: jednego dnia Węsiory, a następnego Odry.
Nie będę tu relacjonował teorii na temat powstania kręgów. W wielkim skrócie mówiąc - sami naukowcy nie są pewni ich pochodzenia, choć przeważa opinia, że ich konstruktorami był lud Gotów, zajmujących te ziemie w pierwszych wiekach naszej ery. Oczywiście swoje teorie mają też zwolennicy von Dänikena, a radiesteci przekonują, że w obrębie kręgów działa intensywne promieniowanie, którym można się pozytywnie naładować. Niektórzy twierdzą także, że kręgi są rodzajem obserwatorium astronomicznego, a także, że odwzorowują na ziemi niektóre gwiazdozbiory. Jeśli ktoś chce poznać kręgi od bardziej tajemniczej strony, niech zajrzy tutaj. Jeśli natomiast chce bardziej zrównoważonego podejścia, polecam krótki przewodnik po kręgach „Kamienne kręgi Gotów", do kupienia np. w kasie rezerwatu archeologicznego w Odrach. Bardzo ciekawie napisany, treściwy i rzetelny.
Kamienne kręgi w Węsiorach są bardziej nieuporządkowane, położone tuż przy Jeziorze Długim. Stoją pomiędzy kurhanami, nie wszystkie są pełne. Największe wrażenie robi brukowany (czyli wyłożony kamieniami) krąg Strażnik, ładujący podobno energią do tego stopnia, że można się poczuć niedobrze (opiekunowie miejsca wywiesili obok stosowne ostrzeżenia). Stałem w nim w sumie dobrych parę minut i nic nie poczułem. To znaczy czułem się dobrze, bo wycieczka była ciekawa, a pogoda ładna, i tyle.
Kręgi w Odrach są największe w Polsce. Zajmują spore uroczysko w środku lasu, nad Wdą. Miejsce ma status rezerwatu archeologicznego, wstęp jest płatny. Miejsce jest dobrze opisane, na skraju uroczyska stoi platforma widokowa, z której doskonale widać rozmiary cmentarzyska - bo w istocie jest to pradawny cmentarz, gdzie archeolodzy odkryli około 100 pochówków. Większość kręgów jest pełna, a ich środek porasta wrzos, co wczesną jesienią wygląda po prostu wspaniale. Z tajemniczych ciekawostek polecam lej (prawdopodobne miejsce składania ofiar) oraz Elipsę - obszar, gdzie podobno działa jakieś szczególnie korzystne promieniowanie. Nic nie czułem, ale na wszelki wypadek posiedzieliśmy tam z żoną kilka minut.
Wszystkie informatory i przewodniki podkreślają, że kamienie w kręgach pokrywają absolutnie unikatowe porosty. Niektórych gatunków nie ma nigdzie indziej w Polsce, a żyć mogą setki lat. Dlatego tak ważne jest, żeby kamieni nie dotykać, nie siadać na nich. Porosty są faktycznie niezwykłe, gdy przyjrzeć się ich barwom. Ja, dzięki nowemu obiektywowi z funkcją makro, mogłem utrwalić ich strukturę.
Legendy o UFO i promieniowaniu nie robią na mnie wrażenia, ale lubię poczuć się trochę tajemniczo. I w kręgach coś trochę tajemniczego jest. Zwłaszcza, gdy się pomyśli, że te kamienie i kurhany są tam od blisko dwóch tysięcy lat.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura