Nie wiem, jak udało mi się wytrzymać ten maraton: pobudka o 6.30 rano, pociąg do Krakowa, tam o 16 promocja książki (a wcześniej zwiedziłem sobie kamienicę Pod Krzysztofory), potem powrót i impreza Salonu do 2.30. Ale jakoś wytrzymałem.
Serdeczne gratulacje dla Igora i Bogny, twórców i pomysłodawców. Sto lat!
Pozdrawiam tych, z którymi zamieniłem choć parę słów (lub więcej): Michała Szułdrzyńskiego, Janka Pospieszalskiego, Asię Lichocką, Krzysia Leskiego, niezastąpionego Gniewka, tropiącego spiski Igłę, Sławka Sierakowskiego, Michałowi Zygmuntowi dziękuję za książkę z dedykacją (zacząłem czytać dziś rano), Tonisię (mam nadzieję, że będzie okazja jeszcze pogadać o muzyce), Kochaną K. oczywiście, dokumentującego wszystko Followa, Pawła Wrońskiego, Ola Zioło, Anię Gielewską (pozostaję przy swoim zdaniu i wkrótce o tym napiszę). Bognie Janke szczególnie dziękuję za słowa prywatnej otuchy. Wszystkich, których nie wymieniłem, przepraszam, dziękuję za postawione piwa i mam nadzieję, że będzie niedługo kolejna okazja do rozmowy.
Moim sporym zawodem jest, że paru osób, na których obecność liczyłem, nie było. Swan odgrażał się, że przedstawi mi wstrząsającą prawdę o niewinności dr. G. - nie przedstawił, bo go nie było, w każdym razie ja go nie spotkałem. Sleepless in Brooklyn miał być i kontynuować obrażanie mnie w realu - nie było.
No i nie było Freemana, któremu chciałem postawić piwo i spokojnie pogadać. Może będzie jeszcze okazja. W każdym razie - pozdrawiam i szczerze żałuję, że tym razem się nie udało.
Mam satysfakcję, że prawie od roku (bo zacząłem chyba kilka dni po starcie S24) jest w takim doborowym, niebiesko-czerwonym gronie. Wszystkim dziękuję i wszystkich pozdrawiam. Do następnego razu.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura