Marek Mądrzak Marek Mądrzak
971
BLOG

Strefa zgalicyzowana - IPN

Marek Mądrzak Marek Mądrzak Polityka Obserwuj notkę 14

O sposobie pisania Cezarego Gmyza już tu pisałem - casus arcybiskupa Życińskiego. Po tej jego publikacji myślałem, że dał sobie spokój z lustrowaniem Ministerstwa Spraw Zagranicznych i powrócił do duchownych. W poprzednim „UważamRze” okazało się, że temat MSZ pociągnie, może nawet w dwustu odcinkach. Dziennikarz opisał sytuację byłych tajnych współpracowników w MSZ, którzy są przez Sikorskiego promowani. Takiej sytuacji nie było za Stefana Mellera i Anny Fotygi, którzy rozumieli rangę problemu dla suwerennego państwa. Ponieważ Meller, Fotyga nie są już ministrami, a Andrzej Papież nie jest już dyrektorem w MSZ, na placu boju z tajnymi współpracownikami pozostał dyrektor Biura Lustracyjnego IPN – Jacek Wygoda, którego prokuratorzy kierują wnioski do sądu przeciwko osobom składającym fałszywe oświadczenia lustracyjne. Szokują także przywołane w artykule liczby – 222 nieprawdziwe oświadczenia lustracyjne i 1709 przyznających do współpracy.

Artykuł Gmyza, chociaż obszerny, jawi mi się jako powierzchowny lub zmanipulowany. Śledzę jego publikacje jak wszystkie na temat materiałów IPN i wydaje mi się, że lustracją w MSZ zajął się dopiero po zeznaniach Turowskiego w prokuraturze. Jesienią 2010 r. Turowski zeznał, że współpracował z SB. Ponieważ nie zrobił tego w oświadczeniu lustracyjnym w 2009 r., obecnie trwa proces z wniosku IPN. Sprawa Turowskiego powoli staje się klasykiem i samograjem, ale „prawicy” nadal nie mieści się w głowie, że b. tw może odpowiadać za wizytę Prezydenta RP w Rosji. Gmyz wypełnia tę lukę w myśleniu „prawicy” o MSZ, ale nie tłumaczy milczenia o skomunizowaniu MSZ do chwili obecnej, przecież Sikorski nie jest Ministrem od tygodnia. Co z innymi instytucjami podlegającymi lustracji?
Ponieważ dziennikarzy nie wpuszcza się na przesłuchania w prokuraturze powstaje zagadka, kto dostarczył informacji o zeznaniu Turowskiego – prokurator, sekretarka czy prokurator IPN. Wersja ostatnia wydaje mi się najbardziej prawdopodobna, bo w artykule o Życińskim sam Gmyz przyznaje, że korzysta z informacji pracownika IPN (zresztą błędnych). Nie widzę, aby ktoś inny (Gmyz chyba nie dysponuje funduszem operacyjnym) mógł skorzystać na przekazaniu mu informacji, a IPN bardzo brakuje publicity. Posiadanie źródeł należy do kanonu wykonywania zawodu dziennikarskiego, ale wątpię, czy pracownicy IPN nie manipulują dziennikarzem, czy podają mu wszystkie informacje i czy są wiarygodni.
Otóż Gmyzowi chyba nie podano informacji (przecież podałby Czytelnikom) o totalnym zatkaniu Biura Lustracyjnego od wielu lat. Przyznał to nawet niedawno nowy Prezes w wywiadzie. Ja podam wiadomości o konkretnych zaległościach:
- oświadczenie Tomasza Turowskiego złożone w lipcu 2009 r., a sprawdzone w końcu 2010 r., tylko z powodu postępowania w prokuraturze,
- oświadczenie dyrektora biura w Kancelarii Sejmu nie sprawdzone od końca 2007 r.,
- oświadczenie radczyni w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Unii Europejskiej (tak, do Brukseli wysłaliśmy agentkę) od 2008 r.,
- oświadczenie kandydata na posła od 2007 do grudnia 2010 r. sprawdzane tylko dlatego, że opublikowałem o jego teczce artykuł,
- oświadczenie Senatora RP nie sprawdzone od 2006 r. i mimo publikacji o jego współpracy w charakterze kontaktu służbowego nie ma reakcji Biura Lustracyjnego – szczegóły na blogu po zamknięciu list wyborczych.
Trudno o te zaległości nie obwiniać dyrektora Biura Lustracyjnego IPN - Jacka Wygody, bronionego na łamach „Osobistej historii IPN” (osobiście wolałbym tytuł „Osobiste kłamstwa o IPN”) stwierdzeniem o niewydolnym pionie archiwalnym. Odniosę się do tego twierzenia w Notatce pt. „Archiwista – chłopiec do bicia w IPN”. Obrońca Wygody mieszka w Krakowie, co ma znaczenie dla dalszego toku Notki. Po nowelizacji ustawy lustracyjnej w 2006 r. skokowo wzrosła osób składających oświadczenia i niewiele tu pomogło unieważnienie przez Trybunał Konstytucyjny lustracji środowiska naukowego i dziennikarskiego. Pozostali do zlustrowania wszyscy kandydaci w wyborach, a to już jest zastrzyk kilkunastu tysięcy oświadczeń rocznie. Teoretycznie doszła też do sprawdzenia nie rejestrowana forma współpracy z SB, ale tym się jeszcze nikt w IPN nie przejmuje. Jednak jeśli się przyjmuje stanowisko dyrektora Biura to chyba z pełną odpowiedzialnością za swoje obowiązki.
Skąd się wziął Jacek Wygoda w centrali IPN? Oczywiście z wyborem na Prezesa IPN Janusza Kurtyki pośród większej grupy osób z Galicji. Grupa wzięła sprawy w swoje ręce, zajmując stanowiska dyrektora generalnego, dyrektora archiwum, wicedyrektora archiwum, naczelnika wydziału w archiwum, doradcy Prezesa, dyrektora Sekretariatu Prezesa i dyrektora Biura Lustracyjnego. Szczególarze wymienili by jeszcze dwóch członków Kolegium IPN, dwie osoby z Łodzi również na kierownicze stanowiska i kilka osób z Biura Rzecznika Interesu Publicznego. Czym się zajmował ten desant – na pewno nie sprawą skutecznego rozwiązania zaległości w Biurze Lustracyjnym. Po śmierci Kurtyki grupa galicyjska sukcesywnie wykruszała się, a Wygoda jest jej reliktem. O ile pełniący przez rok obowiązki Prezesa dr Gryciuk powstrzymywał się od odważniejszych decyzji i podtrzymywał stan niepewności, to nowy Prezes ma mandat do zmian personalnych. 
Tylko w jednym przypadku Gmyz powołuje, że lustrację pracownika MSZ uniemożliwiły służby przechowujące jego teczkę, ale nie wyjaśnił Czytelnikom gdzie, po co i czyją decyzją przechowuje się takie materiały. W myśl ustawy służby nie mają prawa przechowywać żadnych materiałów stworzonych w SB, wszystkie powinny trafić do IPN. W ustawie o IPN przewidziano jednak ukrycie przez służby dokumentów, którymi nie chcą się podzielić – to osławiony zbiór zastrzeżony. Jednak decyzję o przekazaniu teczki do zbioru zastrzeżonego podejmuje Prezes IPN i tu wracamy do Janusza Kurtyki. Za jego kadencji podjęto potrzebną akcję wyciągania dokumentów z tego zbioru, ale dlaczego Beata Tyszkiewicz i Marek Dunin-Wąsowicz mają pierwszeństwo przed pracownikami MSZ, tego nie rozumiem. Wygląda mi to na kolejny brak skuteczności grupy galicyjskiej.
Jeśli sensacją są dwie setki b. tw w MSZ, to jak jest w innych instytucjach? Przy takim stanie sfuszerowania polskiej lustracji nie ma się co dziwić Radziowi, że po Wojsku Polskim zakochał się w MSZ. On po prostu nic o tych ludziach nie wie. Nie szukając daleko – polecam uwadze historię lustracji współpracownika IPN w publikacjach, konferencjach i wystawach od 2003 r., który występował na tzw. liście Wildsteina. Mimo to na wszczęcie postępowania prokuratora czekał trzy lata, a postępowanie trwa już ponad pół roku.
Gdybym nie słyszał, że Gmyz pochodzi z Lubina, to stwierdziłbym, że z Galicji.
 

Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka