Na łamach weekendowej „Rz” ukazał się wywiad Michała Płocińskiego z Tomaszem Gruszeckim – prof. Ekonomii KUL:
http://www.rp.pl/artykul/9133,848872-Zagraniczne-budowy-w-czasach-PRL.html
Udowadniałem już kilkakrotnie, że od dziennikarzy tego koncernu zupełnie nie wymaga się wizyt w Czytelniach IPN. Nic zatem dziwnego, że tezy profesora na temat eksportu usług w PRL Płociński gładko przełknął. Natomiast mój sprzeciw budzi już pierwszy akapit wywiadu. Trudno uznać kontrakty polskie w Turcji jako polityczne, chyba że profesor zna zakulisowe działania PRL na rzecz wyłączenia tego kraju z NATO.
Co do zarobków na kontraktach zagranicznych, rzeczywiście wszyscy wyjeżdżający to wybrańcy spośród niewolników PRL. Niewolników – bo jak inaczej potraktować proporcje, ujęte w podteczce rozpracowania obiektowego na Libię, że z kontraktu zawartego z CSF Thompson PHZ Polservice zabierał 1000$, a pracownikowi, nota bene współpracownikowi, wypłacano 500$, za co musiał się jeszcze na miejscu utrzymać. Mimo wszystko było to dla niego przebicie dziesięciokrotne. Dla Polservice może stukrotne. Dane pochodzą z 1984 r., ale myślę, że skala wyzysku w dyktaturze proletariatu była podobna przez cały okres jego panowania. Proszę zwrócić uwagę na zjawisko z tego samego okresu – pomijania przez artystów „Pagartu” przy zawieraniu kontraktów na występy zagraniczne. Pod moją Notką o Jerzym Hoffmanie zgadało się, że osiągnięcia polskiej kultury zawdzięczamy SB tzn. trzymaniu na siłę artystów w kraju. Wracając do konkretów - Wojciech Młynarski i Andrzej Rosiewicz za omijanie pośrednictwa „Pagartu” mieli problemy wyjazdowe. Władza w PRL traktowała mieszkańców jak owce do strzyżenia.
Co do Iraku znam relacje pracownicy Elektrimu rozliczającej tamtejszy kontrakt. Kontrakt Elektrim zawarł nie z władzami arabskimi, ale z Siemensem. Wg tej relacji niemiecki koncern działał metodami niedostępnymi Elektrimowi i swoich konkurentów z przetargu zatrudniał jako podwykonawców do „czarnej roboty”.
Według teczki rozpracowania naukowo-technicznego – na państwa ze złożami roponośnymi - z początku lat 70-tych najbardziej obiecujące były Algieria, Nigeria i Libia. O stadium (nie)przygotowania PRL do ekspansji w krajach Trzeciego Świata świadczy fakt, że wszyscy oficerowie pod przykryciem do Libii wybierali się via Rzym ze względów wizowych. Sami SB-ecy mieli świadomość spóźnienia, działania w maraźmie - jeden z nich relacjonował, że na pomysł działania w Nigerii wpadli jednocześnie z Japończykami, ale po 4 latach oni już wydobywali ropę, a górnicy PRL zatrzymali się na fazie uzgodnień.
W tej samej teczce znajduje się SB-eckie świadectwo suwerenności PRL. Suwerenności do robienia błędów gospodarczych, ponieważ stwierdzono, że w Libii, mimo pełnej obecności gospodarczej ZSRR, PRL tam nie ma.
Tak więc zgoda co do błędów polityki gospodarczej wobec tamtych krajów, ale błędów, które nie narodziły się w 1990 r., tylko trwały od początku istnienia tych młodych państw.
Kapitał, jaki mimo wszystko Polska zbiła w tych krajach, świadczy o atrakcyjności kulturalnej Polaków, którzy w kilka lat kontraktu wyrabiali sobie świetne osobiste kontakty. Na podstawie teczki wieloletniego współpracownika wywiadu wojskowego w Rotterdamie mogę porównać kulturę naszą z holenderską – mimo wieloletniej pracy w tym kraju Polak nie mógł liczyć na żaden przyjazny, osobisty gest ze strony gospodarzy. Przypuszczam, że obywatele krajów zachodnich zachowywali się w Libii i w tym podobnych krajach, jak u nas „brygady Marriota” lub pracownicy consultingu. Natomiast Polacy (i Polki) nie traktowali Libijczyków jak „dzikich”.
Gorąco zachęcam Pana Profesora do badania historii ekonomii PRL w IPN, naprawdę warto.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka