Pomimo zdania części z Państwa, mówiącego, że z Renatą Rudecką-Kalinowską nie należy i nie warto wdawać się w debaty, to ja chętnie w taką polemikę się w dam. O tym dlaczego pisałem pod koniec notki „Rudecka-Kalinowska o Lisach i Kaczkach”.
W pierwszych słowach Rudecka pisze:
Wyborcy PiS nie pojmują dlaczego ich partia przegrywa i przegra każde kolejne wybory w Polsce i nigdy w żadnej formie władzy pełnić nie będzie.
Nie pojmują, bo gdyby pojęli, to przestaliby być zwolennikami PiS i Kaczyńskiego Natychmiast i bezapelacyjnie.
To oczywista nieprawda. Wyborcy PiS potrafią kojarzyć fakty. A pozwolę sobie przytoczyć sytuację medialną oraz tytaniczną pracę u podstaw jaką wykonują te media - Kaczyńskiemu nieprzychylne. Blogerka zaleca zatem blagierstwo, polegające na przechodzeniu do obozu, który ma największe szanse wygrać wybory. Oczywiście kosztem wyrzeczenia się własnych poglądów i przyjęcia tych „jedynie słusznych”. Takie działanie wydaje mi się obrzydliwe.
Od kilku lat tłumaczę na moim blogu kuriozalny przypadek partii Kaczyńskiego, partii opartej na kłamstwie, oszustwie i insynuacji – które stały się bronią Kaczyńskiego w wywołanej przez niego i uporczywie prowadzonej przeciwko większości Polaków wojnie nazwanej wojną polsko-polską.
Póki co na kłamstwach, oszustwach i insynuacjach oparta jest notka Rudeckiej. O tej całej „wojnie polsko-polskiej” pisano już wielokrotnie. Owszem Kaczyński bierze w niej udział. Jednakże przypomnę, że wojna wymaga stron konfliktu. Patrząc na obie strony z całym obiektywizmem na jaki mogę się zdobyć muszę stwierdzić, że obie strony konfliktu tj. PiS i PO nie pozostają stronami biernymi. I dobrze. Każdego kto uważa, że polityka polega na poklepywaniach słodkich słówkach, uśmiechach w TV bądź udziale w „Tańcu z Gwiazdami” nazwę idiotą.
Tłumaczę w oparciu o fakty, że taka partia, której lider ma czelność przyznać, że zakończenie wojny polsko-polskiej zależy wyłącznie od zdobycia przez niego władzy, czym potwierdza fakt jej prowadzenia przez siebie – nie może narzucać tej wojny w społeczeństwie, w którym od 1989 roku przybyły dwadzieścia dwa roczniki dorosłych Polaków, dla których stan wolności jest stanem naturalnym a brak wolności jest czymś trudnym do wyobrażenia.
A to niebagatelna liczba około 10 milionów pełnoprawnych wyborców.
Słowo „tłumaczę” użyte trochę na wyrost. Bardziej słowo „pokrzykuję” pasuje kontekstowo. Fakty, o których pisze Rudecka często faktami pozostają tylko w jej wyobrażeniu. Poddajmy analizie jednak ten passus pamiętając o poprzednim. W poprzednio cytowanym ustępie twierdzi Rudecka-Kalinowska, że Kaczyński buduje swoją pozycję polityczną w oparciu o konflikt. Teraz stwierdza, że Kaczyński po zdobyciu władzy zaprzestanie retoryki konfliktu. To błąd logiczny, bo czemuż miałby rezygnować z czegoś co daje mu siłę i poparcie. Taka sytuacja jest wyobrażalna gdyby zdobył większość pozwalającą zmieniać konstytucję i oddalać weto Prezydenta. Jednak sytuacji, w której zdobędzie aż taką większość głosów dla mnie osobiście leży nieco po stronie political-fiction.
Przykre jest jednak to, że Rudecka rości sobie (ponownie) prawo de decydowania kto co może albo nie może robić. To taka moralizatorsko - demiurgowska postawa, charakteryzująca (jak to pięknie ujmuje Jacek Piekara) „ujadającą sforę z Czerskiej”.
Co do młodych pokoleń to widać, że Rudecka swoimi horyzontami myślowymi nie jest w stanie wyjść poza granice dużego miasta. Nie każdy młody człowiek mieszka w Krakowie, Warszawie, Poznaniu czy Wrocławiu. Nie każdy ma perspektywy studiów i dobrej pracy. Dla takiego wyborcy PO nie jest partią marzeń. Nawet znaczna część młodych wyborców z dużych miast odrzuca powoli poetykę „jest Polska w budowie, to i generalny burdel też być musi”. Ci wyborcy dla ekipy rządzącej są o wiele groźniejsi. Ta grupa dostrzega bowiem, że nie można wiecznie żyć na kredyt. Nie da się wiecznie przeżerać owoców wzrostu gospodarczego. Kiedyś trzeba będzie oddać co się pożyczyło i to z grubymi odsetkami.
Czytając Rudecką mam wrażenie jej wielkiego sentymentu za gierkowszczyzną i taką konsumpcyjną żarłocznością godną szarańczy. Za sentymenty blogerki płacą dzisiaj młodzi i starzy, a płacić będą jeszcze długo.
Może Kaczyński stosować metody politycznej ekspansji oparte na wzorcach z czasów stalinowskich i ówczesnej wojny rusko-polskiej, stając przeciwko narodowi.
Teraz Rudecka wykluczyła z narodu tych, którzy głosują na PiS. Każdy kto popiera Kaczyńskiego staje - zdaniem Rudeckiej - przeciwko narodowi Polskiemu. (Rozumiem, że Polskiemu, bo autorka nie raczy precyzować) To jest szerzenie nienawiści w stosunku do osób o odmiennych przekonaniach politycznych. W związku z powyższym składam skargę do Administracji Salonu 24.
Może wspierać się dowolną demagogią, nawet zawłaszczając na użytek swoich potrzeb najświętsze dla nas sprawy z polskiej historii i wyrosłe w polskiej tradycji patriotycznej pojęcia i hasła – ale nigdy nie będzie w tym wiarygodny.
Ponownie słowa, słowa, słowa. O wiarygodności polityka decydują wyborcy wrzucający karteczki do urny. Warto się z tym pogodzić, a nie autorytarnie stwierdzać kto jest wiarygodny a kto nie jest.
Może dyskredytować postaci historyczne, także z najnowszej polskiej historii, w tym jeszcze żyjących polskich bohaterów walki o niepodległość, płacących w czasach komuny ogromną cenę za swoją niezłomność – ale dla pokoleń wzrastających w wolnej Polsce nie stanie się to w żadnej mierze argumentem za PiS.
A nieprawda. Na szczęście nie jest tak, że młodych ludzi interesują jedynie bohaterskie czyny. Często jest tak (przykładem może być Lech Wałęsa i Adam Michnik), że bohaterowie mają w swoich życiorysach niegodne epizody, które przemilcza się jeśli to akurat wygodne. Dzięki Bogu istnieje jeszcze IPN, który mówi, iż najnowsze historia Polski jest trudna, ale jedynie mądry naród może się z nią zmierzyć. Naród, który nie chce czarowania rzeczywistości i budowania jej alternatywnej wersji.
Może nawet pozyskiwać część kleru, nawykłą do życia pozorem i brakiem rozumienia własnej religii – ale i to skutkować będzie poza pogardliwym machnięciem ręki młodego elektoratu jedynie jeszcze większym odwróceniem się młodych Polaków od Kościoła.
Tu Rudecka stwierdziła, że rozumie lepiej nauczanie Kościoła Katolickiego, niż część księży. To już ociera się o kuriozum. Według mnie nie należy szukać przyczyny odpływu ludzi młodych od kościoła uwarunkowaniami politycznymi. Raczej ścisłym i rygorystycznym podejściem do nauczania katechizmu. Niedawno rozmawiałem z parą, która maiła brać ślub. W ramach przygotowań chodzili do spowiedzi i na spotkania dyskusyjne. Usłyszałem opinię, że te spotkania nie są im potrzebne. Nie potrzebują by ktoś im „zaglądał do wyra” czy pouczał. Zwłaszcza ktoś kto sam nie ma ani żony ani dzieci. Wówczas na moje pytanie dlaczego zatem chcą brać ślub kościelny (konkordatowy) usłyszałem odpowiedź, która mnie zmroziła. domyślają się Państwo? „Ze względu na rodzinę.” - padła odpowiedź. Komentować nie będę, ale to zacny przykład podejścia nowoczesnego, młodego Polaka do kwestii wiary.
Wolność, otwarcie świata, Internet – czyli łatwy dostęp do ogromnej ilości dowolnych informacji, swoboda nawiązywania kontaktów z rówieśnikami na całym świecie, pęd do dobrobytu i rozwój cywilizacyjny – są głównym wrogiem Kaczyńskiego i jego partii, bo pozwalają na natychmiastową weryfikację głoszonych kłamstw.
Argument miałki. Niech Państwo z powyższego fragmentu wykreślą nazwisko „Kaczyński” i wpiszą „Tusk”. Brzmi (przynajmniej dla części z Państwa) tak samo dobrze. ;)
A mówiąc poważnie, dobry dostęp do źródeł informacji nie oznacza, że wiemy i rozumiemy więcej. Przeciwnie. Łatwy dostęp do przygotowanej informacji skłania do zaprzestania szukania innych informacji - czasem kontr-informacji. Fakt ten jest przedmiotem analiz społecznych, a ostatnio coraz częściej mówi się nie o ilości informacji tylko o ich jakości.
Próby przypisania Kaczyńskiemu nienależnych zasług i pozycji – najdobitniej dokumentuje film o Jarosławie Kaczyńskim „Lider”
O samym filmie i jego bohaterze doskonale pisze profesor Wojciech Sadurski w artykule „Lider, czyli wódz” w Rzeczpospolitej z 5 października tego roku. /link do tego tekstu poniżej/
Tym, co w moim przekonaniu, bardziej niż sam film, obrazuje kłamstwo, jakim jest sam Kaczyński, jego formacja i skupione wokół środowisko - jest tytuł tego filmu.
Bo jest dowodem na zawłaszczenia czegoś, co jest nienależne.
Wielkie mi co. Tytuł propagandowego filmiku. Święte oburzenie Rudeckiej wynika z tego co pisze poniżej:
Andrzej Trzos-Rastawiecki stworzył monumentalny zbiór dokumentów o czasach „Solidarności” i wielkiego zrywu patriotycznego.
Wśród wielu dokumentów Trzosa-Rastawieckiego w 1990 roku powstał film „Lider”, którego konsultantem scenariuszowym był Arkadiusz Rybicki – człowiek legenda polskiej opozycji antykomunistycznej. Zginął w katastrofie smoleńskiej. To film o wielkim liderze „Solidarności” – o Lechu Wałęsie.
Rozumiem, że nie wolno nadawać nowym filmom tytułów, które zostały już użyte. Fakt, jest faktem, że film ma charakter propagandowy. Z drugiej jednak strony Polacy - wbrew opinii Rudeckiej-Kalinowskiej - nie są ciemniakami i znają dorobek Lecha Wałęsy i Jarosława Kaczyńskiego. Dorobek ten ocenili swego czasu w wyborach prezydenckich usuwając raz na zawsze Wałęsę z polityki, wybierając przy tym komuszego cwaniaczka na prezydenta.
Użycie tego tytułu w odniesieniu do Kaczyńskiego jest powtórzeniem nieudanego zabiegu pozbawienia Lecha Wałęsy jego niekwestionowanej roli, jako wielkiego lidera „Solidarności” i wygranej walki z komuną. Zabiegu, jawnej manipulacji, które miały miejsce na Zjeździe NZSS „Solidarności” 30 sierpnia ubiegłego roku - kiedy szefem związku był oddany Kaczyńskiemu Janusz Śniadek, dzisiaj już pozbawiony przez związkowców stanowiska szefa „Solidarności” ale za to kandydujący do Sejmu z listy PiS. Wtedy to spontaniczne wystąpienie Henryki Krzywonos storpedowało plan zdyskredytowania Wałęsy i „zastąpienia” go Lechem Kaczyńskim, co miało pozostać w dokumentach Zjazdu „na wieczną rzeczy pamiątkę”.
Ta troska Kaczyńskiego o zastępowanie kłamstwem prawdy, nawet w najmniejszych przejawach, ale mogących pozostać w dokumentach historycznych – przypomina zabiegi i metody z innego filmu Trzosa-Rastawieckiego, opowieści o PRL, o mechanizmach propagandy, o oszustwach wyborczych, pod jakże znamiennym tytułem „Ballada o prawdziwym kłamstwie”.
Nie odniosłem wrażenia by Wałęsy czegokolwiek pozbawiano. Jednakże wypada chyba przypomnieć, że Wałęsa nie raczył przybyć na zjazd „Solidarności” z powodów na które opuszczam zasłonę milczenia.
O Henryce Krzywonos pisano już sporo. Jej spontaniczne wystąpienie rozpoczęło jej krótkie istnienie jako politycznej celebrytki. Skończyła je bowiem informację, że Krzywonos - gdy jej koledzy strajkowali i nawet nie wyjeżdżali z zajezdni - połaszczyła się na obiecane przez władze pieniądze i złamała strajk. Dopiero gdy w sieci przestał płynąć tramwaj staną, a „bohaterska tramwajowa” wytaszczyła się z kabiny i oznajmiła, że „dalej nie pojedzie”. Oto autorytet dla Rudeckiej. Ośmielę się wysunąć tezę, że gdyby władza obiecała łamistrajkom większe pieniądze, Henryka Krzywonos zaczęłaby własnymi rekami tramwaj pchać.
Za dwa dni wybory. PiS je przegra. Jak przegrywa każde wybory po 2005 roku.
Za kilka godzin zacznie obowiązywać cisza wyborcza. Ten tekst daję pod rozwagę zwolennikom PiS.
Może niektórzy z nich zrozumieją, dlaczego 10 października po raz kolejny przełykać będą gorycz porażki.
Tu się z Rudecką zgodzę. Mam szczerą nadzieję, że PiS te wybory przegra, ale nieznacznie. Wówczas będzie silną opozycją. To co Kaczyński lubi i co dobrze mu wychodzi.
Ostatnie zdanie Rudeckiej świadczy o jakimś skrajnym zaślepieniu. Otóż po raz kolejny podkreślam, że żyjemy w demokracji i wolno głosować ludziom na tego na kogo chcą. Renata Rudecka-Kalinowska zaś jest nikim. Nikim kto mógłby ich tej wolności bezkarnie pozbawiać.
Dziękuję za wytrwałość i pozdrawiam
J.Makowski
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka