Igor Janke w najnowszym tekście "Czy młodzi mają w Polsce szanse?" włazi w buty napasionego tłuściocha, który dziwuje się młodym, że gdy nie mają pracy odrzucają propozycję bezpłatnych staży. Już widzę jak w sklepie spożywczym młody chłopak mówi przy kasie "Nie zapłacę, bo jestem stażystą i mi nie płacą." Igor Janke się dziwi, że ktoś nie chce pracować za darmola. A te pierdoły o kontaktach, perspektywach jakie mogą podczas takiego stażu zdobyć młodzi, włóżmy sobie między najfantastyczniejsze działa klasyków baśni.
Igor Janke dziś się dziwi. Nie dziwi i nie dziwił go jednak, medialny boom jaki towarzyszył studiom o profilu humanistycznym, ekonomicznym itp. Już kilka lat temu specjaliści rynku pracy ostrzegali, że nastąpiło przesycenie rynku i studentom po studiach humanistycznych będzie ciężko znaleźć pracę.
Z drugiej strony sygnały ostrzegawcze były zagłuszane przez sygnały odwrotne. "Rozwijamy się! Będzie praca dla każdego! A jak nie dla każdego to dla większości!". Czas powiedzieć jasno: To była gówno prawda! A jak jesteś bezrobotnym studentem po filologii etiopskiej to sam sobie jesteś winien. Podobna sytuacja dotyczy studentów "ekologii". W ich zawodzie często nie ma pracy mimo, że bezustannie w TV trąbi się o dziurach ozonowych, globalnemu ociepleniu i Bóg wie co jeszcze. A pracy nie ma.
A przecież mówili: "Na kierunkach technicznych są miejsca. Praca czeka na inżynierów i techników." A ty sobie, ciężki frajerze myślałeś "A mi się na bank uda! Jestem zdolniacha, mam gadane, ładną mordę - będę zarabiał krocie." Ciekawe jak się te wyszukane cechy sprawdzają w pośredniaku.
Gdy ja studiowałem na Politechnice, wśród humanistów modne było dziennikarstwo. Każdy chciał być Lisem, Olejnik, Sekielskim i Morozowskim. "Oni to mają forsy jak lodu." - myśleli młodzi adepci realnego bezrobocia. Różnica między nami jest taka, że ja - będąc nawet jeszcze w trakcie studiów - dostałem ofertę pracy, a oni do dziś pracują w callcenter tłumacząc ludziom jak przestawiać kanały na dekoderze TV. Dobrym podsumowaniem sytuacji są słowa mojego promotora, iż studia to jest takie akwarium gdzie pływają kolorowe rybki - studenci. Oczywiście co jakiś czas ręka dosypie pokarmu i się żyje. Po studiach szybki w akwarium znikają i okazuje się, że jesteśmy na pełnym morzu. I te kolorowe akwariowe rybki muszą sobie radzić same. A tu nie ma ręki co sypnie papu. Przeciwnie, tu pływają rekiny, które małe rybki zjadają.
Tej - moim zdaniem tragicznej - sytuacji nie są winni jedynie młodzi, którym zrobiono wodę z mózgu. Winni są też stare mendy, które im imponowały kasą i poziomem życia, a przez to zachęcały do obrania takiej a nie innej drogi edukacji. Dziś te mendy utyskują nad losem biednych młodych, którym nie starcza pieniędzy na przeżycie. Dziś oni kwękają nad losem oburzonych. Wykrzykują, że rząd nic nie robi, żeby magistrom filologii etiopskiej dać godną pracę. A moje pytanie brzmi tak: Do czego się taki absolwent nadaje? Oczywiście, że z punktu widzenia rynku pracy - do niczego.
Dziś młodzi ludzie przed wyborem studiów powinni poważnie zastanawiać się nad tym, czy i gdzie znajdą po studiach pracę. Bajery o wystawnym życiu niech stare, elitkowe mendy zostawią dla siebie. Niech nimi czarują małolaty, z którymi tak często gruchają przy Placu Trzech Krzyży w Warszawie.
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka