Mam takie wewnętrzne przekonanie, że w sprawach ważkich, acz niezrozumiałych należy szukać opinii ekspertów. Stąd moja prośba i apel do Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej o opinię i interpretację faktu, że w magiczny sposób na wraku tupolewa odnaleziono ślady materiałów wybuchowych.
Według mnie możliwe są następujące tezy:
1. Bomby nie było i wówczas:
- Technicy wykonujący badania to pisowscy aparatczycy. Sami podłożyli dowody, a ich zwierzchnicy, którzy kazali im milczeć doskonale o ich sympatiach wiedzieli,
- Macierewicz i jego banda pseudonaukowców to zgraja wariatów, których należy posadzić lub popełnić samobójstwo,
- Samolot uderzył w brzozę w związku z czym prędkość nitów wyrywanych z konstrukcji samolotu miała prawo urosnąć nawet do prędkości światła albo i większej.
2. Bomba jednak była i wówczas:
- To Kaczyński wniósł bombę na pokład samolotu. Chciał pewnie wysadzić ruskich w powietrze tylko zapomniał, że samolot leci do Smoleńska a nie do Moskwy i/lub był pijany
lub
- Bombę w samolocie podłożył Jarosław lub Marta Kaczyńska albo oboje. Pierwszy miał motyw czysto polityczny, a drugie chciało w ten sposób zakryć swoje haniebne łóżkowe skandale,
- Za bezpieczeństwo prezydenckiego samolotu jak sama nazwa wskazuje odpowiedzialny jest prezydent. Lech Kaczyński zaniedbał swoje obowiązki nie upewniając się, że w samolocie nie ma ładunków wybuchowych.
Jeżeli Państwu jeszcze inne wersje przychodzą do głowy proszę się nimi podzielić.
Pani Renato! Z niecierpliwością czekam na Pani osąd (ostateczny albo i pół- czy ćwierć ostateczny).
Pozdrawiam JM
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka