madd madd
293
BLOG

Winni za Smoleńsk

madd madd Polityka Obserwuj notkę 39

Arbitralność i autorytaryzm. Tych dwoje podejrzanych powinno jak najszybciej stanąć przed sądem, doczekać się sprawiedliwego wyroku i surowej kary. Są winni za Smoleńsk. Odpowiadają za śmierć blisko stu ludzi, którzy mogli cieszyć się życiem i zdrowiem, tymczasem z winy tych dwojga zginięli głupio i niepotrzebnie, wbijając się ziemię na przedpolu lotniska, a właściwie zostali wprasowani w smoleńskie bagno przez rozpadający się kadłub podstarzałego, posowieckiego tupolewa, pośmiewisko nowoczesnej Europy.

Młodociani argentyńscy rewolucjoniści mieli więcej szczęścia. Wyrzucano ich z nowoczesnych transportowców na dużej wysokości. Spadali niczym worki z pokarmem dla ryb z prędkością pięćdziesięciu metów na sekundę, ale prawie wcale nie czuli, że ocean się do nich zbliża. Mieli sporo czasu na ostatnie wspomnienie i na ostatni rachunek sumienia. Pasażerowie lotu do Smoleńska takiego komfortu nie mieli. Od pierwszych odgłosów gałęzi bijących w skrzydła i kadłub minęło najwyżej kilka sekund do końca, którego nikt, nawet pilot, nie był w stanie przewidzieć, dlatego wcale nie jest pewne czy w ogóle zdołali westchnąć do Boga. I właśnie dlatego arbitralność i autorytaryzm powinny zostać skazane.

Kandydaci do urzędu prezydenckiego raz po raz odżegnują się od wykorzystywania smoleńskiej katastrofy do celów politycznych. Czyżby? Ja sobie życzę, żeby się nie odżegnywali. Chcę, żeby codziennie do niej powracano. Chcę, żeby jedni wytykali drugim arbitralność i autorytaryzm, gromadzili dowody braku poszanowania dla ludzi i dla prawa oraz skrupulatnie spisywali wszystkie przejawy lekceważenia norm, przepisów, dobrych praktyk i dobrych manier, bo kampania prezydencka jest świetną okazją, żeby przynajmniej na jakiś czas wyeliminować z życia publicznego tę grupę, która w arbitralności i autorytaryźmie obecnie przoduje. Nie mam nic przeciwko temu, żeby z tej licytacji wszyscy wyszli mocno osłabieni. Autorytaryzm i arbitralność nie są nam do niczego potrzebne.

Pilot tupolewa lądował tam, gdzie nie powinien. Podjął arbitralną decyzję, którą reszta załogi równie arbitralnie i równie bezmyślnie zaaceptowała. To nie mogło się zdarzyć w wolnym kraju. Tak zachowują się ludzie wychowani w systemach autorytarnych. Ląduj. Jeśli ci się uda, to dostaniesz pochwałę. Ktoś ważny się do ciebie uśmiechnie. To nic, że z regulaminowej odległości tysiąca stu metrów od pasa nad drugą radiolatarnią nie będziesz widział nic prócz mgły, to nic, że jeśli przy widzialności ledwie czterystu metrów zobaczysz w końcu ziemię, to praktycznie już nic nie będziesz mógł zrobić z osiemdziesięciotonową maszyną pędzącą jak pocisk. Zostanie ci sześć może siedem sekund na krzyk rozpaczy. Leć. Może ci się uda mimo wszyskto. A jak się uda, to nikt cię nie będzie pytał o szczegóły, nikt nie będzie miał do ciebie o nic pretensji. W każdym innym kraju za takie loty straciłbyś prawo do latania i poszedłbyś na długie lata do więzienia. W polskim wojsku nic ci się nie stanie. Dostaniesz pochwałę, a polegać ona będzie na tym, że nikt nie nazwie cię tchórzem, jak wtedy, kiedy nie chcieliście z kolegą lecieć do Tibilisi. 

Że w Gruzji mogły być wtedy nieoznakowane rakiety przeciwlotnicze? Jakie rakiety? A co nas to obchodzi, że CIA nie zdążyło odkupić od talibów wszystkich Stingerów i że dziesiątki ich egzemplarzy krąży wciąż po wielkim czarnym rynku ciągnącym się od Katmandu po Morze Czarne? Że można wyjść przed dom, położyć na ramieniu to półtorametrowe cacko za 40 tys. dolarów  i w promieniu czterech mil spruć wszystko, co leci? A co nas to wszytko obchodzi? Co nas obchodzi, że Saakaszwili nie kontroluje własnego nieba ani własnego kraju, albo to, że nie mamy na pokładzie radia, za pomocą którego moglibyśmy się dogadać z rosyjskimi myśliwcami? Przecież tam może nie być żadnych myśliwców. To w ogóle nie twoja sprawa. Zapomnij o procedurach.  Masz być odważny. Leć. Szef wszystkich wojsk wyraźnie ci to nakazł, a jego rozkaz znaczy więcej niż wszystkie regulaminy. Leć. Bo jak nie, to będzie międzynarodowa rozpierducha. Prezydent osobiście ci to powie w nos przy wysiadaniu z samolotu.

Poseł Gosiewski pobiegnie z twoim tchórzostwem do ministra obrony, szefa twoich szefów, a poseł Karski zrobi z twojego tchórzostwa sprawę w prokuraturze i będziesz skończony na amen. Twoi przełożeni, którzy cię dotąd tchórzliwie bronili, będą skończeni razem z tobą. Czterech lub pięciu innych posłów tej samej partii jeszcze wiele razy potwórzy w radiu i w telewizji, że zjadł cię tchórz, więc cała Polska w końcu się dowie, że nie jesteś ani oficerem, ani pilotem, ale zwykłym cykorem, który na szwak naraził dobro państwa i żywotne interesy Polski, a nadto ośmieszył własny kraj w światowej prasie. Poczytaj sobie sam, co napisał ten poseł do ministra. Gazety to już podały.

Leć i o wszystkim zapomnij. Jak ci się uda, nie będzie żadnej sprawy. Że po wypadku casy w Mirosławcu sprawa jednak była? Że tam mieli źle ustawione wysokościomierze? Że się nie dogadali z wieżą co do kursu i poprawki na wiatr? Że nie umieli przeliczyć milibarów na hektopaskale, a startując rano w Krakowie zapomnięli włączyć guzik systemu ostrzegającego głosem o nadmiernym przechyle i błędach w pilotażu? Że nie kupiono im natowskiego deszyfratora do GPS, więc nawigowali przy pomocy palmtopa przylepionego plastrem do pulpitu? A co nas to wszystko obchodzi? Jeśli dokładnie przeczytałeś tamten raport, to wiesz, że kapitan casy pierwszy raz w życiu siedział w kokpicie tamtej wersji maszyny. Wcześniej latał na innych typach, które miały nieco inne przełączniki i zegary, więc miał prawo się pomylić, czegoś tam nie włączyć, o czymś zapomnieć. Poza tym oni mieli pecha. Wszyscy jak jeden mąż gapili się w ziemię, więc jak dzieci zapomnieli patrzeć równocześnie na przyrządy i w parę sekund było po wszystkim. Może gdyby rano wcisnęli ten guzik w Krakowie, to kto wie...? Alarm by zawył, pilot rzuciłby okiem na sztuczny horyzont, włos by mu się zjeżył na głowie, ale on jeszcze zdążyłby szarpnąć wolant do siebie i w prawo i wyprowadzić maszynę z nurkowania. No ale on siedział w tej kabinie pierwszy raz w życiu. Nie znał tych wszystkich nowych przełączników, tymczasem ty wylatałeś tej Tutce kilkaset godzin, znasz tu każdy guziczek, więc na pewno się ci się uda.

Że po Mirosławcu było za mało szkoleń? Że do tej zmodernizowanej Tutki nigdzie na świecie nie ma właściwego symulatora? No, ale to jest problem ministra obrony, nie nasz. Przecież on wyraźnie mówił, że szkolenia były, nowe procedury bezpieczeństwa też, a te dwadzieścia rekomendacji zawartych w raporcie po wypadku casy udało mu się wcielić w życie aż w czterdziestu punktach. Nawet pieniądze na paliwo się znalazły, żeby wszyscy chłopcy w stalowych mundurach mogli wylatać swoje trzydzieści godzin w roku i tym samym podtrzymać unikalną sprawność latania. Jak się okaże, że to wszystko była lipa, to Klich będzie miał problem, nie my. Szef MON będzie miał poważny problem polityczny, a my to skrzętnie wykorzystamy. Ale nie teraz. Teraz leć, bo ty na pewno nie będziesz miał najmniejszgo problemu.

Że nigdy nie siadałeś na lotnisku w takiej we mgle mając tylko radiolatarnie? No nawet nie żartuj! Z takiego powodu można było się zabić w czasie ostatniej wojny, wracając postrzelonym bombowcem znad Hamburga do mglistej Anglii, ale nie dzisiaj. Wtedy te urządzenia były dość prymitywne, więc się nasi chłopcy rozbijali we mgle nawet na macierzystym lotnisku, ale nie dzisiaj, nie w dwudziestym pierwszym wieku. Że te smoleńskie radiolatarnie to prawie to samo co tamte? No nie przesadzaj! One rzeczywiście są może niewiele lepsze od tamtych, ale ty masz lepszy samolot, naszpikowany elektroniką. A poza tym jest was czterech, więc na pewno sobie poradzicie.

Że nigdyście tego nie próbowali we mgle na takim lotnisku? Szkoda. Musicie się zgrać co do sekundy i na pewno się uda. Pezydentowi na tym Katyniu strasznie zależy. Tam leży kwiat Polski. Tych chłopaków nie pytał, czy kochają ojczyznę. Bez sądu i bez honoru dostali kulkę w potylicę i potem przez sześćdziesiąt lat nie wolno  było ich wspominać. Za Katyń 1940 wyryty na grobie można było stracić pracę i dostać kratki. A oni nawet nie mieli okazji, żeby powalczyć za Polskę. Wy macie. Możecie się wykazać przed swoimi szefami. Posadzicie ich pięknie w Smoleńsku, jak ten rządowy Jak, co wyleciał rano półtorej godziny przed wami. Nie, nie godzinę, lecz półtorej, bo wy musieliście poczekać na pana Prezydenta. On zawsze ma prawo się spóźnić. Mgła przez te pół godziny przecież nie zgęstniała, kto wie, może nawet się trochę przejaśniło. Ląduj i będzie po wszystkim, bo jak nie, to do końca życia będziesz latał tym kopcącym Jakiem, jak ten twój kolega, który w rejsie do Gruzji był kapitanem. Siedział dokładnie na twoim miejscu. Nie chciał tam lecieć, wiec teraz musi się przyzwyczajać do małego Jaka, do drugiego fotela w małym, kopcącym Jaku.

Jak zajdziesz niżej niż to przepisowe siedemdziesiąt metrów i polecisz całkiem płasko, tak powiedzmy na trzydziestu metrach, to na pewno zabaczysz  w ziemię. Nie patrz na altimetry, bo ich za cholerę nie sposób porządnie ustawić. Wystarczy się pomylić o jednego milibara, a na wysokościomierzu będziesz miał przekłamanie rzędu kilkunastu metrów. Pies im mordę lizał. Przecież Rosjanin podał wam ciśnienie z lotniska tylko pro forma, a wy tylko pro forma żeście je skwitowali. On na pewno mierzył je inaczej niż nasze służby w Warszawie, poza tym trzeba by szukać w tabelkach, przeliczać, odjąć różnice poziomów. Kto się w to wszystko będzie teraz bawił? Masz zwykły radiowy wysokościomerz, więc patrz na niego i zapominij o przepisach, które tego zabraniają. Niech drugi pilot pilnuje wysokości, ty sie masz się gapić tylko w radiokompas i sztuczny horyzont, a on ci poda wszystkie prędkości, wyskokość, kurs i poprawki. Leć nisko i powolutku schodź coraz niżej, a na pewno zobaczysz ziemię. Żeby ci tylko ręka nie drgnęła, bo będzie marmemlada.

Przy tej prędkości huknęlibyście w ziemię znacznie mocniej niż te argentyńskie dzieciaki wyrzucane z sześciu tysięcy metrów bez spadochronów. Robicie teraz co najmniej 70 metów na sekundę, bo tym tupolewem nie da się wolniej lecieć. Dlatego trzymaj stery równo i schodź płasko w tym cholernym mleku, a wtedy będziesz miał odrobinę więcej czasu na reakcję niż wtedy, gdbyś schodził regulaminowo. Leć płasko, bardzo płasko, a wtedy od chwili ujrzenia ziemi do zderzenia się z ziemią zamiast sześciu sekund, będziesz miał osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście a może więcej, więc bez problemu posadzisz maszynę na betonowym pasie. Tyko musisz przyziemić zaraz na początku, bo ten tupolew leci jak wariat, ląduje z prędkością równą prędkości lądującego concorda, więc przy lekkim wietrze w plecy potrzebuje dwa i pół kilometra na wyhamowanie, a tam tego pasa jest dokładnie tyle. Jak nie usiądziesz na samym początku, to spalisz hamulce. Silnikami za wiele nie pohamujesz, bo to nie jest turbowentylatorowy boeing, tylko stary tupolew z trzema motorami niskiego przepływu. Jak nie przyziemisz zaraz na początku, to przeholujesz, spadniesz z pasa i zatrzymasz się w krzakach albo na jakimś drzewie. Przy wysiadaniu z samolotu nie wszystkim będzie wtedy do śmiechu. Politycy do końca życia ci nie zapomną, że Prezydenta Polski wysadziłeś w krzakach, a nie w Katyniu, więc szukaj tego pasa i siadaj zaraz za progiem, bo inaczej będzie wstyd. Tylko leć płasko. No i módl się, żeby po drodze nie było takiej skarpy, jak ta między dolnym i górnym Mokotowem, bo wtedy nikt ci nie pomoże. Rozbijesz się w drobny mak. No ale tobie się wszystko w życiu udawało, więc i teraz się uda.

A jak się nie uda, to winnych nie będzie. Nikt ich nie znajdzie. Autorytaryzm i arbitralność na pewno ich nie wydadzą.

10 maja 2010 r.

madd
O mnie madd

Są tylko dwa typy ludzi. Ci, co dzielą ludzi na dwa typy, i ci, co tego nigdy nie robią

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka