Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. (Łk 10, 1-20)
Ks. Jan Twardowski w wierszu „Wyjaśnienie” spopularyzował postać sympatycznego kapelana, któremu wszystkie mądre kazania wyleciały z głowy, więc on przestał błyszczeć, wiercić dziury w brzuchu i podskakiwać jak indor. Czytelnicy polubili tę postać, a tomiki Twardowskiego, księdza, który nikogo nie nawracał na siłę, a tylko „zwierzał się z sekretów”, wciąż cieszą się dużym powodzeniem.
Apostołowie strząsający proch z nóg w progach niegościnnego domu to postacie jakby z innej bajki. Przypominają surowych proboszczów, odmawiających konkubentom chrztu dziecka, albo kaznodziejów wytykających parafianom zebranym na niedzielnej mszy grzechy tych, co nigdy w kościele się nie byli.
W czasach Jezusa strząsanie prochu z nóg nie wyglądało tak straszne. Ten prosty prorocki gest zapewniał ludziom niezdolnym do przyjęcia ewangelii względny spokój ze strony podejrzliwych sąsiadów. Ktoś, kto nie przyjął wiary, nie powinien być przecież przez nikogo podejrzewany o to, że ją przyjął, a już na pewno nie powinien być narażony na prześladowanie tylko z tego tytułu, że gościł pod swoim dachem apostołów.
Strząsając proch z nóg przed jego domem, apostołowie wykonywali ponadto „władzę kluczy”, czyli nadane im przez Jezusa prawo do orzekania o ostatecznej skuteczności lub braku skuteczności ludzkiego aktu wiary. Bez tej władzy wspólnota Kościoła przypominałaby conradowską „Pantę”, wypełnioną po brzegi pielgrzymami i wydaną na łaskę fal przy pierwszym większym tchórzostwie Lorda Jima. Jezus zapewnił swoich uczniów, że nawie Kościoła nic podobnego nie grozi, bo niezależnie od ludzkich słabości zawsze znajdzie się ktoś, kto poprawnie odróżni wiarę od braku wiary, a cnotę od grzechu. Dzięki świętości Jezusa to rozróżnienie jest czytelne dla wszystkich wierzących, a jednocześnie paradoksalnie możliwe do przezwyciężenia.
W naszych czasach strząsanie prochu z nóg stało się modne także wśród ludzi niewierzących. Protesty niektórych środowisk przed obecnością wartości chrześcijańskich w życiu publicznym nie przypominają jednak w niczym gestów prorockich. Apostołowie niewiary strząsają tam wiarę nie z własnych stóp, ale raczej z nóg samych wierzących, żądając od nich samoograniczenia posuniętego niemal aż do agnostycyzmu. Ks. Twardowski na takie dictum zapewne zamilkłby i cierpliwie czekał, aż czerwony indyk emocji opadnie nieco z sił, a potem już w ciszy powierzyłby mu swój kolejny sekret, szukając dla niego możliwie najlepszych słów.
Inne tematy w dziale Rozmaitości