Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
635
BLOG

Powódź w niebie

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Rozmaitości Obserwuj notkę 11

„Jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego” (Mt 24, 38-39).

 

Scena potopu w Sykstynie jest podobna do sąsiadujących z nią scen stworzenia Adama i grzechu pierworodnego. Postacie różne, ale rytmy podobne, ukośne, dynamiczne. To samo jasne niebo i ten sam skrawek ziemi w lewym dolnym rogu kompozycji. Buonarotti lubił tę ziemię. W scenie stworzenia gwiazd ozdobił pusty kosmos kępą zielonej trawy. Chciał ubiec czas, ożywić próżnię, czy tylko zbalansować malarskie formy na mokrym tynku?

Jego potop przeraża bardziej niż Sąd Ostateczny, ale z racji niewielkich rozmiarów ginie w niebie, suficie kaplicy. Trzeba by tam wzlecieć, żeby dojrzeć szczegóły. Na suchym lądzie, tam, gdzie kiedyś wylegiwał się Adam, garstka ocalonych z topieli łapie pierwszy oddech. Trzy inne grupy ludzi szukają ratunku gdzie popadnie, w przepełnionej łodzi, na skale mniejszej niż samotna wyspa, na ścianach arki zbudowanej przez Noego, walcząc tam ze sobą o przetrwanie. Woda ich raczej nie oszczędzi. W środku sceny dwie postacie. To nie Zbawiciel z Matką, jak w Sądzie Ostatecznym, ale jakiś nieszczęśnik dźwigający ostatkiem sił omdlałą postać, zapewne swego syna. Niepewnie stawia stopy na skale, chwieje się przeciążony, więc inni, choć sami za chwilę zginą, próbują go ratować.

Buonarotti nie był fatalistą, lecz teologiem. W scenach obrazujących grzech maluje nieszczęście dokładnie tam, gdzie w scenach stworzenia malował Boga. Grzech usunął Boga z obrazu, dlatego zwykła powódź, diluvio, stała się potopem, diluvio universale, a nawet zstępującą falą, kataklysmo, jak chce grecki autor Ewangelii. Ptolemejska kosmologia nie bała się planetoid ani zabłąkanych meteorytów, bo ich nie znała, drżała natomiast przed wodami nieba schowanymi za sklepieniem najbliższej, podksiężycowej sfery. Wystarczyło wstrząsnąć tą sferą, żeby zatopić ziemię.

W kosmosie Einsteina wody nieba nie są tak groźne. Szybkie komety to góry lodu. Prędzej się odbiją od kadłuba naszej atmosfery, albo na nim pękną jak bengalskie ognie, nim ktokolwiek na ziemi zdąży w nich wyczytać zapowiedź czegoś ważnego. Ileś tam miliardów lat po pierwszym wybuchu wciąż ekspandujemy, oddalamy się do siebie, a słońca stygną, co samo w sobie nie byłoby może tak straszne, gdyby nie to, że kosmiczna entropia dosięga nas, śmiertelników, bardziej bezlitośnie niż sam kosmos. Wśród doskonałych biomachin gospodarujących oszczędnie każdym kwantem energii jeden tylko człowiek potrafi nagle stanąć w połowie drogi, zrazić się do innych, dąsać, obrażać i tracić całe dnie na myśleniu o niczym. Jego własne tkanki rzadko się mylą, on tymczasem zawiesza się jak przegrzany procesor, traci emocjonalną sprawność, ilekroć ktoś go zrani, zawiedzie, zlekceważy, postawi przed zadaniem ponad jego siły.

Rorate coeli! W kosmosie pop-artu i Wal-Martu Bóg powinien przyjść na świat na długo przed świętami, już w pierwszym dniu globalnej promocji. Mógłby wtedy uwolnić śmiertelników od marzeń o niezdobytych hipermarketach i nauczyć ich dobra, które można osiągnąć własnymi siłami z myślą o kimś, kto naprawdę go potrzebuje. Krótka wyprawa w głąb siebie, a nie do najnowszej galerii, mały remanent sumienia zamiast lustrowania sklepowych półek pomógłby im w drodze do Boga o niebo bardziej niż nowy chodnik niejednemu niedoszłemu burmistrzowi.

Buonarotti znał tekst Łukasza, więc i jemu Adwent kojarzył się z potopem, ale chyba nie z takim jak nasze. Od komańskich jedwabi i od muszkatu z Wysp Korzennych mogło się i jemu zakręcić w głowie na Piazza della Signioria, ale znał zwyczaje Arno, ten mętny potok potrafił wypłukać do czysta kramy nawet na Ponte Vecchio. Czy można było wtedy przewidzieć, że kiedyś ludzie będą tonąć od nadmiaru wrażeń? Że cała ziemia odczuje głód Bożego Narodzenia, nie wiedząc nic lub prawie nic o tym, kto przychodzi i cierpliwie lepi lepszych ludzi z tych, co naprawdę na niego czekają?

 

Sufit kaplicy sykstńskiej (en).

Dziennik Polski 27 XI 2010.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Rozmaitości