„Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć?” (Mt 11, 7-9).
Najbardziej zagadkowa część ewangelii wg św. Mateusza zaczyna się i kończy pytaniem. Pierwsze zadają Jezusowi uczniowie Jana Chrzciciela: „Czy ty jesteś tym, kogo się spodziewamy?” (Mt 11, 2). Jezus nie odpowiada wprost, wylicza fakty towarzyszące jego misji, ale nie domyka odpowiedzi, wręcz przeciwnie, podaje całą serię pytań stanowiących klucz do zrozumienia dalszej partii tekstu, trzech kolejnych rozdziałów poświęconych tajemnicy królestwa bożego. Kończy je pytanie: „Czy zrozumieliście wszystko?” (13, 52).
Objaśnienie tajemnicy królestwa, jak każda większa całość u Mateusza, składa się z sekcji narracyjnej i dyskursywnej, z tą wszakże różnicą, że tu część dyskursywna jest bardziej tajemnicza od innych, złożona z samych przypowieści. Wcześniej Jezus uzdrawia chorych, wyrzuca złe duchy, użala się nad miastami, które nie chcą przyjąć jego nauki, i chwali ludzi prostych jak dzieci, którzy garną się do niego ochoczo. Sam bywa posądzany o najgorsze, łącznie działaniem w imię złego ducha. Pytania i kontrowersje dotyczące tożsamości Jezus wypełniają cały rozdz. 12. Nieco dalej, na styku sekcji narracyjnej i dyskursywnej pojawia się kolejne pytanie, tym razem pada ono z ust Jezusa: „Kto jest moją matką i którzy są moimi braćmi?” (12, 48). Matka i kuzyni Jezusa czekają wtedy za drzwiami, a mimo to on wskazuje ręką na zasłuchany tłum.
Królestwo Boże posiada własną, niepowtarzalną epistemologię. Rodzi się ze słuchania, ale nie jest ani gnozą, ani wiedzą, ani uczuciem. Nie wystarczy go zrozumieć i pokochać, gdyż ono wymyka się pojedynczym aktom woli. Jest rzeczywistością obejmującą całą egzystencję osoby i dynamiczną, zmieniającą tego, kto w nim uczestniczy.
Jezus zdawał sobie sprawę z pułapek, na jakie byli (i wciąż są) narażeni jego uczniowie. Niektórzy podchodzą do objawienia tak, jakby było częścią wiedzy przyrodniczej zamkniętej w równaniach, cyklotronach lub formalinie. Fakty, których nie sposób do końca wyjaśnić, stają się wówczas domeną Boga. Początek wszechświata, początek życia, powstanie homo sapiens -- są częścią objawienia do czasu aż ktoś je w końcu wyjaśni w sposób „naturalny”. Dowiedzie niezbicie, że coraz doskonalsze formy mogą, ot tak, nagle wyłaniać się z form mniej doskonałych i że ten wybryk sam w sobie jest tak spontaniczny i tak częsty, że z każdej strony nieba patrzy na nas tysiące światów lepszych od naszego.
Inni za Diogenesem lekceważą naturę na rzecz człowieka. Teologię traktują jak część antropologii, uświęconą przez rytuał formę kultury, wobec której rozum i serce mają prawo skapitulować. Ważniejsza jest przynależność, poczucie sacrum i wartości nie podlegające żadnej kwestii, jak chce Charles Taylor. Scheiermacher sprowadza to doświadczenie do uczuć, gnoza do rozumu, a sekty do wspólnoty. I słusznie, bo przecież żadne z nich nie wie nic o objawieniu.
Wyjaśniając naturę swego królestwa Jezus zaczął od pytań. Sam je zadawał i sam się na nie wystawił. Na długo przed Franzem Brentano wiedział, że ludzka świadomość jest intencjonalna, adresowana bardzo konkretnie, a przez to ograniczona, dlatego chciał jej pomóc dokładnie tam, gdzie ona w danej chwili potrafi się otworzyć. Grzesznikom mówił o grzechu, ale tylko po to, żeby żeby grzech przebaczyć i uwolnić grzeszników od pytań wiodących na manowce, a ponieważ nawet to nie mieściło się to w głowach jego słuchaczy, pokazywał im trąd, który ustępuje, i wszelkie możliwe choroby, które w jednej chwili z łaski Bożej znikały, tak jakby to nie one miały wyjaśniać świat, a wyłącznie ten, kto potrafi je usunąć.
Ludzkie wyobrażenia o Bogu, gdyby je razem zestawić, są tak nieporadne, że wzajemnie się wykluczają. Bóg nie ma jednak nic przeciw temu, żeby je zabrać ze sobą nad Jordan, jak za czasów Jezusa, i tam zanurzyć je wszystkie w niebycie, uznając tym samym własną ograniczoność. Jan Chrzciciel domagał się, żeby to zrobić świadomie, wspólnie z innymi, żałując za własne grzechy i wierząc w bliskość Boga. Jan udzielał chrztu, który wedle słów samego Jezusa, nie był jeszcze częścią jego królestwa, był jednak najlepszym do niego wstępem, najlepszym pytaniem, jakie człowiek może zadać sobie i Bogu.
Dziennik Polski 11-12 grudnia 2010.
Inne tematy w dziale Rozmaitości