Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
781
BLOG

Niewidomy i ślepcy

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Rozmaitości Obserwuj notkę 8

„W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd On pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast wysłuchuje Bóg każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę” (J 9,30-31).

 

Ziemia musiała być kiedyś lepsza niż dzisiaj, skoro Bóg mógł bez trudu ulepić z niej Adama i niemal we wszystkich kulturach zostawić żywą pamięć dobrego początku. Ani cudowne wspomnienia z dzieciństwa, ani nawet święty spokój wód płodowych nigdy nie byłby w stanie dać człowiekowi tego, co daje mu sama możliwość raju, lepszego początku, którego nieraz innym zazdrości, oraz nadzieja na lepsze jutro, najlepiej już jutro, lub choćby tylko po śmierci. Na dnie każdej frustracji i na dnie każdego upadku człowiek wciąż możne znaleźć twardy grunt dobra, trwalszy od wspomnień, bo całkowicie aktualny, gdy Bóg na jego oczach lepi nowego, lepszego Adama.

Niewidomy od urodzenia był w trudnej sytuacji. Nie tylko raj i zbawienie musiał brać na wiarę, ale i wszystkie te kolory i kształty, które jego koledzy z podwórka od dawna znali na pamięć, a których w żaden sposób nie umieli mu wytłumaczyć. Jego początek wydawał się gorszy, znacznie gorszy niż ich początek. Nie wiadomo z czyjej winy. Domorośli teologowie twierdzili wprawdzie, że wszystkiemu winne są grzechy przodków niewidomego, ale sytuacji niewidomego w niczym to nie poprawiało. On chętnie wziąłby na siebie wszystkie te winy, byle tylko widzieć lub przynajmniej wiedzieć dlaczego nie widzi. Teologowie mogli być bezapelacyjnie ślepi. On widział to lepiej od nich.

Z wielu odmian ślepoty, ta ostatnia, teologiczna, jest najtrudniejsza do wyleczenia. Dzieci w brzuchu mamy są jeszcze od niej wolne, bo wszystkie bez wyjątku wierzą w życie pozapłodowe, pchają się na świat jak do raju, a po urodzeniu bezbłędnie rozpoznają mamę, choć jej nigdy na oczy nie widziały, ale już mały Jaś, gdy tylko podrośnie, przygryza wargę i powiada, że mu brak wiary, bo mu jej Pan Bóg poskąpił. Skąd on to wie? Nie mając za grosz wiary, skąd ma pewność, że z grubym portfelem można w nią inwestować więcej niż bez portfela?

Lecząc teologiczną ślepotę współczesnych, Jezus chętnie skorzystał z pomocy niewidomego od urodzenia, człowieka w oczach innych gorszego i bez perspektyw. Użył gliny, śliny i słowa, żeby sam niewidomy nie czuł się gorszy od Adama, pierwszego szczęściarza na ziemi, i żeby jego potomni, słuchając jego opowiadań o odzyskanym zdrowiu, widzieli przed sobą nie tylko nowego Adama z sokolim wzrokiem, ale jak Adam odczuli z bliska tchnienie Boga we własnych nozdrzach i z wiarą prosili Go o dobry wzrok wiary.

Niewidomym teologom nie w głowie były takie prośby. Gdy uzdrowiony zasugerował im, że ich własna, nieco arogancka dociekliwość może ich w końcu doprowadzić do wiary Mesjasza, poczuli się obrażeni do żywego. Mocnej pewności, że nie widzą w nim żadnego proroka, żadnego cudu, żadnego dobra, a jedynie grzesznika, który krzywdzi ludzi czyniąc im niewątpliwe dobro, w żaden sposób nie byli zamienić na drobną choćby wątpliwość, czy aby przypadkiem się nie mylą i czy aby przypadkiem nie wylewają z kąpielą ufnego dziecka, którym sami kiedyś byli, chyba nie tylko w brzuchu mamy.

Dziennik Polski 2-3 kwietnia 2011.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości