Kult papieża? Ja go nie widzę. Jan Paweł II jest szczerze kochany przez wielu ludzi, więc oni mają prawo to wyrazić, ale tych wyrazów nie należy mylić z kultem jednostki, bo zabobon i wiara różnią się od siebie bardziej niż kicz od dzieła sztuki. Kto jak kto, ale Krzysztof Kłopotowski powinien o tym wiedzieć („P jak papież” 30 IV 2011; „A co to jest prawda o JP2?” 4 V 2011).
Postulat Kłopotowskiego, żeby na nowo przemyśleć nasz stosunek do Karola Wojtyły jest słuszny, ale jego uzasadnienie jest nie do utrzymania. Miłość i szacunek do zmarłego wynoszonego (lub nie) do chwały ołtarzy nie ma nic wspólnego z jego ubóstwianiem, jakie znamy z religii animistycznych czy choćby z życia współczesnych idoli popkultury. Mam wrażenie, że Kłopotowski rozmija się z prawdą właśnie dlatego, że patrzy na rzeczywistość religijną przez pryzmat mało wyrafinowanej symboliki współczesnych mediów.
Jan Paweł II zawsze był „postacią kultową”, ale jako żywo nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek straszył nim dzieci, albo rzucał klątwy w jego imię, albo na niego przysięgał, albo handlował jego relikwiami, albo wróżył z kwiatków rosnących na jego grobie, dlatego nie podzielam żadnej z obaw Kłopotowskiego odnośnie kultu.
Póki co mamy wyjątkowo silne uczucia i zdrową pobożność. Połączenie obu tych wymiarów samo w sobie jest fenomenem, nie uważa Pan, Panie Krzysztofie? Przecież Stalina kochano sto razy mniej niż Wojtyłę, a aberracji w tej miłości było co nie niemiara, bodaj najłagodniejszym jej przejawem był mściwy okrzyk „Za Stalinu!” malowany na kadłubach sowieckich czołgów, tymczasem nasz Papież za życia i po śmierci budzi niemal wyłącznie zdrowe emocje, niemal wszyscy przy nim łagodnieją, zachowują się rozumniej, bardziej po ludzku, do tego stopnia, że policja w Rzymie nie miała żadnych problemów z milionami zapłakanych uczestników jego pogrzebu, a później z setkami tysięcy rozanielonych uczestników jego beatyfikacji. Czy to nie cud, Panie Krzysztofie? Czy Pan widział kiedy taką dawkę przeżyć przeżytych tak po ludzku? Przecież gdyby to była beatyfikacja Madonny lub Maradonny, lub któregokolwiek innego bożyszcza mas, to bez większej burdy by się nie obyło, a skądinąd wiemy, że nawet Maradonna pod względem ilości wzbudzanych uczuć jest prawie nikim przy naszym Karolu, nieprawdaż?
Nie neguję głównej tezy Kłoptowskiego, że o Karola Wojtyłę powinniśmy się spierać, wcześniej przedyskutujmy jednak ważniejsze fakty i pojęcia, bo tezy oparte na błędnych spostrzeżeniach są chyba mniej warte od tych spostrzeżeń.
Inne tematy w dziale Rozmaitości