Tomasz Terlikowski twierdzi, że deklaracja premiera Tuska w sprawie możliwości legalizacji związków homoseksualnych zobowiązuje katolików do wycofania swego poparcia dla Platformy Obywatelskiej (S24). Niekoniecznie. Stanowisko szefa partii to nie to samo co stanowisko partii. Poseł Raś tego pomysłu raczej nie poprze i chyba nie on jeden. Swego czasu połowa posłów PO jeździła na rekolekcje do Łagiewnik. Jak łatwo przewidzieć, każdy kandydat PO, który w trakcie zbliżającej się kampanii zadeklaruje, że sprzeciwia się legalizacji związków homoseksualnych, zbierze więcej głosów niż jego konkurent, który utożsami się ze zdaniem premiera, taka jest bowiem dynamika poglądów w społeczeństwie. Deklaracja złożona przez premiera Tuska ma zatem wieksze konsekwencje dla samego Tuska niż dla jego partii.
Po drugie, żeby wycofać swoje poparcie dla jakieś osoby lub partii trzeba mieć jeszcze pewność, że alternatywa jest lepsza. Taką alternatywą jest PiS, ale chyba nie pod każdym względem. W sprawach gospodarczych PiS wydaje się miejscami dziwnie bliski socjalizmowi. Kilka dni temu b. minister środowiska Szyszko utyskiwał w Radiu Maryja jak to Polska jest systematycznie wyprzedawana za bezcen, uznając tym samym formalną wyższość własności państwowej nad prywatną, czego nijak nie da pogodzić z katolicyzmem.
W Polsce mamy co najmniej jedną alternatywę, która jest zdecydowanie gorsza od PO z punktu widzenia etyki katolickiej, jest nią SLD, dlatego w sytuacji, gdy nie było by innej realnej możliwości zablokowania SLD w jej drodze do przejęcia władzy i realizacji jej obietnic (in vitro, legalizacjia homozwiązków), głosowanie na każdą partę, która mogłaby uniemożliwić SLD zwycięstwo, byłoby moralnym obowiązkiem każdego katolika. W obecnej sytuacji takie niebezpieczeństwo chyba nie istnieje. SLD jest trzecią siłą, szans na zwycięstwo raczej nie ma, tym mniej na samodzielne rządy, nie trzeba jej zatem blokować przez popieranie jakiegoś „mniejszego zła”. Wystarczy po prostu nie głosować na SLD, a głosować na PO lub PiS, niemniej SLD ma coraz większe szanse na rządy koalicyjne, bo sondaże, dając jej trzecie miejce w rankingu przy wyrównanych szansach jej konkurentów, to właśnie zapowiadają, a to paradoksalnie oznacza, że poparcie lub brak poparcia dla jednego z dwóch liderów sondaży, a więc PiS i PO, nabiera nowego znaczenia. Katolik jako wyborca nie ponosi wprawdzie bezpośredniej odpowiedzialności moralnej za koalicje zawierane przez jego ulubione ugrupowanie, ale jakąś pośrednią odpowiedzialność za to ponosi, dlatego powinien roztropnie przewidzieć także te koalicje. Deklaracja Donalda Tuska w pewnym sensie jest zapowiedzą tego, co byłoby możliwe w ewentualnej koalicji PO-SLD. Wyborca nie może z czałą pewnością przewidzieć kształtu powyborczych koalicji, może jednak dokładnie przepytać kandydatów, do jakich kompromisów są oni gotowi z tym lub innym ewentualnym koalicjantem.
Deklaracja Donalda Tuska uprzytamnia ponadto każdemu z nas, że łamigłówka naszej przeklętej przez zdrowy rozsądek wielomandatowej ordynacji wyborczej może prowadzić do całkowicie nieprzewidywalnych wyników. Skreślasz Mikołajczyk, a wychodzi Gomułka. Jeśli zatem wadliwa ordynacja nie pozwala wyborcy na wyłonienie stabilnej i przewidywalnej większości, to powinien on przynajmniej zrobić wszystko, żeby nie rozpraszać swoich głosów na małe ugrupowania, które ze swej natury destabilizują sejm, ale skupić swoją uwagę na głównych siłach i poprzeć w swoim okręgu tego kandydata, który niezależnie od przynależności partyjnej gwarantuje realizację katolickiej wizji życia społecznego, małżeństwa i rodziny niezależnie od wszystkich możliwych później koalicji, a więc także za cenę ewentualnego złamiania dyscypliny partyjnej czy nawet wystąpienia z partii. Bez dokładnego przepytania kandydata odnośnie jego poglądów i upewnienia się, że jego deklaracje znajdują jakieś potwierdzenie w jego dotychczasowej działalności, trudno będzie uzyskać pewność konieczną do odpowiedzialnego udziału w wyobrach, niemniej, rezygnacja z udziału w nich prawie zawsze byłaby czymś gorszym, oznacza bowiem rezygnację z odpowiedzialności za dobro wspólne.
Jedno jest pewne. Im trudniejsze do przewidzenia są ewentualne koalicje powyborcze, tym większe znacznie zyskują poglądy konkretnego kandydata, z uwzględnieniem dopuszczalnych dla niego granic kompromisu. Wybory już blisko. Najwyższy czas przepytać go dokładnie i bez znieczulenia.
Postscriptum
W sprawie legalizacji związków homoseksualnych stanowisko Kościoła jest jasne. Kościół jest zdecydowanie przeciw, a tam, gdzie nie można odstąpić od legalizacji, Kościół zobowiązuje katolików do maksymalnego ograniczenia praw homoseksualistów w zakresie możliwości adopcji i wychowywania potomstwa. Dotychczasowe wypowiedzi Magisterium moim zdaniem w niewystarczającym stopniu zwracają uwagę na potrzebę kształtowania kultury sprzyjającej harmonijnemu rozwojowi małżeństwa, rodziny i dziecka, dlatego uważam, że pierwszym obowiązkiem katolika działającego na forum publicznym jest bronienie samych pojęć i symboli, bo obrona pozbawiona czytelnego przekazu prędzej lub późnej może się okazać nieskuteczna. Małżeństwem jest jedynie związek mężczyzny i kobiety, konkubinatem jest ich związek nieformalny, a rodziną jest małżeństwo lub konkubinat obdarzone potomstwem. Związki homoseksualne bodaj we wszystkich kulturach były traktowane odrębnie jako formy zazwyczaj nietrwałe, niekiedy niejawne, bodaj nigdy w przeszłości nie formalizowane prawnie, a nadto mniej lub bardziej (w zależności od kultury) piętnowane przez ogół społeczeństwa. Istotna różnica między związkiem heteroseksualnym a związkiem homoseksualnym jest widoczna także w kulturach współczesnych, także tych najbardziej liberalnych, bo mimo utajnienia części danych personalnych obywateli, służby medyczne i społeczne notują większą nietrwałość związków homoseksualnych oraz większą ich podatność na rozmaite patologie, nie wyłączając samobójstw, uzaleleżnień i zachowań kryminalnych, co w praktyce nowoczesnego państwa oznacza także większe wydatki publiczne na przeciwdziałanie lub zapobieganie ich skutkom. Wydaje się zatem, że bez dokładnego, wieloaspektowego zbadania problemu, a zatem także bez ujawnienia większej ilości danych personalych, w tym także tzw. danych wrażliwych, związanych ze stanem zdrowia i praktykami seksualnymi, żaden ustawodawca na świecie nie może podjąć żadnej sensowej regulacji prawnej na rzecz osób homoseksualnych, może jedynie umożliwić tym osobom uzyskiwanie wzajemnych rękojmi na drodze notarialnej, co w Polsce jest chyba w pełni możliwe.
Bloger Dzida napisał obszerną polemikę, polecam: „A czy PO ma w ogóle program?”
Inne tematy w dziale Polityka