Krzysztof Szczerski, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, a prywatnie mój znajomy (witaj, Krzyśku!), krytycznie ocenia wizytę prezydenta Obamy w Polsce. W tekście opublikowanym na portalu wPolityce.pl rozprawia się dogmatami, które, jego zdaniem, zostały mocno zakwestionowane podczas tej wizyty. Uważam, że nie ma racji. Cytuję:
Dogmat 1: Polska musi trzymać się Niemiec, bo to najsilniejszy kraj w Europie i główny rozgrywający. Weryfikacja: Najważniejszym z punktu widzenia dyplomatycznego elementem wizyty Prezydenta USA w Europie był fakt, że Obama nie odwiedził Berlina, którego (o czym pisze się krytycznie w samych Niemczech) pozycja na arenie globalnej - po serii błędnych ruchów obecnego rządu federalnego na Wschodzie a zwłaszcza w kwestii Libii - gwałtownie zmalała i została po części zajęta przez Francję.
Bzdura. To, czego nie ma, w polityce nie ma większego znaczenia. Liczą się fakty. Obama nie odwiedził Berlina, bo mu to teraz do niczego nie potrzebne, ale pamiętamy, że był tam i odniósł wielki sukces, kiedy w poprzedniej kampanii potrzebne mu były w tle tłumy młodych pacyfistów najbardziej wtedy pacyfistycznego i antybushowskiego kraju w Europie. Teraz zaczyna kampanię w Chicago, a do tego potrzebne mu są zdjęcia z Polakami (uśmiechniętymi na myśl o wizach), z polskimi akowcami, demokratami, rabinami, rodzinami ofiar Smoleńska i to właśnie u nas dostał. Zdjęcie Marty i Jarsława z Barakiem to jedyna oficjalan fotografia Białego Domu z wycieczki do Polski. Nawet do mojego Nowego Sącza zwalili się niedawno ludzie z Chicago, którzy chcą trafić profesjonalnie ze swoim przekazem do Amerykanów, a więc także do tamtejszych Polaków, a gdzie ich lepiej zrozumieć, jak nie w miejscu, z którego ci Polacy kiedyś wyjechali i za którym tęsknią?
Druga bzdura, to słabnąca pozycja Niemiec. Sarkozy pręży muskuły w dawnych francuskich koloniach, chwała mu za to, bo tam się ludzie mordują za wolność, ale to nie on łata europejską gospodarkę. Rolników greckich, hiszpańskich, portugalskich (nie mówiąc o bankierach), a nawet francuskich ratuje cały czas głównie pani Kanclerz i jej podatnicy, główny płatnik UE. Niemcy chętnie oddadzą Sarkozemu wszystkie zasługi za rozwijanie demokracji w Afryce przy pomocy rdzewiejącego portaviona Charlesa de Gaulla i podstarzałych etandardów, bo sami mają znacznie wieksze wydatki na własnym kontynencie, a Obama bardzo chętnie odda oba te obwiązki Europejczykom.
Dogmat 2: Unia Europejska staje się globalnym graczem, polska polityka zagraniczna powinna być zharmonizowana z Brukselą. Weryfikacja: Obama nie tylko nie pojechał do Brukseli, ale też w ogóle nie wymienił słów "Unia Europejska" w swoich wystąpieniach (przedstawiciele UE byli jedynie gośćmi na szczycie G-8).
A od kiedy to UE jest mocarstwem w skali G? Jedyne co UE ma naprawdę mocnego w tej skali to urząd antymonopolwy, ale i on ledwie potrafi dać psztyczek w nos Windowsom i operatorom komórkowym. Wszystkie inne kompetencje gospodarcze UE są słabo skupione (i Bogu dzięki), więc UE nie ma czego szukać na G8. Gdyby istniało jakieś walutowe G3, czyli konferencja gospodarcza trzech głównych walut, to UE musiałaby się tam zjawić, ale nie cała, jeden Jean-Claude Trichet w zupełności by wystarczył. Ocenianie siły gospodarczej czy politycznej UE przez pryzmat udziału w szczytach G8 jest totalną pomyłką, bo UE powstała nie po to, żeby układać się z kilkoma krajami, ale przede wszystkim z całą resztą świata, która chce wjechać nielegalnie do UE lub legalnie coś w niej sprzedać lub kupić. G8 w tym akurat kontekście to zjazd handlarzy detalicznych.
Zarzucanie Obamie, że ominął Brukselę to jeszcze większa pomyłka. A z kim miałby tam rozmawiać? Z Buzkiem? Przecież go w USA nie znają. Chciałem go kiedyś sprzedać z wykładami na Gorgetown. Nie znali go i nie chcieli. Barroso niewiele lepszy, bo choć mówi w językach pięknie, to jednak kojarzy się Portugalią, a ta z PIGS, czyli z poważnymi kłopotami. Jeśli Obama chce powiedzieć swoim przyszłym wyborcom, że zna w Europie ludzi, którzy potrafią zbić bezrobocie i postawić na nogi gospodarkę, to Bruksela w ogóle nie jest dobrym adresem. Tam można jechać dopiero po wyborach. Głównie w celach charytatywnych, jeśli się jest prezydentem USA.
To co niedobre dla USA, wcale jednak nie musi być złe dla Polski. Mamy dużą, rosnącą wymianę z sąsiadami, dlatego dla nas Bruksela jest znacznie ważniejsza niż dla prezydenta USA w przedzień kampanii.
Dogmat 3: Należy poświęcić kraje naszego regionu dla realizacji zasady: Russia first! Weryfikacja: Obama przyjechał do Warszawy nie na rozmowy o Rosji i nie w uznaniu naszej polityki nowego otwarcia z Rosją, tylko do Polski definiowanej jako centrum niezależnego regionu środkowo-wschodniej Europy, czegoś odrębnego i swoistego, istniejącego bez kontekstu rosyjskiego; działanie w ramach "polskiego resetu" z Rosją nie podnosi naszego statusu, podnosi go natomiast, gdybyśmy konsekwentnie budowali koalicję regionalną.
Ten dogmat głoszą wyłącznie ci, którzy go krytykują, a nie ci, którym jest on przyklejany, zatem to nie dogmat, lecz insynuacja, a insynuacji nie trzeba weryfikować, wystarczy je lekceważyć. Obama zjawił się w Polsce na symbolicznym spotkaniu Mittle Europy, bo Sikorski ją rozwinął, a nie zwinął po Kaczyńskim. Jeśli Rosja się z tego nie cieszy, to jej problem, ale Russia first to jakaś obłąkańcza bzdura w stylu kondominium, więc nawet nie zamierzam z tym polemizować. Kto buduje Nord Stream? Czyje to pieniądze i czyj sukces? Dla ułatwienia dodam, że obywatel tego kraju, jest tam prezesem i pilnuje tych pieniędzy. Jeśli słuchy o tym, że ów obywatel może zostać szefem Gazpromu, świadczą o słabości Niemiec, a nie Rosji, to ja jestem Turkiem. Z drugiej jednak strony robienie w Polsce, czyli w sąsiedztwie Rosji, jakichś magicznych mega-resetów bez udziału Rosji jest dla mnie piramidalną bzdurą i zagrożeniem dla bezpieczeństwa. Rosję trzeba o wszystko pytać i o wszystkim informować, i robić swoje, gdy się z tym nie zgadza, zawsze jednak słuchać uważnie jej argumentów, tak samo uważnie jak argumentów wszystkich innych partnerów, bo lekceważenie kogokolwiek jest zwyczajną kpiną z samego siebie.
Dogmat 4: Pod obecnymi rządami jesteśmy sprawną i profesjonalną dyplomacją a jedynym z naszych celów jest budowanie wpływów Polski w krajach bałkańskich. Weryfikacja: pod względem umiejętności dyplomatycznych Szczyt Środkowoeuropejski był katastrofą, doprowadziliśmy bowiem do nieobecności dwóch prezydentów południowej Europy i to dwóch, na których powinno nam bardzo zależeć - Serbii oraz Rumunii; oba te państwa odgrywają w regionie ważną rolę i aspirują do jeszcze ważniejszej; Serbia jest na drodze do Unii, a Rumunia jest kluczowym krajem w układzie bezpieczeństwa (...).
Bzdura. Po czystkach na Bałkanach wiele jeszcze wody upłynie w Dunaju zanim wszyscy tamtejsi prezydenci zechcą usiąść ze sobą przy jednym stole. To, że brakowało kilku osób stamtąd jest sytuacją normalną, dowodem na to, że tamtejsi politycy pracują i coś znaczą, mają swoje kampanie, które zamierzają wgrać. Serbowie zresztą w tych dniach wyszli z trzeciej ligi i znów mogą siedzieć przy stole. Przestali udawać, że nie potrafią znaleźć Mladica.
Pamiętam niezwykle zabiegi Niemiec i Francji u wszystkich kandydatów do EU w czasie prac nad Traktatem, zwłaszcza w kwestii sposobu liczenia głosów. Małe kraje EE przyłączały się wtedy do tych największych w EU15, bojąc się jakby, że w gronie państw średnich będą znaczyć jeszcze mniej. Niewątpliwą zasługą Sikorskiego jest to, że teraz cała EE znowu potrafi być razem w sprawach, które dotyczą jej samej, także wobec EU i USA. Nikt chyba nie potrafi ocenić jak silna jest to wola, zdaje się wciąż marna, ale to co można było sprawdzić w Warszawie, zostało zweryfikowane pozytywnie.
Dogmat 5: Obecne polskie władze nie są "jeleniami" na amerykańskim pasku. Weryfikacja: To po co, jak jelenie, poparliśmy słowa Obamy o rozwiązaniu izraelsko-palestyńskim bez konsultacji w Unii; słowa, z których teraz amerykańska dyplomacja stara się delikatnie wywikłać? najlepszy dowód, że prezydent Obama nawet za to nasze publiczne poparcie oficjalnie nie podziękował.
Rozwiązanie izraelsko-palestyńskie jest obecnie wciąż na etapie węzła gordyjskiego, więc społeczność międzynarodowa powinna jeszcze nieraz dobrze zamotać tym, co chce rozwiązywać, żeby przypadkiem nie ogłaszać zbyt przedwcześnie, że nie ma problemu tam, gdzie jest on wciąż wyjąkowo silny. Znając rolę USA na Bliskim Wschodzie trudno popełnić kardynalny błąd popierając tam Stany w sprawach ogólnych. Szerokie konsultacje będą potrzebne dopiero wtedy, gdy sprawa stanie się szczegółowa, na razie taka nie jest, nawet w kwestii kalendarza. Obama zadeklarował gotowość i wysiłki na rzecz, w tym zawsze warto go poprzeć, a ponieważ poparcie w tak ważnych sprawach jest kwestią przyzwoitości nie heroizmu, dlatego pod żadnym pozorem nie wolno się spodziewać z tego tytułu żadnych podziękowań.
Dogmat 6: dyplomacja to skuteczność, a nie gesty. Weryfikacja: Wizyta Prezydenta USA pozostawiła po sobie dorobek taki, jakby jej wcale nie było; niektórzy próbowali podpowiedzieć rządowi, co mogłoby się w jej czasie konkretnego wydarzyć: albo poważne wystąpienie Obamy o przyszłości relacji transatlantyckich po kryzysie gospodarczym (np. na uniwersytecie albo w polskim parlamencie), albo umowa o stacjonowaniu wojska amerykańskiego w Polsce, albo publiczne wsparcie inwestycji energetycznych, albo oficjalne rozpoczęcie wspólnych działań na rzecz demokracji w Afryce Północnej, albo choćby przekazanie informacji o katastrofie smoleńskiej... możliwości było wiele, a skończyło się niczym.
Mam nieodpoarte wrażenie, że to samo widzimy zupełnie inaczej. To, czego dla Szczerskiego nie ma, dla mnie jest i to bardzo wyraźnie, a ponieważ zostało powiedziane bardzo precyzyjnie i bardzo spokojnie, staje się czymś badziej pewnym niż obietnice wygłaszane na viviat i na złość komuś, o kim Szczerski wyżej mówi, że tylko bez niego i tylko wbrew niemu można być sobą samym.
Inne tematy w dziale Polityka