Spotkania uczniów ze zmartwychwstałym Jezusem posiadają pewien stały schemat. W pierwszej chwili uczniowie są zaskoczeni, zdziwieni, a nawet zatrwożeni tym, co widzą, niekiedy nie potrafią nawet rozpoznać swojego Mistrza, jednak parę chwil później, po słowach powitania, a czasem — jak w drodze do Emaus — po dłuższej rozmowie na temat biblijnych zapowiedzi mesjańskich w ich sercach pojawia się radość i pokój, a w końcu pewność, że ich Pan żyje. Najpierw zaskoczenie i niepokój, potem uspokojenie wynikające z rozpoznania osoby, a w końcu głębokie przeświadczenie, na które nie sposób zdobyć się o własnych siłach, a które przynosi sama obecność Zmartwychwstałego.
W czasie każdego z tych spotkań inicjatywa należy wyłącznie do Jezusa, który ponadto dostosowuje swoje zachowanie do dynamiki emocjonalnej swoich rozmówców. Zjawia się dyskretnie, niekiedy niepostrzeżenie, jakby nie zamierzał ujawnić, że zawsze był blisko, a niekiedy przez pewien czas ukrywa swoją tożsamość za zasłoną anonimowości, jakby chciał pozwolić innym być bardziej niż sobie. Ta początkowa dysproporcja nie jest przypadkowa. Jezus wie, że jego nowa, bosko-ludzka egzystencja ma charakter przemożny i uniwersalny, co jego starych przyjaciół może wprawiać w niemałe zakłopotanie, dlatego świadomie ją ogranicza; najwyraźniej chce zachować stare, zażyłe więzi, a jednocześnie dać początek nowym relacjom, biegnącym wprost ku Bogu, już bez żadnych zapośredniczeń.
Uczniowie rozpoznają swojego mistrza po gestach i słowach wyjętych niczym cytat z jego wcześniejszego życia, natomiast jego ukrytą wcześniej boską egzystencję rozpoznają w pierwszej chwili tylko w aspekcie obecności, wolnej i przenikliwej, wyzwolonej z ograniczeń czasu i przestrzeni, tak jakby wszystkie inne cechy tej niepojętej egzystencji wciąż były jeszcze dla nich zbyt trudne do przyjęcia. Nowa, nadprzyrodzona rzeczywistość tak bardzo ich zaskakuje, że choć mają czas, żeby ją przemodlić, przedyskutować i przemyśleć, w czasie każdego spotkania ze Zmartwychwstałym reagują według podobnego schematu. Są przejęci i zaskoczeni. Nikt przed nimi i nikt po nich czegoś podobnego nie przeżył.
Opisując pierwsze zjawienie się Jezusa w wieczerniku, Łukasz wzmiankuje, że uczniowie są zatrwożeni i wylęknieni (ptoéthentes, émfoboi), używa tych samych przymiotników, których wcześniej użył dla opisania emocji uczniów podczas nocnego spotkania z Jezusem kroczącym po jeziorze. Wtedy mieli wrażenie, że widzą zjawię (fantásmá), teraz ich wyobraźnia rozpoznaje ducha (pneûma), a zatem błądzi jakby trochę mniej, być może dlatego, że chwilę wcześniej wszyscy zebrani w wieczerniku wysłuchali opowieści o niezwykłym spotkaniu z Jezusem w Emaus. W czasie tego opowiadania Jezus ożył w ich wyobraźni, a mimo to, kiedy zjawia się wśród nich osobiście, początkowo nie są w stanie uwierzyć, że to naprawdę on.
Jezus zdaje sobie sprawę z tych trudności. Przekazuje uczniom znak pokoju, a następnie precyzyjnie opisuje ich stan zakłopotania, używając jednak innych określeń niż narrator. Nie odwołuje się do zdarzenia na jeziorze, ale do przeżyć swojej matki w czasie zwiastowania anielskiego. Ona również czuła się zmieszana (diatarasso) i to nawet bardziej niż oni (tarasso), potrafiła jednak zająć aktywną postawę wobec tych wątpliwości, nie przestawała ich bowiem rozważać (dialogidzomai), rozmawiać o nich z Bogiem, a tym samym w jakimś stopniu panować nad nimi, tymczasem w sercach apostołów te wątpliwości (dialogismoi) rządzą się jakby własnymi prawami, wstępując (anabaino) coraz wyżej niczym wrogie armie wstępujące po stopniach jerozolimskiej świątyni.
To, co dzieje się później, nawiązuje do symboliki eucharystii. Jezus prosi uczniów o kawałek ryby, drobny element widzialnego świata, aby przy jego pomocy dowieść, że jest prawdziwym człowiekiem, tym samym, który kiedyś pięcioma rybami nakarmił tłumy, a zarazem Bogiem, powstającym właśnie z grobu niczym prorok Jonasz ocalony z Bożej łaski przez wielką rybę. Zwyczajna potrawa, prosta jak chleb, ma przypomnieć uczniom, że wiara jest także ich dziełem. Bóg prosi człowieka o wiarę nie jak o dobrą radę, co nic nie kosztuje, ale jak o ostatni kawałek chleba, bo sam daje wszystko, bez reszty i nie wymawiając.
Z ewangelii na 3. Niedzielę Wielkanocy
On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz on rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam” (Łk 24, 36–39).
Tekst w pierwotnej wersji ukazał się kilka lat temu w „Dzienniku Polskim”. Nie byłem w stanie przygotować go na wczoraj, więc zamieszczam dzisiaj.
Inne tematy w dziale Rozmaitości