Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
1132
BLOG

Pasterz i najemnik

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 21

Etycy biznesu zgodnie przyjmują, że współczesny kapitalizm cierpi na dwie choroby. Pierwsza ma charakter legalny i polega na wypłacaniu niebotycznych pensji menadżerom wielkich korporacji, a druga nosi miano „kreatywnej księgowości” i polega na dyskretnym łamaniu prawa. [1]

Środowiska lewicowe zawsze potępiały kapitalizm za nierówną dystrybucję zasobów, jednak tym razem nie chodzi o naruszanie zasady równości, ale o nieskuteczność motywacji, jaką stanowią wysokie wynagrodzenia za pracę. Firmy traktują je jak przynętę, na którą można złowić najlepszych specjalistów w branży, czasem okazuje się jendnak, że one same nie potrafią skutecznie bronić się przed dobrze skrywanym brakiem kompetencji swoich menadżerów.

Sama nierówność dochodów nie jest wielkim problemem, bo prawie we wszystkich krajach, w których dysproporcje społeczne rosną, sytuacja materialna najuboższych również się poprawia, problemem jest natomiast to, że tam, gdzie najcenniejszą wartością jest odpowiedzialność za innych i za przedsiębiorstwo, motywacja w postaci kosmicznych pensji nie jest w stanie zagwarantować sukcesu, a czasem wręcz przeciwnie – prowadzi do strukturalnych dysfunkcji i bankructwa, jak to miało miejsce w przypadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers.

Jeszcze większym problemem jest tzw. „kreatywną księgowość”, na którą cierpią nie tylko prywatne firmy, ale i państwa. Praca na kilku etatach, z których żaden nie jest dobrze wykonany, a wszystkie opłacone suto z kieszeni podatnika, czy świadczenie usług medycznych wirtualnym pacjentom, z których żaden de facto nigdy nie widział lekarza, to tylko część ogromnej góry wydatków obciążającychj budżet nieuczciwym zyskiem kilku oszustów. Zróżnicowane formy własności oraz nowe instrumenty finansowe dostępne małym i wielkim korporacjom pozwalają ich nieuczciwym menadżerom na łamanie starej jak świat zasady, w myśl której realnych strat nigdy nie wolno księgować po stronie realnych zysków, a długów konsumpcyjnych nazywać inwestycyjnymi, bo z czasem obraca się to nie tylko przeciw winowajcom, ale przeciw wszystkim, jak to miało miejsce w przypadku spółek akcyjnych Fannie Mae i Freddie Mac, operujących na wtórym rynku nieruchomości i hojnie wspieranych przez amerykańskie władze.

Schorzenia młodego polskiego kapitalizmu, podobnie zresztą jak choroby naszej młodej demokracji, wykazują wiele cech wspólnych z typowym dla nastolatków deficytem ojcostwa. Nieodpowiedzialni menadżerowie, despotyczni dyrektorzy i pracownicy pozwalający swoim szefom niemal na wszystko cierpią na tę samą duchową przypadłość, jaką w inny, bardziej ekstatyczny sposób manifestują gwiazdy ekranu, a która w istocie jest formą posttotalitarnego sieroctwa i zapewnie czegoś jeszcze, zważywszy na długi czas, jaki minął od upadku komunizmu. Lekarstwa na te wewnętrzne słabości warto poszukać w Ewangelii.

W mowie wygłoszonej po uzdrowieniu człowieka niewidomego od urodzenia Jezus zawarł sugestywną wizję duchowego ojcostwa. Ideał dobrego pasterza (poimén kalós) przeciwstawił tam wizji krnąbrnego najemnika (misthotós). Ten pierwszy dobrze zna swoich podopiecznych, zwraca się do po imieniu, jak do członków najbliższej rodziny, zawsze potrafi się z nimi porozumieć, a w razie potrzeby oddaje za nich życie, natomiast ten drugi nie jest zdolny do żadnej ofiary, więc w chwili zagrożenia ucieka, narażając tym samym swoich podopiecznych na wszystko, co najgorsze.

Dla uczniów Jezusa te słowa musiały być sporym zaskoczeniem. Kultura helleńska proponowała wtedy własny wzorzec dojrzałości, ideał obywatela pięknego i dobrego (kalós kai agathós), zdolnego podjąć wszystkie zadania, jakie postawi przed nim państwo, wygrać wybory, bitwę, a nawet olimpiadę. Ideał ten znalazł swój wyraz także w sztuce. Wyciosani w chłodnym marmurze greccy bogowie nie wyglądali na ludzi zdolnych do empatii,  przypominali raczej tęgich osiłków, którzy każdą słabość potrafią odbić muskułem.

W tradycji żydowskej ideał króla-atlety zyskuje pewną popularność w czasach sędziów takich jak Jefte i Samson, szybko jednak ustępuje miejsca ideałowi mądrego i pobożnego króla, który odnosi swoje zwycięstwa dzięki sprytowi i wyrafinowanej strategii, nie dzięki sile mięśni, zaś w wolnych chwilach komponuje nabożne psalmy, śpiewane później przez lud i przez kapłanów. Uosobieniem to ideału jest Dawid. W okresie późniejszym, kapłańskim, po upadku obu królestw, duchowym ideałem Izraela staje się mąż sprawiedliwy (tsadik), „który upodobał sobie w Prawie Pana i rozmyśla nad nim dniem i nocą” (Ps 1, 2). Bóg jest dla niego najwyższą wartością, czego wyrazem jest wierne przestrzeganie Prawa, a on sam jest przede wszystkim człowiekiem modlitwy.

Ideał przedstawiony przez Jezusa szedł dalej. Zawierał w sobie pewien element kształcenia i osobistego rozwoju obecny we wzorcu greckim, ale w żaden sposób nie absolutyzował tego wymiaru, o czym miał się przekonać młodzieniec, który do Jezusa przyszedł z prośbą o radę, a zarazem sam nie był gotów powierzyć mu ani swoich lęków, ani planów.

Ojcostwo zaponowane przez Jezusa to ideał duchowy, przeniknięty modlitwą, wolny od absolutyzacji litery Prawa, której nie ustrzegły się niektóre wersje judaizmu. Najcenniejszą i bodaj najbardziej osobliwą cechą chrześcijańskiego ojcostwa jest  wielkoduszność, wyrażająca się w pełniej odpowiedzialności za innych, a zarazem uzdalniająca do podjęcia takiej odpowiedzielności, oraz miłość obejmująca wszystkich, w tym także nieprzyjaciół, zdolna do daru z życia. Jezus proponował swoim uczniom, śmiertelnikom, ideał, którego wcześniej nikt nie ośmielił się zaproponować żadnemu z pogańskich bogów. Przed Chrystusem, nie tylko Zeus i Prometeusz, ale nawet Mojżesz i Abraham miewali swoje słabości, których w żaden sposób nie chcieli uznać.

Kościół bardzo szybko podjął to zaproszenie. Już w dniu zesłania Ducha Świętego Piotr wygłosił swoim rodakom trudne przemówienie, pełne wiele niewygodnych prawd, nikt jednak nie obraził na niego z tego powodu, bo słuchając wzruszonego Piotra, każdy miał pewność, że słyszy także Ojca, zatroskanego o los swoich dzieci. Podobną dojrzałością musieli się cechować także następcy św. Piotra, zwłaszcza ci, którzy sami byli wcześniej niewolnikami, wyzwoleńcami, ludźmi znikąd. Dojrzała ojcowska miłość była ich jedyną legitymacją. Nikt nigdy lepszej nie potrzebował.

 

Z ewangelii na 4. niedzielę wielkanocną

Jezus powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza”. (J 10,11-12)

 

[1] Por. Business as a Calling. Interdisciplinary Essays on the Meaning of Business
From the Catholic Social Tradition [ebook]. Michael Naughton and Stephanie Rumpza (eds.). Univ. of St. Thomas. 2004.

 

Rozszerzona wersja tekstu drukowanego kiedyś w „Dzienniku Polskim”.

 

 

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Polityka