magazynier-1 magazynier-1
217
BLOG

Znowu coś dobrego, a nawet baaardzo dobrego: Korespondencja św. p. Zyty Gilowski

magazynier-1 magazynier-1 Polityka Obserwuj notkę 2

"Pana nową książkę JUŻ KUPIŁAM - tzn. czekam na odbiór. ... Będę wiernie kupować wszystkie Wasze książki - i Pan i Coryllusa (ależ to jest narwaniec) - dla siebie i moich najbliższych (syna i siostry). A Wy piszcie." (List 32, str. 146) Są to własne słowa p. Gilowskiej.

Kto ma pisać? Panowie Maciejewski i Osiejuk. Słyszycie to państwo? Dwóm największym „oszołomom-opętańcom” trzeciej, czy której tam RP, pani Zyta Gilowska robi promocję. I to jaką! Jedna z pierwszych dam polskiego Parlamentu, teraz już świętej pamięci, prawda o której jest w tej naszej RP nieco już zaciemniona, zostawia Maciejewskiemu Coryllusowi i Osiejukowi Toyahowi, nakaz-testament: „A Wy piszcie.” „A Wy piszcie...” Ciemny gwint! „A Wy piszcie ...”
„Wy” pisane dużą literą. Nic nie zmyśliłem. Lepszą recenzję (całego ich pisarstwa) trudno sobie
po prostu wyobrazić.
Skąd wzięty jest ten tekst? Z książki, której tytułu nawet nie muszę wymieniać, jest ona albowiem, najbardziej przemilczaną książką tej naszej RP.
A cisza o niej aż dzwoni w naszych umysłach.
Ale dla zadośćuczynienia wymogom rzetelnej informacji podaję tytuł: O samotnej wyspie, zapomnianej łodzi i oceanie bez kresu. Listy od Zyty Gilowskiej, Klinika języka, Szczęsne, 2016.
Ciągle dostępna w internetowej księgarni Baśń jak niedźwiedź w cenie niezwykle przystępnej jak na taki dokument historyczny.

 image

W tym momencie uprzedzam, że zbanuję każdego pana lub panią, który-która zechce sugerować nawet, że p. Gilowska była już osobą chorą i nie wiedziała, co robi, albo że obaj panowie „opętańcy” omamili ją swoimi retorycznymi sztuczkami. Bo jest to po prostu bezczelne kłamstwo. Pani Gilowska była osobą o niezwykłej inteligencji i zmyśle krytycznym, nawet gdy dotknęło ją cierpienie.
Okazją do przypomnienia tej książki wydanej ledwie kilka miesięcy temu, jeszcze ciepłej, była lubelska konferencja z okazji pierwszej rocznicy śmierci p. Gilowskiej (KUL 24.04.br.), na której prezes Jarosław Kaczyński wygłosił swoje przemówienie wspominając ją jako „osobę o przekonaniach liberalnych i społecznej wrażliwości”.
Warto wysłuchać tę wypowiedź p. Kaczyńskiego: https://www.youtube.com/watch?v=0UuhCITHyo0
Warto, ponieważ p. Kaczyński stara się uczciwie oddać całą sprawiedliwość pani Zycie. Jest to ciekawa i długa wypowiedź. W pewnym momencie, prawie pod koniec, żeby odróżnić ją od twardych liberałów gdańskich, pan Kaczyński podkreśla jej zaangażowanie w politykę finansową na rzecz również najuboższych w naszej Ojczyźnie. Ponieważ chcę skupić się na wybranych fragmentach książki, nie będę cytował tych dwu czy trzech zdań. Chodzi mi o to, że konkluzją tych kilku słów jest opis pani Gilowskiej jako „osoby o przekonaniach liberalnych i społecznej wrażliwości”. O wrażliwości i inteligencji pani Gilowskiej nie trzeba przekonywać tych, którzy przeczytali tę książkę. Pozostają tylko te jej „przekonania liberalne”. O nich w konkluzji tego tekstu. Najpierw o korespondencji i o książce.
Pani Gilowska była nie tylko osobą o wrażliwości społecznej. Miała również wrażliwość moralną, duchową, która łączyła się bezpośrednio z jej patriotyzmem i troską o sprawy publiczne. Widzimy to w tym samym 32-gim liście:
„Straszne były te przeczucia śp. Leszka Kaczyńskiego ('o ile będę żył ...'), do mnie też tak powiedział parokrotnie. Za każdym razem byłam zdumiona i zdziwiona i za każdym razem Go 'poprawiałam'. Po raz ostatni powiedział tak do mnie 19 lutego 2010. A potem ja – sama nie wiem, co mnie wtedy napadło – powiedziałam do niego 'trzymam kciuki'. Przez telefon. I to był piątek 09.04.2010 około 20:00. W przeddzień. No i teraz ja mam sporo niedobrych przeczuć.”
Wychodzi na to, że Ich trzeba wspominać razem, prezydenta Lecha i p. Zytę. Ludzie, którzy coś robią dla Polski, dla nas, nie mogą liczyć na długi żywot, albo muszą ostro grać i mieć szczęście.
Daj Boże!
Cześć Ich pamięci!
Książka, o której tu mowa, zawiera również wybór tekstów pana Osiejuka, które szczególnie podobały się pani Gilowskiej. Same tytuły mówią za siebie, mówią o tym polskim, inaczej tego nie umiem określić, właśnie o polskim realizmie pana Osiejuka. O ich doskonałej stylistyce nie będę tu pisał, bo i tak pan Osiejuk, przygada mi, że wazelinuję.
Szczerze? To mało powiedziane. Ja po prostu ociekam wazeliną, kiedy to czytam, a raczej spływa ze mnie i we mnie jakiś eliksir o słodko-cierpkim smaku i głębokiej bordo-purpurze najlepszego rocznika Burgunda.
Jakież to tytuły pani Gilowska wskazała, komentując je po prostu w korespondencji? Na przykład „O Polsce suwerennej i jej największych skarbach”. Jest w nim i atmosfera konferencyjnego spotkania w Katowicach Kaczyńskiego, Gilowskiej, sympatyków i działaczy PiS, i również długi cytat streszczający realistyczną „doktrynę” pani Gilowskiej, a między jego wierszami apologia polskiego kapitalizmu katolickiego. Jakiego? Ano ziemiańskiego, mili państwo, ziemiańskiego!
Inne tytuły: „Samotność długodystansowca”, „Walczymy w cierpieniu. Jest pięknie”, „O okręcie i włosach na głowie”, „Rok 2011”, „Gdy niebo milczy”, „O k...ach, idiotach i czarnym libido”, „Za co przyjdzie komu odpowiedzieć” ...
Starczy. Resztę przeczytajcie, mili państwo, sami. I nie zapomnijcie o ostatnim tekście „Wyspa” o tej tytułowej samotnej wyspie, zapomnianej łodzi i oceanie bez granic. Zamieszczenie tego tekstu jako konkluzji całej książki, to po prostu maestria kompozycji, i to kompozycji znaczeń, które budzą w nas myśli i uczucia głęboko zapadające w świadomość. 

Teraz obiecany komentarz do podkreślenia przez pana Kaczyńskiego „przekonań liberalnych” Zyty Gilowskiej. Jest to o tyle problem, że sama pani Zyta pisze w innym swym liście (44), odpowiadając na pytanie innego blogera o walkę między Kościołem a kapitalizmem, w następujący sposób: "Nie wiem, co to jest 'kapitalizm'. To jakaś propagandowa zbitka. Na pewno wrogiem Kościoła Powszechnego jest korporacjonizm, ale tenże przyjmuje postać państw!"
Zatem kapitalizm nie pokrywa się z liberalizmem. I to się zgadza. Gdy myślimy o ich znaczeniu ideologicznym, kapitalizm i liberalizm to prawie jedno i to samo, ale tylko wtedy. Są czymś innym, jeśli mówiąc o kapitalizmie mamy na myśli pracę i walkę (walkę o popyt i walkę z biurokracją) zmierzającą do zwiększenia zysku. Bo wówczas kapitalizm przestaje być doktryną. Liberalizm natomiast doktryną jest zawsze. Trudno mówić o Billu Gatesie czy o Davidzie Rockefellerze jako o liberałach, chociaż pewnie zawsze podkreślali oni pełną zgodę wobec doktryny liberalnej. Soros (mimo że jest bankierem i inwestorem), nadto Sachs i Balcerowicz, mimo że są wszyscy trzej w zasadzie marksistami (dokładniej trockistami, Soros z pewnością nim jest, Balcerowicz po okrągłym stole aspirował do trockizmu i udało się mu, podejrzewam, że również Sachs), jak najbardziej kojarzą się z doktryną liberalną, są oni albowiem doktrynerami. Są oni również inwestorami, ale raczej nie przedsiębiorcami, albowiem ich inwestycje są lokowane w przedsięwzięcia propagandowe, jeśli w finansowe, to w wielkiej skali zmierzają raczej do grabieży (FOZZ, schładzanie gospodarki) i zbankrutowania swoich rywali ideowych, względnie narodów zwasalizowanych, w celu udowodnienia „skuteczności” monetarnej wersji marksizmu, czyli torckizmu. W rezultacie jako hasło doktrynalne kapitalizm staje się zaprzeczeniem swoich zasad wyjściowych, zwłaszcza tzw. wolnego rynku, gdy wielki przedsiębiorca zdobywa protekcję państwową (biurokratyczną i bankową). Wtedy pojęcie kapitalizmu staje się zbitką propagandową, a może nawet zasłoną dymną dla faktycznych antyrynkowych praktyk. Zatem jako doktryna „kapitalizm” jest zbitką propagandową. I to się również zgadza. Co więcej, pokażcie mi państwo wolność owego rynku. Gdzie ona, do cholery, się chowa? W którym zakamarku? W której z najciemnejszych bram? Rynek jest. Owszem, być musi, z niego żyjemy. Ale jego prawidła czegoś tej wolności za dużo dać nie chcą. Zbitka propagandowa?
Ja wiem, że pan Kaczyński będzie się upierał i nawet będzie miał miażdżące argumenty. Bo ją lepiej znał ode mnie, szarego żuczka, żuczka mądrali. Bo ona, powie pan Kaczyński, zawsze miała na myśli rynek, a nawet wolny rynek. Ale panie Prezesie, o rynku myślą nie koniecznie doktrynerzy. O nim intensywnej i realistyczniej myślą praktycy. A sam pan złożył świadectwo o niezwykłej sprawności pani Gilowskiej w zarządzaniu finansami. Mieliście przecież nadwyżkę. I ja się z tego cieszę ogromnie. Pokazuje to albowiem nie tylko pana umiejętność w doborze sojuszników, ale również to, że pani Gilowska była realistką i praktykiem, a nawet przedsiębiorcą, rządowym, ale w pełnym wymiarze. Nie była doktrynerką.
Stąd docenienie z jej strony i sympatia dla dwu antydoktrynerów wyżej wymienionych, niesłusznie okrzykniętych „opętańcami” przez znanego nam wszystkim publicystę doktrynera. Nazwanych tak i zniesławionych, dlatego, że podnosząc bluźnierczą rękę na doktrynę (endecką i socjalistyczną) pokrzyżowali szyki układowi propagandowemu, który niestety bardzo głęboko wpisał się w media deklarujące poparcie dla dobrej zmiany. Być może było to czymś nieuniknionym.

modlitwa, czytanie, sport, pisanie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka