magazynier-1 magazynier-1
408
BLOG

Coś BAAARDZO DOBREGO i ciepłego jeszcze: Gabriel Coryllus Maciejewski 'Socjalizm

magazynier-1 magazynier-1 Polityka Obserwuj notkę 4

image



Tekst jest długi, zatem jeśli brak czasu, czytajcie go na wyrywki. Tu spis treści:

1. Grafiki Bereźnickiego

2. Pierwszy rzut oka na książkę i przygody z portretem Żeromskiego

3. Przygody z tytułem książki

4. Juma i rewolucja

5. Metoda Coryllusa

6. Styl Coryllusa i Bereźnickiego

7. Wskazówki co do dyskusji, bardzo ważne.


Lubię książki z obrazkami i to bardzo. Te zaś obrazki w Socjalizmie i śmierci pióra Gabriela Maciejewskiego, wielce nietypowe grafiki Tomasza Bereźnickiego odstawiły daleko w tyle moje oczekiwania. Znałem przecież jego styl z memiksów. Czemu zatem odstawiły jak samotny Szurkowski (pamiętacie go, nieprawdaż) cały peleton kolarski moich wyobrażeń? Wyjaśnię to na końcu tego tekstu.

Zatem jak przystało na wstecznego inteligenta zacząłem od obrazków. Przeczytałem tylko dwa wstępne, wytłuszczone cytaty i musiałem lecieć do miasta, z wielkim niedosytem i łaknieniem. Za drugim razem dla odmiany skupiłem się na … obrazkach. Nałóg jakiś, powiecie mili państwo. Nie. Po prostu predystynacja. Za tym drugim razem książka po prostu otworzyła się sama na moim ulubieńcu, na miszczu Stefanie, ma się rozumieć Żeromskim, na tym portrecie miszcza sjerdceszczipatielnoj progresiwnoj litieratury, tam gdzie zaczyna się rozdział „Siłaczka”. I mało mnie nie zgięło w pół. Nie będę psuł wam dowcipu. Sami sobie zobaczcie. Kupcie albo pożyczcie, ale zobaczcie sami. Po prostu mistrzostwo, prawdziwe mistrzostwo podstępu (nie mylić z miszczostwem). Tak zażyć z mańki oglądacza potrafi mało kto. Tylko jeden zdradzę szczegół, który zresztą zobaczyłem na końcu oglądactwa. Ten adidas, czy inny nike. To mnie rozłożyło dokumentnie.

A problem potęguje jeszcze ten fakt, że grafikę pana Bereźnickiego nie można określić jako satyryczną. I ten metaforyczny portret Żeromskiego również wychodzi poza konwencję satyryczną. Dlaczego, nie pytajcie. Wychodzi i już.

Zgaduję, że dama na grafice pana Bereźnickiego niewiele ma wspólnego z prawdziwą bohaterką żeromskiej Siłaczki, tak jak niewiele wspólnego ma bohaterka stworzona przez Żeromskiego, tytułowa samobójcza Siłaczka z jej faktycznym pierwowzorem, Faustyną Mokrzycką. Mamy bowiem portret zdjęciowy tej pani na końcu książki. Jest zatem żeromska bohaterka i jej wyobrażenie na grafice pana Bereźnickiego karykaturą prawdziwej i tragicznej postaci Faustyny Mokrzyckiej. Tragicznej z zupełnie innych powodów niż stefano-pochodna nauczycielka poświęcająca się dla ubogich, chłopskich dzieci. Powody te są znacznie poważniejsze i życiowe, i razem budzące wiele podejrzeń. Jakie one są, zostawiam wam do własnego śledztwa.

Nie mogę opędzić się od tej jednej dręczącej myśli związanej z tytułem tej powieści. Prześladował on bowiem wielu internautów od co najmniej dwu lat. W moją podświadomość wrył się tak głęboko, że ja w pierwszym odruchu już inaczej nie umiem go zapisać jak tylko Śmierć socjalizmu. Tak samo teraz: chcąc napisać tytuł książki Coryllusa walnęły mi się najpierw tłuste jak meksykańskie byki litery ŚMIERĆ SOCJALIZMU. Głodnemu, powiecie, chleb na myśli. Wszak wolno, odrzeknę ja, pomarzyć głodnemu o pachnącej, czerstwej piętce chleba żytniego, z gęsim smalcem na ten przykład (jak u mojej babci), albo o świeżym ogórku z miodem (jak u Pawlikowskiego), albo o tych hektarach uprawnych w powiecie mołodeczniańskim czy bobrujskim, z lasem na dokładkę, z własną bryczką i parą karych koni, w stajni zaś, dajmy na to, kilka arabów, nie do bryczki bynajmniej, takich co to, potrafią zrobić zwrot w koń, albo o koncie bankowym opiewającym na liczbę sześciocyfrową. Wolno, nieprawdaż?

No dobra, mniejsza o te nasze konta, tę naszą rozdrapaną ziemię, tę oszukaną niepodległość i te złodziejstwa bohaterów powieści Maciejewskiego i ich pogrobowców. Bo jest to opowieść, co się zowie, ten pierwszy tom Socjalizmu i śmierci. Trzyma czytelnika za gardło i nie chce puścić. I ten tytuł. Sami powiedzcie, mili państwo, jak tu uniknąć tego przekręcenia właściwego a pięknego tytułu? Tylko Śmierć socjalizmu. Inaczej być nie chce.

Gdyby nie obowiązki belferskie i rodzinne, wciągnęłaby mnie ta opowieść w ciąg. Łyknąłbym ją, a ona mnie w ciągu dwu wieczorów.

Teraz znowu będzie o jumie i rewolucji. Powracają one jak bumerang. Zgryzoty prowincjonalnej egzystencji nie pozwalają o ich związku zapomnieć. Czemuż zatem ośmielam się obarczać winą za historyczny rabunek męczenników niepodległości ludowo-socjalnej, takich jak Stanisław Mendelson, Ludwik Waryński, Marcin Kasprzak, Ignacy Daszyński, Ludwik Krzywicki, Stefan Żeromski, Władysław Grabski wraz z Janem Ludwikiem Popławskim (prekursorzy Narodowej Demokracji), opisanych przez Coryllusa zwięźle a podstępnie, samych bojowników o wolność uciemiężonych, którzy byli zwali oną jumę sprawiedliwością dziejową?

Przecież nie o całą obwiniam, bo całość, jak wiemy, rozłożono nam na dwieście z okładem lat. Tylko o kolejny jej etap. Lubo (chociaż) był to etap kluczowy, sine qua non (bez którego nic), otwierający kanał wprost do bankrutacji ziemian przez parcelację, do zubożenia części włościan gospodarujących na gorszych ziemiach, zależnych od wielkich gospodarstw ziemiańskich (wg Woyniłłowicza zależność ta i korzyść jest wzajemna), nacjonalizacji przemysłu, ekspediowania zubożonych chłopów, przed 1918 i po, do przemysłu i dalej do powojennego ludobójstwa ziemian i kułaków (głównie włościan i drobnych zaścianków) w imię kołchoźniczego zbawienia ludzkości. Dalej już mamy darmowe dostawy węgla, stali i technologii do Sowietów, a dalej balacerowiczowskie schładzanie gospodarki przez m.in. bankrutację rolników w 1990 r. („nocna” monetarna rewaloryzacja kredytów rolniczych – http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/864625,balcerowicz-zniszczyl-polskie-rolnictwo-wies-miala-byc-wyspa-kapitalizmu.html), a w końcu kumulację przywłaszczonego kapitału pod zarządem szczerych liberałów i bankrutację polskich firm budowlanych i transportowych w ramach Euro’2012.

Dlaczego ośmielam się wiązać lewicę patriotyczną w jednym łańcuchu z tymi wydarzeniami naszej historii gospodarczej? Przecież oni, ktoś powie, pozostali za drutem kolczastym drugiej wojny światowej. Dlatego, że jak pokazuje to skrzętnie a podstępnie pan Gabriel, jest ona, ta lewica, tak patriotyczna i pro-polska jak sam wódz rewolucji kulturalnej Mao, czyli bardzo mało. Ot taki szczegół. Przypomina pan Maciejewski – w rozdziale „Średnia długość życia wrogów socjalizmu” – ten utopijny entuzjazm, wygenerowany przez aktywistów niby-polskich rewolucyjnych kółek spiskowych, pierwszych socjalistycznych pism i pisemek, partii i partyjek pseudo-polskich rewolucjonistów, organizacji w zasadzie przestępczych, terrorystycznych, finansowanych z Paryża i Londynu, entuzjazm wkradający się w patriotyczne sentymenty zarówno ziemian, włościan jak i robotników, wykorzystujący i odnawiający pierwotną moc propagandy zwanej oświeceniową – wygenerowaną przez Józefa Wybickiego, Hugona Kołłątaja, Stanisława Staszica et consortes – moc haseł niby patriotycznych mających odwrócić uwagę poczciwego acz niezbyt spostrzegawczego narodu rycerskiego od zbankrutowania polskich finansów (bank Fregusona-Teppera, bank Protazego Potockiego i pozostałe) w 1794 roku, rok przed trzecim rozbiorem Rzeczypospolitej, czyli odwrócić uwagę od faktycznego, lubo nie całkowitego, atoli kluczowego i strategicznego ograbienia naszych właścicieli ziemskich z płynności finansowej, i to nawet tych z tzw. Familii (Czarotyskich, Zamojskich, Poniatowskich), tych, którzy spodziewali się nominacji na faktycznych władców Polski, innymi słowy na klawiszy, po przeczuwanym przez nich nowym rozdaniu politycznych wpływów i synekur. Jest to eksplozja łatwych i bezmyślnych idei, które co rusz wzbudzają naiwną wiarę, jak pisze Maciejewski, „że Polska mogłaby się odrodzić bez Kościoła i żyć, karmiąc się tylko ideami rewolucyjnymi, wśród których (i te słowa, ja, Magazynier, wytłuszczam tu jako kluczowe) hasło ubrane przez Lenina w bezpretensjonalne słowa – grab zagrabione – stanęło na pierwszym miejscu.

A wcześniej w tym samym rozdziale nasz autor dopełnia oglądu rewolucji pseudo-patriotycznej pisząc o obsesyjnych, odrażających opisach ziemian polskich w prozie, znanemu wszystkim, Stefana, rzecz jasna Żeromskiego, nie zdolnego choćby do naszkicowania drugo- lub trzecio-planowej pozytywnej postaci pana na włościach, choćby i dalekiej analogii Edwarda Woyniłłowicza. osoby znanej wówczas wszem i wobec w Polszcze, znanego filantropa i adwokata sprawy włościańskiej, niczym jednak nie ujmującego interesom obszarniczym, co niestety musiało być ujmą w oczach postępowego ćwierćinteligenta, i co gorsza duszą zaprzedanego Kościołowi.

Jeden akapit wcześniej czyni pan Maciejewski niedwuznaczne aluzje nie tylko do nieudolności polskich rewolucjonistów, ale nadto do ich uwikłania w dziwne powiązania z tzw. fabrykantami, co ilustruje łatwością, z jaką „tłumiono pierwsze robotnicze strajki w Królestwie wybuchające w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych (wieku XIX)”. Prócz tego ilustruje takim oto faktem, iż biograf Ludwika Waryńskiego, Andrzej Notkowski, „porównuje z taką samą swadą, z jaką porównywał ceny żywności (w istocie wzięte z jakiegoś księżycowego kalkulusa, jak to ciekawie i matematycznie pokazuje Coryllus) i wysokości robotniczych płac, długość życia robotnika i … myślicie pewnie, że kapitalisty, że jakiegoś Lilpopa albo Kronenberga krwiopijcy, a może chociaż czynownika ruskiego …? Mylicie się. Ze średnią życia robotnika zestawiona jest średnia właściciela ziemskiego.

A skąd on, ten Maciejewski, spytacie się z irytacją, to wszystko wie? Niby jak do tego doszedł? A, to jest chytra sztuka. Tłumaczy ją na przykładzie technik jakoby ezoterycznych Eusapii Palladino, słynnej mediumstki, protegowanej sir Artura Conana Doyle’a, przywołującej jakoby z zaświatów dusze zmarłych, w seanse której wtajemniczeni byli tylko wybrani, tacy jak na ten przykład Bolesław Prus czy Maria i Piotr Curie.

Jak pisze pan Maciejewski, siła Eusapii Palladino, wygenerowana przez admirację właśnie nie kogo innego jak tylko sir Artura Conana Doyle’a, „jak i cel jej podróży po Europie, były dla ludzie zainteresowanych postępem i uszczęśliwianiem ludzkości, całkowitą tajemnicą. Patrzyli oni w inną stronę ...” W którą stronę? Tę mianowicie wskazaną przez pełne zadumy, mądrości i tajemnicy, poważne oczy miszcza Artura sira. „Patrzyłeś w inną stronę, chłopczyku – mówi stojąca obok pani – i nie widziałeś jak ten pan oszukiwał.” Aha, więc o to się rozchodzi! Żeby patrzeć nie tam, gdzie spoglądają pełne zadumy, mądrości i tajemnicy oczy miszcza sira. I tę sztukę pan Gabriel wypracował sobie, zapracował na nią i opanowała niemal do perfekcji. Czytamy pierwszy tom Socjalizmu i śmierci i uczymy się patrzeć, nie tam gdzie spogląda autorytet z nadania, ale tam gdzie spogląda ta starsza pani, przez nikogo nie zauważona, stojąca w cieniu, jak stary jakoby nikomu nie potrzebny rekwizyt, odstawiony na tzw. boczny tor. Kim ona jest? No jak to? Nie domyślacie się? No nie … Nie będę wam ułatwiał.

Dodam tylko, bynajmniej nie w celu ułatwienia odpowiedzi na tę zagadkę, że metoda ta pozwoliła panu Gabrielowi odkryć socjalistyczne początki takich zjawisk medialnych i politycznych jak Gazeta wyborcza, Tygodnik Powszechny, Solidarność i Pobudka. Są to bowiem nazwy związane z dziewiętnastowiecznym rewolucyjnym ruchem pseudo-patriotycznym. I jest to ważne odkrycie. Wszystko już było? Czy sponsorom politycznej aktywności w naszej Ojczyźnie brak nowych wynalazków propagandowych? Pytanie raczej źle postawione. Stare hasła się przyjęły i wciąż sprawdzają, nie ma potrzeby na radykalne zmiany.

Tyle by starczyło w zasadzie w kwestii wprowadzenia do tej niezwykłej książki. A to tylko niewyraźne naszkicowane dwa, trzy ledwie rozdziały.

Obiecałem jednak, że wyjaśnię jeszcze jedną rzecz, jeden powód dla którego grafiki pana Bereźnickiego są tak wyjątkowe w tej książce. Ich styl, bliski jest stylowi pisania Coryllusa. Być może dopiero teraz to zauważyłem. One mianowicie, podobnie jak kompozycja znaczeń i faktów u Maciejewskiego, mają coś wspólnego z collagem. Właśnie to, zestawienie osób i wydarzeń, które tworzy znaczenia. Collage leży blisko metafory. Nie chodzi tu o atmosferę marzycielską. Poezja i metafora nie muszą być marzycielskie i romantyczne. Wręcz przeciwnie, są ciekawsze, gdy unikają romantyczności. Lubimy przecież „Rejtana” Kaczmarskiego, mimo że sam Kaczmarski jest w zasadzie heretykiem, no powiedzmy takim uczciwszym pelagianistą (http://poezja.org/wz/Inny/7315/Rejtan,_czyli_raport_ambasadora_-_Jacek_Kaczmarski – nawet jego „Wiosna 1905” zbliża się do naszej wiedzy o rewolucji niby-polskiej: http://www.groove.pl/jacek-kaczmarski/wiosna-1905/piosenka/266907 ). Kiedy język i pisarstwo stają się nieposłuszne wobec kierunku spojrzenia miszcza sira, zadumanego i pełnego mądrości, wtedy wiążą w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy byty i znaczenia, które wcale nie są ukryte. Wręcz przeciwnie, metafora to zestawienie znaczeń odległych, lecz zestawienie nie ukrywające niczego. Wszystko podaje jak na dłoni. Tak owszem, często, żeby te znaczenia odczytać, trzeba sięgnąć poza poezję, do historii, do bytu faktycznego, albo poświęcić kilka chwil na własną dedukcję. Ale dlatego właśnie, tak jak owa spostrzegawcza, starsza pani, poezja widzi to czego oczarowany i naiwny oglądacz nie dostrzega, oszukaną sztuczkę albo rzecz prawdziwą, jak na przykład faktyczną historią Faustyny Mokrzyckiej. Nie chodzi mi o to, że mamy tu poezję u Coryllusa. Chodzi mi o to charakterystyczne zestawiania faktów i tworzenie znaczeń adekwatnych do rzeczywistości, analogicznie w pisarstwie Maciejewskiego i w grafikach Bereźnickiego.

Dodam tylko coś jeszcze na temat języka, jedno słowo, no powiedzmy, jedną onomatopeję i dwa słowa. Mmmmm … przepysznego coś.


P.s. W komentarzach proszę nie streszczać poszczególnych rozdziałów Socjalizmu i śmierci. Pójdźmy raczej dalej. Gdzie? Np. tu do Pamiętnika Igancego Daszyńskiego - http://partiarazem.pl/Pamietniki_-_Ignacy_Daszynski.pdf

Do tego jego orlego wzroku na tym zdjęciowym portrecie, zapatrzonego w świetlaną przyszłość z determinacją klasycznego deliryka. Lub do innych materiałów dostępnych w sieci, albo tylko wam na temat pseudo-polskiej rewolucji socjalnej.

Albo to: Daszyniówka - http://partiarazem.pl/daszyniowka.pdf – z 2016 roku. Za rok mamy 100-lecie, przypatrzcie się uważnie. Tak tak, mili państwo, jeszcze wszystko przed nami. Fortuna kołem nas tłoczy.


modlitwa, czytanie, sport, pisanie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka