Obejrzałam filmowy dramat psychodeliczny, pt. "Czarny Łabędź" /"Black Swan"/, wyreżyserowany przez Darrena Aronofsky'ego, ze zdjęciami Matthew Libatique i muzyką Clinta Mansella.
Rzecz dzieje się wokół nowojorskiego zespołu baletowego. Karierę kończy pewna balerina i toczy się walka o zajęcie jej miejsca. Kompletowana jest obsada do wystawienia "Jeziora Łabędziego". Pośród tancerek trzeba znaleźć też tę, która zagra Odett, królową łabędzi. Nie jest to łatwe, bo musi ona umieć zatańczyć - i zagrać - słodkiego białego łabędzia, jak i czarnego, mrocznego.
Nina /Natalie Portman/ marzy o tej roli, tak jak Lily /Mila Kunis/. Tym, który decyduje o obsadzie, a jednocześnie trenuje baleriny i usiłuje z nich wydobyć dwie natury, jest Thomas Lerdy / Vincent Cassel - bardzo francuski/.
Film opowiada o alienacji jednostki, w tłumie ludzi. O potrzebie sukcesu, o niezdrowej konkurecji, o relacjach głównej bohaterki z matką /Barbara Hershey/ oraz o odkrywaniu swej seksualności. A wieńczy go "perfekcyjne" zakończenie /prawdziwe, aż do bólu/.
Film Darrena Aronofsky'ego jest ciężki, ale gdy zacznie się go oglądać, wchodzi się jakby w akcję, stając się kibicem losów głównej bohaterki. Finał, to konsekwencja poprzednich scen i wydarzeń, a jednak zaskakuje. Choć nie powinien.
Kawał dobrego kina.
Inne tematy w dziale Rozmaitości