Wpadłam w mały "ciąg" filmowy.
"Jak zostać królem" / "The King's Speech"/ to film kameralny i aktorski. Wyreżyserowany przez Toma Hoopera, ze zdjęciami Danny Cohena i muzyką Alexadre Desplata.
Film jest opowieścią o zmaganiach księcia Yorku, Alberta /Colin Firth/ - późniejszego króla Jerzego VI - ze swą słabością, jąkaniem się. Książę wielu miał logopedów, którzy usiłowali mu pomóc /bez powodzenia/, za nim - z inicjatywy żony /Helena Bonham Carter/ - trafił na Lionela Logue'a / Geoffrey Rush/. Ten Australijczyk bez uprawnień, ale z doświadczeniem, pomógł wreszcie księciu "Bertiemu" w opanowaniu aparatu mowy, podczas przemówień. Na kanwie wspólnej pracy, między uczniem /początkowo nadętym arystokratą/, a nauczycielem /wyluzowanym Australijczykiem/, zrodziła się też przyjaźń, która trwała do końca ich dni.
Prócz wymienionych aktorów należy wymienić jeszcze Timothy Spalla, który zagrał Churchilla. Zdystansowanego do swych ułomności i życzliwego nowemu królowi.
Film jest niekonwencjonalnie filmowany. Jest w nim różnorodność perspektyw, kilka pięknych ujęć angielskiej mgły i wnętrz, spacer kamerą w środku Westminster Abbey czy spojrzenie z balkonu Buckingham Palace w stronę ludu. Z doskonałymi ujęciami każdego drgnienia mięśni twarzy - a nawet zmarszczek - głównego bohatera / zachwyca tu praca kamery z grą twarzy Colina Firtha/.
Przyjemną otoczkę filmu stanowi też muzyka, która sączy się i podreśla wydarzenia.
Film "Jak zostać królem" jest mieszanką nastrojów, od powagi do wielkiej dawki angielskiego humoru.
Warto wybrać się do kina na ten film, bo to prawdziwa historia, opowiedziana w sposob interesujący. "Językiem" stylowym i prostym, zarazem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości