Już po sobocie i prawie po niedzieli.
Wreszcie trochę mniej napięcia w polityce. Portale zapychają czołówki takimi sprawami, jak np. to, iż Nico Cage pokłócił się żoną, na ulicy. Czyli nie jest tragicznie.
Pogoda była piękna. Można było pospacerować.
Miałam też ambitny plan, aby dokonać - przed świętami - trochę porządków w domu. I nawet odrobinę się zmusiłam do działania, ale szybko mi przeszło.
No to zwróciłam się ku szafom z ciuchami. I tu doszłam do strasznego wniosku, iż mam pełno szmatek oraz butów, a nie mam w co się ubrać. Udałam się więc, na zakupy. Zrobiło się lepiej.
Później przystąpiłam do sprawdzenia swego stanu posiadania w kosmetykach. Jest dobrze, nic się jeszcze nie kończy. Nawet perfumy są zużyte tylko do połowy flakonika. Co prawda usłyszałam, że przebojem w Stanach są takie o zapachu bekonu /za 36 dolców/, ale raczej nie jest to mój zapach. Wolę zdecydowanie: satynową cytrynową nutę, z ogrzanym czerwonym pieprzem, ze stymulacją bergamotki, z dodatkiem gardenii i geranium, śladem aromatu cukrowej waty z wanilią, no i szczyptą drzewa sandałowego, a także piżma. Perfumy o zapachu bekonu mogłyby zachwycić mojego psa, ale taniej będzie, jak kupię mu plaster, niż flakon.
No i wiosna wszędzie. Lekarstwem na rozleniwienie jest podobno: zakochać się. Choćby w forsycji, która bezwstydnie "chwali" się - w tym roku - w moim ogrodzie swą urodą, gdy w ubiegłym była tylko cieniem. Teraz jej kwiaty - w modnym żółtym kolorze - są niezwykle przyjemnym doznaniem dla oczu.
I zaczyna się wiosenna bujność traw...
Inne tematy w dziale Rozmaitości
