Miałam zarwaną noc. Mój pies wielokrotnie wychodził z domu, po czym - po chwili chciał wracać.
Musiał cierpieć katusze, bo tak w domu, jak i w ogrodzie widać było ślady trawienne.
W południe mu się poprawiło i nawet chciał iść na spacer. Poszliśmy, ale po powrocie znów mu wróciły dolegliwości. Trząsł się cały, a moja rola sprowadziła się do głaskania i przytulania go, bo w takich okolicznościach szczególnie się tego domaga.
Cierpliwie starałam się mu pomóc, bo on też nie jest obojętny na moje różne przypadki.
Kiedyś np., gdy w nocy weszłam do kuchni, aby się czegoś napić, tak głupio pojechałam po płytkach, że się wywaliłam i uderzyłam głową w blat podokienny. Nic specjalnego się nie stało, ale miałam małe rozcięcie i byłam ździebko oszołomiona. Pies - wtedy - przez dłuższy czas nienaturalnie się zachowywał, pilnując mnie ze zdwojoną czujnością. Obserwował mnie i starał się być, wciąż blisko. To było naprawdę wzruszające.
I zawsze, gdy jemu się coś przytrafia, przypominam sobie tę jego troskę o mnie.
O, ruszył się i przyniósł swoją ukochaną piłeczkę. Czyli czas na zabawę. Może mu przejdzie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości