maia14 maia14
472
BLOG

Dziwak

maia14 maia14 Rozmaitości Obserwuj notkę 16

Ludzie są różni. I szczęśliwie, bo w innym wypadku byłoby nudno. Niektórzy, jednak są wyjątkowo dziwni. Każdy spotkał - pewnie - takie egzemplarze. Mnie też było to dane.

W góry jeździłam od zawsze, a w pewnym momencie - swego życia - zawiązałam bliskie kontakty z jednym z klubów wysokogórskich. Mój pierwszy osąd środowiska był taki: ludzie inteligentni, wykształceni, jednak wielu z nich zmagając się z samym sobą w trakcie wspinania, leczy pewne swe kompleksy.

Dziwaka, którego chcę tu opisać, pierwszy raz spotkałam na dworcu kolejowym, gdzie wraz ze znanym mi już koleżeństwem klubowym, zebraliśmy się, aby udać się pociągiem w skałki w Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. On przyszedł trochę spóźniony i zagaił rozmowę tym, że jest przygotowany na wszelką ewentualność pogodową. Pochwalił się też,  iż zawsze zabiera ze sobą pliczek gazet, żeby w razie zimna nimi się owinąć. Nie wiedziałam co o tym sądzić, więc zapytałam gwiazdę wspinania /w górach wysokich/: Czy te gazety, to rzecz normalna w ekwipunku wspinaczy? Odpowiedział: Daj spokój, nie słuchaj "Romka".

Innym razem znalazłam się w towarzystwie owego "Romka" na taborisku, przy Morskim Oku. Byłam tam z moim ówczesnym partnerem, a namiot rozbiliśmy na jednym z podestów. Akces do naszego namiotu zgłosił też "Romek". No i luz, tylko w nocy usłyszałam potworne szeleszczenie, to "Romek" coś wyżerał. A rano, zapytany dlaczego tak hałasował, stwierdził, że zjadał swoje urodzinowe ciasto, które żona mu dała na drogę. Pewnie wolał dmuchać na zimne, żeby rano nie mieć czym częstować. Za to, sięgać po moje pożywienie, nie miał oporów.

Poszliśmy w góry. A tam "Romek" co kawałek przystawał i odwijał z papierków cukierki oraz "ciumkał" je -  na wzmocnienie. A, gdy już podeszliśmy pod skałę, to stwierdził, że on nie będzie prowadzić, bo to niebezpieczne, a on ma rodzinę. A przecież wszyscy mieliśmy, jakieś rodziny.

Zdarzyło się, że chłopcy pojechali na wyprawę w góry wysokie.  Niestety, kierownik wyprawy uległ wypadkowi i jego obowiązki przejął zastępca, pech chciał, że był nim "Romek". No i zaczął organizować życie chłopakom. Wyznaczył np. tygodniowe racje żywnościowe, z zapasów jakie zrobili. I, gdy pod koniec tygodnia brakowało komuś cukru, to kazał słodzić mąką, bo jak stwierdził: To też węglowodany. Wyprawa nie zanotowała spektakularnych sukcesów, bo głównie trwała walka między kierownikiem, a ekipą. Chociaż, "Romek" po powrocie chwalił się, że zanotował zdobycie dziewiczych szczytów. Co chłopcy skomentowali: Właził na "łachy", na które nikomu nie chciało się wchodzić.

Facet był pracownikiem naukowym, ale jakoś miał problemy z awansami. Na uczelni też był nieznośny. Odgrażał się, że gdy jego córki dorosną, to on rzuci żonę i pójdzie do klasztoru. Jeździł strasznym - zdyzelowanym - samochodem z zasłonkami w kwiatki, którego widok spowodował, iż policja w jednym ze szwajcarskich miasteczek, odprowadzała go na sygnale do rogatek.

A dziś spokałam go na ulicy. Wyglądał, jak zawsze: chudy, z bródką - jak "szpieg z krainy deszczowców". Tylko jakoś dziwnie uśmiechał się do siebie, jakby był na mocnym wspomaganiu.

 

 

 

 

 

maia14
O mnie maia14

"Uśmiech wędruje daleko"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Rozmaitości