Policja zatrzymała - w Ustce - włamywacza i złodzieja, który od miesiąca grasował po okolicy. Włamał się do 5 kutrów i wysysał na nich, spirytus z kompasów.
Został złapany na ostatnim ze swych miejsc zbrodni, gdy - w pozycji półzgiętej - ustami /nie przez słomkę/ ciągnął ów spirt. Policjanci przeszkodzili mu w zabawie i zawieźli go do szpitala na płukanie żołądka /miał 4,5 promila w organizmie/, a następnie do izby zatrzymań, gdzie trzeźwiał 2 dni. Musiał być obeznany z kompasami, bo tylko w starych jest spirytus, a w nowszych - trucizna.
Kiedyś też miałam do czynienia z podobnym żłopem.
Urządzałam w domu Sylwestra i pośród gości znaleźli się: koleżanka z mężem, który był znany z tego, że czasami przesadzał z piciem. No ale nic, zabawa się rozkręciła i wszyscy byli ździebko pochmieleni.
W pewnym momencie "żłopek" wymyślił, że czuje się niezbyt świeżo, więc żeby nie blokować łazienki, zejdzie do piwnicy, gdzie przy pralni mam prysznic, i się wykąpie. Zszedł. Gdy wrócił był w ubraniu, ale dziwnie woda mu ściekała z włosów. Nagle przypomniał sobie, że zostawił coś na dole. I jeszcze tak dwa razy, a po każdym powrocie był coraz bardziej pijany.
Rano okazało się, że moczył sobie tylko głowę, a w piwnicy spijał w samotności swoje "koziołki" z wódką, którymi był obłożony. Dobrał się też do mojego zapasu piwa, które zostawiłam na dole, bo miało być dopiero - ewentualnie - na rano. I, żeby jeszcze wypijał - całe - jedno po drugim, ale nie, podczas swych rundek spijał każde do połowy, aby po chwili zaczynać następne. Szczęściem jedną paletę pozostawiłam w innym miejscu.
Bo to "Panie" trzeba umieć pić:
Inne tematy w dziale Rozmaitości