Zmarł amerykański aktor, Michael Clarke Duncan.
Ten potężny /196 cm wzrostu/ Murzyn, wywodził się z biednej rodziny i aby się utrzymać imał się różnych zajęć, jak choćby: kopanie rowów czy ochrona klubów. W końcu - jednak - trafił do filmu.
Kiedy wystąpił w filmie nakręconym przez Franka Darabonta - na podstawie książki Stephena Kinga - pt. "Zielona Mila", wielu kinomanów pokochało go. Wcielił się tam w postać - oskarżonego o zabicie dwóch małych dziewczynek - skazańca, który oczekiwał - w więzieniu - na wykonanie na nim kary śmieci.
W filmie "Zielona Mila" Michael Clarke Duncan stworzył postać wyjątkową, która emanowała ciepłem i niezwykłym człowieczeństwem. Mimika twarzy tego wielkiego Murzyna, spowodowała, że widz mógł razem z nim - i poprzez niego - przeżywać to, co działo się w miejscu odosobnienia, w jakim kreowany przez niego John Coffey, przebywał.
W momencie, kiedy John Coffey został już doprowadzony do "starej Iskrówy", czyli krzesła elektrycznego, w filmie płakali strażnicy towarzyszyszący mu w ostatniej drodze..., a w kinie - w którym oglądałam film - widzowie. To było bardzo traumatyczne przeżycie i siedziało w człowieku, jeszcze długo po wyjściu z kina. Za rolę w filmie "Zielona Mila" Michael Clarke Duncan otrzymał nominację do Oscara.
Odszedł Michael Clarke Duncan i już zaczyna go brakować, podobnie jak było z bohaterem filmu "Zielona Mila".
Żal...
Inne tematy w dziale Rozmaitości