We wtorek zmarł Andy Williams. W grudniu skończyłby 85 lat.
Jego największa popularność przypadła na lata 60-te, ale i później jeszcze długo cieszył się ogromną sympatią słuchaczy.
Miał niezwykły - ciepły - głos. Pod jego urokiem był m.in. prezydent Reagan, który kiedyś stwierdził, że ten głos, to: "skarb narodowy Ameryki".
Andy Williams nagrał wiele płyt, w tym 18 złotych i trzy platynowe. Występował w programach telewizyjnych i na estradzie. Jego piosenki stawały się światowymi szlagierami, gdy nagrywał je do filmów, takich jak np. "Love Story" czy "Ojciec Chrzestny".
Williams był zapalonym golfistą. Zbudował też teatr, w którym często sam występował.
W wywiadzie udzielonym w 2011 r. odgrażał się, iż na scenie będzie się pojawiał tak długo, dopóki będzie mógł na nią wchodzić. I, prawie do końca... mu się to udawało.
Andy Williams odszedł, ale wiele piosenek, które nagrał, wciąż żyje i całkiem "zdrowo" brzmi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości