malarka78 malarka78
1131
BLOG

Miłość sąsiedzka czyli życie na łonie tzw. społeczeństwa

malarka78 malarka78 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 61

Na wstępie, jako nowa osoba na salonie zacznę od przywitania się :)

Ponieważ dziś od rana zeżarła mnie frustracja (a może ze wszech miar słuszna wściekłość) postanowiłam zrobić coś konstruktywnego i wywalić wszystko w formie pisanej.

Otóż sprawa wygląda następująco - z wielkiego miasta 18 lat temu przeniosłam się do małego miasteczka (tak ok. 5 tys. mieszkańców). Wtedy panował tutaj względny spokój. Co prawda dom jest przy ulicy, ale z tyłu ma ogródek, który koił nasze nerwy. Teraz sytuacja zmieniła się diametralnie i trudno znaleźć tutaj spokój i ciszę...

Przykładowo dziś od godziny 7 z minutami jeden z sąsiadów przez kilka godzin zasuwał z piłą tarczową, drugi odpalił piłę do cięcia metalu, a trzeci do cięcia kamienia... a do tego piejący z kilkuminutowymi przerwami kogut (właściwie wyjący jakby go kto zarzynał).

Najczęściej mój dzień wygląda następująco - o godzinie 3 - 4 rano budzi się kogut, a potem kury, które zasuwają cały boży dzień (bo sąsiad kowal chce mieć wiejskie jajeczka) - kogut wyje co kilka minut, a wtórują mu gdakaniem kokoszki. O 7:00 obowiązkowa msza święta - proboszcz eksperymentuje z nagłośnieniem (nie mam nic przeciwko mszom, ale nie muszę ich słuchać każdorazowo!) i coraz częściej wraz z organistą urządzają popisy wokalne, które bardziej wyglądają jak zawodzenia dusz potępionych niż anielskie śpiewy. Oczywiście do proboszcza dołączają się inni - sąsiad, który jest kowalem potrafi punkt 6:00 odpalić piły do metalu i walić w kawał żelastwa (a może tak cały dzień). Drugi sąsiad, który bawi się w kamieniarstwo odpala piaskarkę lub piły do kamienia... To jeszcze nie koniec - a co! Trzeci sąsiad, który założył mały PGR (pomimo, że jest to część mieszkalna miasteczka) odpala glebogryzałkę i popyla z nią po poletku kilka godzin, a jak mu się znudzi to dla zmiany klimatu zaczyna robić oprysk (oczywiście za pomocą spalinowego opryskiwacza). Inny sąsiad, który ma kawałek działki - trawa + kilka drzewek owocowych - wychodzi z podkaszarką i przez klika godzinek namiętnie strzyże trawniczek - oczywiście procedurę powtarza minimum raz w tygodniu. I to jeszcze nie koniec... Ponieważ mieszkam kilkaset metrów od cmentarza, każda msza pogrzebowa jest u mnie doskonale słyszalna - a do tego popisy wokalne organisty, który już chociaż leciwy i stracił zupełnie głos i słuch pieje niemiłosiernie, jakby w ten sposób chciał obudzić zmarłego (oczywiście cała impreza jest puszczana w eter za pomocą megafonów i sprzętu nagłaśniającego). Do powyższych dźwięków dokładają się oczywiście milusińskie pieski - bo sąsiedzi sobie sprawili takie cudeńka, tylko że te cudeńka potrafią ujadać z godzinę (oczywiście w ciągu dnia robi się z tego kilka godzin, a i w nocy psiuńcie nie próżnują). O godzinie 18:00 powtórka z rozrywki - następna msza wraz z popisami wokalnymi. I to jeszcze nie jest wszystko - od jakiegoś czasu nastała moda na motory - więc lokalne lemingi zanabyły te cuda motoryzacji i popylają niemiłosiernie, jakby rozwolnienie goniło ich do wychodka... oczywiście z efektami dźwiękowymi, żeby ogłosić całemu miasteczko "who's the boss", a moe "ale mnie przypiliło"...

To już wszystko? Nie, to jeszcze nie koniec radości płynącej z posiadania sąsiadów. W trochę dalszym sąsiedztwie ktoś założył sobie coś w rodzaju tartaku - całe dnie słychać pomruk pił do cięcia drewna, a przy dobrych wiatrach pomruk zamienia się w złowróżbny łoskot. Dodatkową atrakcją jest na deser 2-letnia latorośl sąsiadów zza płotu. Dzieciaczek wychowywany bezstresowo. Gdy tylko robi się ciepło zostaje wyprowadzany na podwórko, a ponieważ rzeczeni sąsiedzi posiadają też psa o imieniu Lola (kundel wielkości collie) to monolog mamusi owego słodkiego dzieciaczka i właścicielki piesiunia wygląda następująco:

(słodziutki głosik)

- Grzesiu nie wolno...

- Grzesiu nie biegnij...

- Grzesiu nie bij pieska...

- Grzesiu nie siusiaj w majtki tylko do nocniczka...

(grzmiący bas)

- Lola idź stąd!

- Lola nie ruszaj!

- Lola chodź tu!

Oczywiście Lola i Grzesiu występują w monologu naprzemiennie, a cała przemowa co 10 minut jest przerywana syreną alarmową w postaci donośnego ŁEEEEEEEEE, która uspokaja się gdy rzeczony Grzesiu dostanie to czego chciał lub zajmie się czymś innym. Ktoś może mi zarzucić, że mam coś przeciwko dzieciom - od razu wyprowadzam z błędu - sama jestem mamą i wiem co znaczy zajmować się takim berbeciem.

Dodatkowe atrakcje tego roku to wystrzały od 6:00 rano w sadach - ktoś wpadł na pomysł, aby w ten sposób odganiać ptaki - które słychać cały dzień. No i sąsiadka, która mając kilka drzew czereśniowych (podkreślam kilka) postanowiła je regularnie opryskiwać, co oprócz hałasu generowało ogromną chmurę chemikaliów, która spokojnie oplatała mój ogródek...

Zimą do wyżej wspomnianych atrakcji dochodzą jeszcze dymy, gdyż pomimo tego, że śmieci są wywożone regularnie, a opłata jest stała dla każdego - bez względu na ilość odpadów - to i tak co sprytniejsi oszczędzając na węglu czy ekogroszku palą w piecach plastikowymi butelkami i innymi ciekawymi rzeczami, a sąsiad od PGR-u od marca pali w swoich foliach - też Bóg jeden wie czym, także smród jest okropny, a my dusimy się w domu, gdyż nie jesteśmy w stanie żadnego okna otworzyć.

Tak więc wygląda 'normalne' życie w małym miasteczku, w dzielnicy domków jednorodzinnych - to tak jakby ktoś nie wiedział...

Podzielcie się swoimi doświadczeniami z życia w tzw. społeczeństwie i swoimi relacjami z innymi obywatelami tego skrawka ziemi... lub jak sobie z rzeczonymi obywatelami radzicie :)



malarka78
O mnie malarka78

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo