malarka78 malarka78
2038
BLOG

Kalectwo emocjonalne - czyli nasza szara rzeczywistość

malarka78 malarka78 Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Dzisiaj chciałabym poruszyć temat, który jest mi niezwykle bliski - naszej sfery emocjonalnej. Coraz częściej w mediach możemy się spotkać z terminem "dojrzałości emocjonalnej". Tylko czy aby na pewno jest on we właściwy sposób przedstawiany? Wielokrotnie słyszałam, że dojrzałość emocjonalna to umiejętność panowania nad swoimi emocjami... Tak - tylko czy rzeczywiście chodzi tutaj o kontrolę nad nimi?

Obserwuję ludzi wokół, którzy pomimo tego, że osiągnęli coś w życiu, mają rodziny, dobrze płatne posady tak na prawdę zupełnie nie radzą sobie z emocjami. Potrafią "przeżywać" płytkie stany emocjonalne pt"jest super" albo "jest do bani". A gdzie cała reszta? Gdzie uczucia wyższe? Gdzie wrażliwość, empatia - czyli wszystko to, co w moim mniemaniu wyznacza nasze człowieczeństwo. Obserwuję też swoje zwierzaki - w szczególności nowy nabytek - czyli kota, który pomimo młodego wieku wydaje się przeżywać o wiele więcej emocji niż przeciętny homo sapiens. Co więcej nie ma problemu z ich manifestowaniem, ani z wyrażaniem swoich potrzeb, które wcale nie są takie proste, jak wielu może się wydawać.

Patrzę na młodych ludzi, którzy emocje wyrażają za pomocą XD, LOL, mega i tym podobnych zwrotów - tylko czy tak na prawdę mają oni świadomość tego co się w nich dzieje? Piszę to z punktu widzenia osoby, które przez wiele lat pracowała (i nadal pracuje) nad sferą emocjonalną. Wiem jak łatwo można się odgrodzić od tego co dla nas niewygodne. Oczywiście pewne rzeczy wynosimy z domu - to wśród najbliższych powinniśmy się uczyć przeżywania emocji, tego jak kochać itp. Niestety nasze czasy nie sprzyjają rozwojowi więzi międzyludzkich - które przecież są podstawą kształtowania się świata emocjonalnego. Brak czasu, pogoń za pieniądzem - to obraz wielu współczesnych rodzin, a zamiast rozmowy - telewizja, internet czy komórka i tak zwane emocje zastępcze.

Tęsknię za czasami, w których pytanie "Co u Ciebie" nie było wyświechtaną formułką, tylko wyrażało zainteresowanie drugą osobą - ostatnio nawet próbowano mi uświadomić, że dopytywanie się o przyczynę złego samopoczucia mojego rozmówcy to próba psychoanalizy... Ale czy naturalnym nie powinno być właśnie zainteresowanie się rozmówcą? Mam wrażenie, że ludzie, którzy w ten sposób traktują pytania mają ogromne problemy z własnymi emocjami. Rozumiem, że mogło się w ich życiu wydarzyć coś przykrego, ale duszenie tego w sobie i właśnie próby kontrolowania własnych emocji prowadzą do pozornego zobojętnienia i stagnacji. Jednakże przecież te emocje, które towarzyszyły owym traumatycznym wydarzeniom cały czas są...

Oczywiście kalectwo emocjonalne nie dotyczy tylko tych "negatywnych" emocji - widzę, że coraz więcej ludzi nie potrafi przeżywać radości, zadowolenia - muszą one zostać podlane odpowiednią dawką napojów procentowych (lub innych substancji tzw psychoaktywnych). Zamiast eksplozji radości mamy wtedy do czynienie z czymś co nazywam pseudo spontanem, który służy tak na prawdę odgrodzeniu się od siebie samego. Miłość - przecudowne uczucie, które dodaje skrzydeł, zostało sprowadzone do szybkich stosunków seksualnych i wspólnego konta w banku - a gdzie zaufanie, dzielenie się swoimi przeżyciami, troska o drugą osobę i wrażliwość na to co się z nią dzieje?

Coraz częściej spotykam się także z tym, że ludzie nie są w stanie przyznać się do błędu - i nie chodzi mi tutaj o zdawkowo rzucone "dobra sp****yłem", tylko rzeczywiste zrozumienie tego co się wydarzyło - łącznie z przeżyciem porażki, wstydu czy upokorzenia. Za to coraz częściej słyszę usprawiedliwienia - coś musiało wyglądać tak bo.... No właśnie BO CO? Czy sytuacje zewnętrzne, choroba lub cokolwiek innego tłumaczą to, że zawiodłem? Niestety nie, a bez przyznania się do błędu nie można go naprawić, ani uzyskać wybaczenia drugiej strony... Tylko,  że druga strona (często zraniona) też nie przyznaje się do swoich emocji.... I koło się zamyka...

Współczesny, panujący nad sobą homo sapiens jest moim zdaniem kaleką emocjonalnym, który co gorsza nie zdaje sobie z tego sprawy. Wydaje mu się, że wszystko kontrolując wspina się na wyżyny człowieczeństwa... Ale czy aby jest tak na pewno? Czy odgradzając się od własnych emocji nie odgradzamy się od wszystkiego co jest dla nas naturalne?

Idąc dalej popatrzmy na dobrze znane hasła - "faceci nie płaczą", "kobiety są silniejsze od mężczyzn" itd, itp... Ilu z was widziało ostatnio mężczyznę, który się popłakał - bo zawiódł, bo nie dotrzymał słowa, czy przeżywa właśnie stratę kogoś bliskiego lub niesamowitą radość? To samo tyczy się kobiet - i mówię tutaj o prawdziwych łzach, nie takich na pokaz... Czy aby idąc za postępem i nowinkami nie zatracamy tego co powinno być najważniejsze? Przecież bez emocji jesteśmy idealnym materiałem na... bioroboty.


malarka78
O mnie malarka78

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości